Biznes przy dołku

Na świecie ponad 150 mln osób gra w golfa. To jeden z najpopularniejszych sportów, nie tylko w USA czy na Wyspach, ale też u naszych sąsiadów. Niestety w Polsce golf wciąż nie ma swojej dobrej passy. A szkoda, bo to nie tylko sport dla wybranych, elitarny, czy - jak się przyjęło uważać - drogi.

Amerykański prezydent Lyndon B. Johnson do swoich decyzji przekonywał senatorów na polu golfowym. W 1965 właśnie na "greenie" udało mu się zatwierdzić historyczną uchwałę znoszącą bariery w prawach wyborczych. Barack Obama jest piętnastym z ostatnich osiemnastu prezydentów USA, którzy namiętnie ćwiczyli uderzenia golfowym kijem. Większość z nich chętnie stawała w szranki z najlepszymi golfistami świata. I otwarcie się tym chwaliła. Polscy politycy w golfa nie grają, albo przynajmniej się z tym nie obnoszą. O wiele bezpieczniejsze jest wędkarstwo, piłka nożna, a nawet myślistwo.

- Gdyby dziś Donald Tusk powiedział, że nie tylko gra w piłkę, ale też w golfa, to zostałby "pożarty żywcem" - żartuje Arkadiusz Muś, właściciel produkującej szyby zespolone firmy Press Glass, jeden z najbogatszych Polaków, który wybudował własne pole golfowe w Konopiskach pod Częstochową. Zapaleni golfiści przekonują, że perspektywy rozwoju tego sportu w Polsce są ogromne. Tak samo jak potencjalne korzyści dla krajowej gospodarki. Tylko ktoś musi "przestawić wajchę".

Golf po amerykańsku

W USA - golfowej Mekce - politycy grają nie tylko dla relaksu. Zdają sobie sprawę, że promując tę dyscyplinę sportu, pośrednio wspierają gospodarkę swojego kraju. Golf jest w USA jedną z najpopularniejszych dyscyplin sportu. I jedną z najbardziej dochodowych. Według danych firmy SRI, gdyby wziąć pod uwagę wpływ golfa na inne branże, finansowy zastrzyk, jaki golfiści aplikują gospodarce, to aż 177 mld dolarów. Tylko golfowa turystyka przyniosła wpływy rzędu 20 mld dolarów. Dodatkowe 30 mld - według SRI - wygenerowały pola golfowe razem z wieloma usługami towarzyszącymi: wszystkimi opłatami, restauracjami i szkółkami. A to nie wszystko. Golf pobudza rozwój rynku nieruchomości i stymuluje lokalne inwestycje. Na sam sprzęt, kije golfowe, piłeczki i torby oraz gadżety, ubrania i płyty z kursami Amerykanie wydają rocznie ponad 5,5 mld dolarów. Ale tam liczba osób deklarujących grę w golfa przekracza populację Polski. A pól golfowych jest niemal 16 tys. I ciągle powstają nowe.

Polacy przy dołku

Szacuje się, że w Polsce w golfa gra 20 tys. osób, z czego 3,2 tys. golfistów ma już status zawodników amatorów. Te liczby nie porywają. Zwłaszcza, gdy grupę golfistów porówna się z liczącym już około 5 mln osób gronem narciarzy. A przecież koszt uprawiania obu sportów - karnetów, sprzętu, wyjazdów - jest porównywalny. Nie lepiej wypadamy też na tle innych krajów. W Niemczech golfistów jest 600 tys., w Szwecji ok. 500 tys., w Czechach 46 tys. Ci ostatni mają do dyspozycji około 85 pól golfowych - trzy razy więcej niż my. Ale grono zapaleńców gry na "greenie" nad Wisłą stale się powiększa. Od 2005 nastąpił ponad dwukrotny wzrost liczby klubów, golfistów, pól golfowych i turniejów. Rośnie też ich ranga. Pod koniec września na wrocławskim polu Toya Golf & Country Club po raz pierwszy w historii naszego kraju rozegrany zostanie finałowy turniej europejskiej zawodowej ligi golfa Pro Golf Tour. Pula nagród dla zawodowców w turnieju Deutsche Bank Polish Masters wyniesie 40 tys. euro, co czyni go największym wydarzeniem golfowym w kraju. Organizatorzy turnieju przyznali obiecującym polskim juniorom oraz najlepszym zawodowcom 8 dzikich kart, dzięki temu Polscy zawodnicy mają kolejne szanse na międzynarodowe doświadczenie oraz na awanse w rankingach tak potrzebne w walce o nominacje olimpijskie.

Rozrywka dla burżujów

Przed II wojną światową Polska zdążyła zaistnieć na golfowej mapie Europy. Do dzisiejszego Szczawna Zdroju (Bad Salzbrunn) zjeżdżała się towarzyszka śmietanka tamtych czasów. Po wojnie wszystko się zmieniło. Władze PRL-u uznały golf za rozrywkę dla burżuazji. - Golf był sportem bogaczy, którzy z nudów chodzą po polu. Obok stonki i coca-coli był najgorszym wymysłem kapitalizmu. Lata indoktrynacji zrobiły swoje - mówi Andrzej Person, senator PO i honorowy Prezes PZG.

Dziś pól z prawdziwego zdarzenia -18 dołkowych - jest w Polsce 17. Dodatkowo działa 9 pól 9-dołkowych, 9 akademii golfowych i ok. 50 driving range'ów (strzelnic golfowych). To niewiele. Ale i tak na jedno pole przypada u nas 80 golfistów. Na rynkach rozwiniętych ta liczba skacze do 500 - 1500. Pole do rozwoju jest więc duże. Ale brakuje motoru napędzającego koniunkturę.

W USA pola budują nie tylko kluby golfowe, ale i lokalne władze. Wiedzą, że taka inwestycja przyciągnie przedsiębiorców, ale też podniesie ceny okolicznych nieruchomości. U nas niemal wszystkie pola zbudowano za pieniądze prywatnych inwestorów. Publicznych pól właściwie brak, z jednym wyjątkiem. W Gorzowie Wielkopolskim oddano w tym roku pole miejskiego Zakładu Utylizacji Odpadów. Wybudowano je na byłym wysypisku śmieci.

Festyn na trawie

W Polsce pole golfowe żyłą złota nie jest. Wręcz przeciwnie, większość właścicieli dokłada do tego biznesu. Z samego golfa - poza dużymi ośrodkami, jak Warszawa - nie da się utrzymać pola. - Dziś pola golfowe osiągają break-even, ale coś za coś, trzeba organizować dużo imprez niezwiązanych z golfem. A moje pole nie funkcjonuje jako remiza strażacka albo dom weselny. Nie dbam o przychody, nie organizuję wesel, imienin cioci czy festynów. Nie napędzam koniunktury - mówi Muś. Rocznie i za jego utrzymanie płaci 3,5 mln zł. I na tym nie zarabia.

Utrzymanie pola golfowego waha się w Polsce między 1 a 4 mln zł. Ta kwota zależy od jakości danego pola i obejmuje jedynie koszty rewitalizacji samych terenów zielonych. Koszty restauracji, domków klubowych, szatni trzeba liczyć oddzielnie.

W przypadku pola Musia 800 tys. zł pochłaniają same podatki. Suma jest zawrotna, bo pola golfowe obejmuje normalny podatek lokalny od nieruchomości, a nie podatek rolny, mniejszy od lokalnego od 50 do 100 razy. Przyjmując maksymalną stawkę, która wynosi dziś 80 gr. od mkw., za pole golfowe o powierzchni 80 hektarów trzeba zapłacić aż 640 tys. zł. Chyba, że gmina zadecyduje inaczej, czego najlepszym przykładem jest Sand Valley Golf&CC w pobliżu Pasłęka. Rada miasta zdecydowała, że pole golfowe zostanie zwolnione z płacenia podatków od działalności gospodarczej. Rokrocznie decyzja ta jest odnawiana poprzez głosowanie. I zazwyczaj wywołuje burzę wśród lokalnej społeczności. Podobne kontrowersje wzbudziła też niedawno decyzja prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego o oddaniu w dzierżawę na czas nieokreślony prawie 34-hektarowy obszar w Łagiewnikach pod budowę pola golfowego. Radni wieszali psy na Majchrowskim, bo golfowy "Green Park" ma płacić miastu za dzierżawę tego terenu 9 groszy za metr kwadratowy rocznie. A to ich zdaniem zdecydowanie za mało.

- Nie mam pretensji do władz gminy. Są między młotem a kowadłem. Oni mają wybór, dawać obniżone stawki i mieć dziurę na żłobki, drogi czy szkołę albo łupić właścicieli pól. Tu potrzeba strategicznego myślenia, wyobraźni, a tego wielu samorządowcom brakuje - mówi Arkadiusz Muś.

Sport trzeciej kategorii

Cztery lata temu podejmowano próbę zmiany prawa. Stali za nim zapaleni golfiści, m.in. posłanka Beata Bublewicz, senator Andrzej Person i minister Mirosław Drzewiecki. Powstał projekt ustawy o sporcie z zapisem o obniżeniu podatków właścicielom dużych obiektów sportowych. Ale ustawa przepadła w Sejmie. Z powodzeniem i bez echa przeszła decyzja - spychająca golf, jako debiutującą dyscyplinę olimpijską, do trzeciej ligi. W nowej klasyfikacji Ministerstwa Sportu znalazł się on - obok akrobatyki sportowej, curlingu, łyżwiarstwa figurowego, pięcioboju nowoczesnego, taekwondo i triathlonu - w grupie sportów o minimalnym znaczeniu dla promocji kraju i sportowej rywalizacji. Przy okazji zmniejszono więc dotacje na tę dyscyplinę o 30 proc. Taka polityka odbija się na kondycji fizycznej młodych Polaków. I nic dziwnego, że potem żartuje się, że najczęściej uprawiany sport w naszym kraju to "szwagier pół litra i lećććć Adam lećććć".

Pasja, zdrowie i tradycje

To krótkowzroczne podejście do tej pięknej dyscypliny, której tradycje sięgają kilka wieków wstecz. Pozwala na relaks, wpływa na kondycję, zapewnia sprawność ciała i umysłu. Nie kosztuje więcej niż inne dyscypliny - jak narciarstwo czy windsurfing - a przy okazji pozwala nawiązywać ciekawe relacje z innymi amatorami zielonego sportu. - Wspieramy rozwój golfa organizując największe turnieje w Polsce, w tym tegoroczny finał Europejskiej Ligi Golfa Deutsche Bank Polish Masters.Tego typu przedsięwzięcia są szansą dla naszych golfistów na zaistnienie w świecie międzynarodowych rozgrywek. Ale sprawa nie jest prosta. Stereotypy, jakie narosły wokół tego sportu są w Polsce silnie zakorzenione. Ich zmiana będzie kosztować sporo wysiłku. Uważamy jednak, że warto go podjąć, bo golf to fantastyczny sport dla każdego, w dodatku dyscyplina, która od przyszłych igrzysk powraca do konkurencji olimpijskich - mówi prezes Deutsche Bank PBC, Leszek Niemycki.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Dowiedz się więcej na temat: Biznes | sport | dołek | golfista | gra w golfa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »