Arabska ofensywa

Obecne pokolenie władców Arabii Saudyjskiej, Kataru czy Kuwejtu zdaje sobie sprawę, że eldorado, którego źródłem są największe złoża ropy i gazu, będzie miało kres. Dlatego z myślą o przyszłości inwestują w Europie grube miliardy.

Czy ktoś jeszcze pamięta, jak w 2009 r. Stocznia Szczecińska miała być uratowana przez tajemniczych inwestorów z Bliskiego Wschodu? Wówczas media trąbiły o sukcesie rządu Donalda Tuska. Inwestor, który miał uratować to kiedyś ważne dla polskiej gospodarki przedsiębiorstwo, ponoć był rodem z Kataru. Szczecin jednak pieniędzy od tajemniczego inwestora nigdy nie zobaczył. Od kilku lat stoczni nie ma. Czym innym jednak propagandowa hucpa polskiej polityki, czym innym potężne kapitały z Bliskiego Wschodu, które od lat krążą po Europie w poszukiwaniu atrakcyjnego celu. W XXI w. mieszkańcy bogatych krajów Bliskiego Wschodu już nie są tylko elitą klienteli prestiżowych salonów jubilerskich, seryjnymi nabywcami sportowych aut Ferrari i dostojnych limuzyn Rolls-Royce, gośćmi VIP luksusowych apartamentów ekskluzywnych hoteli. Są wyczekiwanymi i pożądanymi inwestorami.

Reklama

Futbol dźwignią biznesu

Od dawna częściej kupują nieruchomości w Londynie i na Lazurowym Wybrzeżu niż wynajmują całe piętra w najlepszych hotelach. Głośnym echem w mediach odbijają się ich inwestycje w europejską piłkę nożną. Kilka czołowych klubów z żelaznego składu rozgrywek Ligi Mistrzów jest ich własnością, w tym takie tuzy, jak Manchester City i Paris Saint Germain. Ponadto Emirates Airlines jest głównym sponsorem klubów: AC Milan, Arsenal, Hamburger SV i Real Madryt.

Obecne pokolenie władców Arabii Saudyjskiej, Kataru, Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA) czy Kuwejtu, wykształcone na zachodnich uniwersytetach, znacznie lepiej od swoich antenatów, rządzących pustynnymi królestwami, zdaje sobie sprawę, że eldorado, którego źródłem są największe złoża ropy i gazu, będzie miało kres. Stąd z myślą o przyszłości lokują na Starym Kontynencie grube miliardy pozyskane ze sprzedaży ropy.

Inwestycje w kluby piłkarskie rzadko przynoszą bezpośrednie finansowe korzyści. Istotne są różne pośrednie interesy, które można za ich pomocą robić, a przede wszystkim to, co na koszulkach piłkarzy w meczach Ligi Mistrzów oglądają w trakcie transmisji telewizyjnych miliardy ludzi na całym świecie. Są to logo arabskich linii lotniczych i państwowych funduszy inwestycyjnych, które budują w ten sposób wizerunek marek ze świata bogactwa i stabilności.

Zatoka Perska jest naturalnym miejscem przesiadki między różnymi ważnymi punktami globu i to Arabowie od lat próbują wykorzystać. Rozbudowują, unowocześniają i intensywnie promują swoje lotniska i linie lotnicze. Emirates Airline latają do 140 miejsc w 62 krajach na sześciu kontynentach i dysponują flotą ponad 200 samolotów, a zakupy następnych maszyn są w drodze. Dynamicznie rozwijają się również linie Qatar Airways, których logo widnieje na koszulkach FC Barcelona.

Zatoka Perska zamienia się w węzeł tranzytowy, pomost między Europą, Stanami Zjednoczonymi a Azją. Doha, Dubaj i Abu Zabi są obecnie zajęte budową majestatycznych terminali do obsługi ruchu międzykontynentalnego, obok których pojawią się luksusowe centra handlowe i hotele. Biznesowe przedsięwzięcia Kataru i ZEA w branży transportu lotniczego również za granicą układają się pomyślnie: ich państwowe linie lotnicze uruchamiają coraz to nowe trasy w USA, Azji, Afryce i na Środkowym Wschodzie i uważane są za najlepsze na świecie.

Ale nie tylko europejskie nieruchomości i kluby piłkarskie są ostatnio "na celowniku" arabskich inwestorów. Pieniądze z państw Zatoki Perskiej inwestowane są w akcje największych zachodnich spółek. Są to w większości inwestycje portfelowe dokonywane przez państwowe fundusze inwestycyjne, realizowane przez pracujących tam zachodnich menedżerów, jednak wielkość tych pozycji jest znacząca. Katarczycy są w posiadaniu 17 proc. akcji Volkswagena, Kuwejt ma 6,8 proc. akcji Daimlera. Trzystumetrowy drapacz chmur Shard i świątynia zakupów Harrods w Londynie należą do Kataru. Pod katarską kontrolą znajdują się również francuski holding medialno-technologiczny Lagardere oraz legendarna amerykańska marka jubilerska Tiffany. Arabowie mają też istotne udziały w Airbusie i Siemensie.

Co publiczne, co prywatne

Większość arabskich inwestycji w Europie lokowanych jest w Wielkiej Brytanii i Francji. Wynika to z kolonialnej przeszłości tych krajów, która paradoksalnie sprawiła, że Brytyjczycy i Francuzi są Arabom najbliżsi z europejskich nacji. Do Europy napływa rocznie ponad 2,5 mld dolarów inwestycji z krajów arabskich, z czego ponad 50 proc. do Wielkiej Brytanii - twierdzi prof. Rodney Wilson z Durham University, specjalizujący się w islamskiej bankowości i finansach. Np. Qatar Holding posiada 26 proc. udziałów Sainsbury's, angielskiej sieci handlowej z wielkimi tradycjami. Arabowie inwestują na Wyspach również w przemysł petrochemiczny, nieruchomości i centra logistyczne - np. port morski obsługujący Londyn.

Wyszło to na jaw w 2013 r., gdy Barclays Bank, w którym dziś Qatar Holding LLC jest największym akcjonariuszem (ma 4,96 proc. akcji), został oskarżony o to, że w 2008 r., w szczycie kryzysu bankowego skłoni do zakupu własnych akcji Qatar Holding za ponad sześć miliardów funtów. Celem operacji miało być uniknięcie częściowej nacjonalizacji, tak jak to się stało w przypadku Lloyds Bank i Royal Bank of Scotland. Sprawa jest badana przez Financial Services Authority, czyli brytyjski odpowiednik polskiej Komisji Nadzoru Finansowego. Barclays został oskarżony o gwarantowanie umowy z Katarem, co przez FSA traktowane jest jako poważne nadużycie finansowe.

Problemem, który pojawia się przy analizowaniu obecności arabskich kapitałów, jest właściwa identyfikacja ich funkcji. W krajach zachodnich dość łatwo jest rozróżnić własność publiczną od prywatnej, a inwestycje prywatne od państwowych. W krajach arabskich nie jest to proste. Większość bogatych państw z Zatoki Perskiej posiada państwowe fundusze inwestycyjne, dysponujące ogromnymi środkami pochodzącymi oczywiście ze sprzedaży występujących tam węglowodorów. Niektóre, np. Abu Dhabi mają nawet kilka takich organizacji. Jednak ich transparentność w rankingach oceniana jest dość nisko, w przeciwieństwie do funduszy należących do Norwegii, Singapuru czy Australii.

- Decyzje dotyczące publicznych inwestycji zagranicznych danego kraju poprzez państwowe fundusze majątkowe często są zbieżne z decyzjami dotyczącymi inwestycji prywatnych i służą tym samym ludziom, władcom poszczególnych szejkanatów - wyjaśnia dr Katarzyna Górak-Sosnowska ze Szkoły Głównej Handlowej.

Ekspansja gospodarcza krajów arabskich na Zachodzie w niektórych krajach europejskich, np. w Hiszpanii, wywołuje niepokój. Larum podniosły niektóre hiszpańskie gazety, gdy okazało się, że do Zjednoczonych Emiratów Arabskich należy 100 proc. udziałów hiszpańskiej spółki naftowej Cepsa. W mediach mówi się wręcz o Nowym Imperium Arabskim. Przypomina się rozdział dziejów Europy od VIII do XIII w., gdy większość obecnej Hiszpanii i duża część południowej Francji znajdowały się pod arabskim panowaniem.

Eksperci, jak dr Jaime Gutierrez Mas, ekonomista z Uniwersytetu w Salamance, uważają jednak, że nie ma mowy o islamskiej ekspansji ekonomicznej. Władze państw Zatoki Perskiej deklarują, że między nimi istnieje ostra konkurencja i rywalizacja gospodarcza. Są oczywiście pomysły koordynacji działań, by doprowadzić do wzrostu wpływów w gospodarce światowej i polityce międzynarodowej. Dla analityków europejskich trudność w ocenie sytuacji stanowi fakt, że polityka monarchii Zatoki Perskiej, zwłaszcza strategia polityki zagranicznej, jest dyskrecjonalna: kształtuje ją i realizuje wąskie grono osób za zamkniętymi drzwiami. Rozważając czysto teoretycznie: za wielkimi inwestycjami może kryć się scenariusz odbudowy jedności świata arabskiego. Jednak idee te kształtowane są nie przez elity polityczne, lecz przez szczególne grupy osób - w ten sposób można streścić rozumowanie sceptyków.

Również profesor Haizam Amirah Fernandez, główny badacz świata arabskiego pracujący w Real Instituto Elcano, odrzuca hipotezę o arabskim spisku dla podboju Zachodu. Według niego, każdy kraj arabski będzie robił swoje. Głównym celem dominujących klanów i rodzin pozostanie utrzymanie władzy i wpływów.

Szariat wsparty kapitałem?

Nie brak jednak i ekspertów, których diagnozy są bliskie tytułom z czołówek tabloidów. Twierdzą oni: czym, jeśli nie ekspansją, można nazwać ogromne inwestycje finansowe krajów arabskich w europejskie i amerykańskie projekty budowlane, przemysłowe i bankowe?

Olivia Orozco z Centrum Badań nad Światem Arabskim uważa, że ekspansja może się przenieść na sferę polityczną. Teraz elity finansowe Zatoki Perskiej są częścią elity światowej. Państwa arabskie już nie boją się represji ze strony Zachodu, ponieważ mają możliwość realizacji samodzielnej polityki. Obecnie już nie są pariasami, lecz równoprawnymi partnerami zachodnich firm i dużego kapitału. W Europę wpompowały ogromne środki. Biorąc pod uwagę stan gospodarek krajów Starego Kontynentu, obecność arabskich pieniędzy stała się warunkiem ich stabilności. W związku z tym Orozco prognozuje, że dojdzie również do politycznej i kulturalnej ekspansji. Eksperci nie wykluczają, że radykalne organizacje, które funkcjonują obecnie w Europie, są finansowane przez pewne środowiska z krajów Zatoki Perskiej, choć dowodów, póki co, brak.

W ostatnich latach, nie tylko w krajach muzułmańskich, prężnie rozwija się również bankowość islamska. Narodziła się w regionie Zatoki Perskiej, a dziś występuje w ponad 50 państwach, głównie w krajach muzułmańskich, lecz także w tych, gdzie liczna jest diaspora wyznawców Allaha. Sektor bankowy działający zgodnie z zasadami szariatu szybko rośnie, a banki konwencjonalne coraz chętniej podejmują z nim współpracę. Dynamika przyrostu wartości depozytów i kredytów w ostatnich latach w bankach islamskich wynosiła średnio 10-15 proc. rocznie, zwykle ponad dwukrotnie więcej niż w bankach tradycyjnych.

Wielu finansistów twierdzi, że dla spragnionej obecnie źródeł finansowania Europy pieniądze arabskie są mniej niebezpieczne niż chińskie. Chińczycy przejęli już tak istotne dla europejskiej gospodarki przedsiębiorstwa, jak Volvo z całą jego nowoczesną technologią oraz jedną z istotniejszych bram morskich do Europy - port w Pireusie.

Na tle chińskiej ekspansji obawy przed ekonomicznym podbojem Europy przez Arabów są przesadzone. W uzasadnieniu tej tezy podnosi się argument techniczny: arabskimi funduszami na poziomie operacyjnym zarządzają głównie Europejczycy i Amerykanie. Wskazuje się też na przesłanki geopolityczne: kraje Zatoki Perskiej nie mają wypracowanej jakiejś wspólnej, spójnej strategii. Do ochrony inwestycji często konieczna jest siła militarna, której kraje arabskie, w przeciwieństwie do Chin, nie mają. A co więcej, większość autokracji z Zatoki Perskiej korzysta z amerykańskiego parasola ochronnego, również z obawy przed mieszkańcami państw, którymi władają.

Wskazuje się też na silne systemowe mechanizmy obronne państw zachodnich: zawsze można znacjonalizować przedsiębiorstwa istotne ze względu na bezpieczeństwo narodowe. Do 2008 r. na Zachodzie, może poza Francją, wydawało się to abstrakcją. Po realizacji planu ratunkowego Hanka Paulsona w USA nie wydaje się to już niemożliwe.

Mundial zamiast krucjaty

Teza o krucjacie na Europę jest wątpliwa i z innego, prostego powodu: arabskie monarchie mają już alternatywny sposób zagospodarowania petrokapitałów. W 2022 r. Katar będzie organizatorem mistrzostw świata w piłce nożnej. Inwestycja pochłonie zapewne olbrzymie środki, których nikt nie jest dziś w stanie oszacować. Pisze się dużo o korupcji przy otrzymaniu prawa do organizacji imprezy w kraju, gdzie latem, kiedy mają się odbyć rozgrywki, temperatury sięgają 40-50 stopni Celsjusza. Planowana jest budowa ośmiu nowych stadionów, które mają mieć klimatyzację, a źródłem potrzebnej do niej energii mają być nie ropa i gaz, lecz baterie słoneczne. Stanowi to olbrzymie wyzwanie dla inżynierów z całego świata. Obiekty te po rozgrywkach mają być rozebrane i przekazane innym państwom. Na razie nie wiadomo, czy odpłatnie. Katar ma więc zatem na co wydawać swoje pieniądze.

Owszem, w Europie Zachodniej stale wzrasta udział ludności muzułmańskiej, ale przyczyną nie jest imigracja z krajów Zatoki Perskiej, lecz napływ biedoty i duża rozrodczość w tych społecznościach. Należy jednak brać pod uwagę to, że Katar i Arabia Saudyjska uważają, że mają "misję historyczną" rozprzestrzenienia "prawdziwego islamu" - wahhabizmu, salafizmu. Władcy tych państw nie są tylko biznesmenami, przedsiębiorcami, często też czują się "nosicielami woli Allaha". Wydaje się jednak, że Arabowie i inni muzułmanie prędzej zawojują Europę, jak wyraził się jeden z muftich, macicami swoich kobiet, niż kapitałami z ropy i gazu.

Lech Godziński

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: złoża ropy i gazu | miliardy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »