Bronię węgla!

Polska ma problem z zanieczyszczeniem powietrzem. Przyczyny upatruje się w zależności polskiej energetyki od węgla. Tymczasem to paliwo wcale nie jest głównym sprawcą smogu w polskich miastach, a w dodatku może być czystym ekologicznie opałem.

Organizacje ekologiczne, szczególnie te zachodnioeuropejskie, takie jak Clienth Earth czy Greenpeace, wieszają psy na węglu, oskarżając to paliwo o wszelkie możliwe ekologiczne "grzechy tego świata". Przekonują, że jest on nie tylko głównym sprawcą globalnego ocieplenia klimatu, ale w przypadku Polski - także smogu.

Szczególnie ciekawe jest to, jak te organizacje tworzą swoją narrację na temat naszego kraju. A więc po pierwsze wmawiają, że Polska właśnie za sprawą węgla, jego stosowania w energetyce, jest największym "szkodnikiem klimatycznym" Unii Europejskiej. To jest oczywistą nieprawdą, bo więcej dwutlenku węgla emitują od nas Niemcy (one też zużywają więcej węgla niż nasz kraj), Wielka Brytania, Włochy i Francja, a pod względem emisji CO2 na 1 mieszkańca Polska jest dopiero na 10. miejscu w UE.

Reklama

W tej kategorii - według danych Eurostatu - wyprzedzają nas właśnie Niemcy, Finlandia i Dania, uchodzące za kraje surowo respektujące zasady ekologii, a także Holandia, Belgia, Luksemburg, Czechy, Cypr i Estonia.

Niska emisja, wysokie zagrożenie

Drugim powielanym przez organizacje ekologiczne mitem jest opinia, że głównym winowajcą zanieczyszczenia powietrza w polskich miastach jest węgiel używany do ogrzewania budynków i podgrzewania wody. Tymczasem na rzeczywiście duże zanieczyszczenie powietrza w wielu polskich miastach składa się wiele czynników i palenie węglem nie jest najważniejszym.

Po pierwsze w Polsce, szczególnie w miastach, w ostatnich dwóch dekadach gwałtownie przybyło samochodów: ich liczba zwiększyła się u nas kilkakrotnie. Polskie miasta pod względem liczby aut na 1000 mieszkańców doganiają, a w niektórych przypadkach nawet prześcigają, miasta zachodnioeuropejskie. Problem w tym, że u nas jest dużo więcej niż na Zachodzie samochodów starych, które "kopcą" o wiele bardziej niż nowsze roczniki.

Główną przyczyną groźnego dla zdrowia zanieczyszczenia powietrza w naszym kraju jest tzw. niska emisja. Za tym określeniem kryje się emisja zanieczyszczeń powietrza ze źródeł znajdujących się na wysokości do 40 m. U nas te źródła to przede wszystkim niskie kominy (domowych pieców, kominków, małych, lokalnych kotłowni, niewielkich zakładów produkcyjnych) oraz samochody. W dużych miastach Polski, na co wskazuje m.in. raport NIK sprzed kilku lat, to jednak właśnie auta są największym źródłem niskiej emisji.

Dla przykładu: według danych Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska w Warszawie w stolicy na auta przypada aż 82 proc. emisji groźnych dla zdrowia tlenków azotu (podczas gdy na "domy ogrzewane indywidualnie" tylko 5,9 proc.), 56 proc. emisji pyłu zawieszonego PM 10 (domy ogrzewane indywidualnie - 17 proc.) i 29,4 proc. pyłu zawieszonego PM 2,5 (domy ogrzewane indywidualnie - 29,1 proc.).

Tymczasem wedle niedawnego raportu ONZ Global Compact największym problemem, jeśli chodzi o stan powietrza w polskich miastach, jest bardzo wysoki i w związku z tym szczególnie groźny dla ludzkiego zdrowia, poziom zanieczyszczenia dwoma rodzajami pyłu zawieszonego (PM 10 i PM 2,5) i rakotwórczym benzo(a)pirenem (w przypadku tego drugiego auta mają niewielki udział, a największy domowe piece i lokalne kotłownie).

Dominująca część emisji pyłu zawieszonego, a także benzo(a)pirenu w Polsce przypada właśnie na "niską emisję". W przypadku aut to nie tylko spaliny, ale i pył pochodzący ze ścierania opon i klocków hamulcowych.

Innym ważnym, ale zazwyczaj pomijanym czynnikiem, jest coraz gęstsza, intensywniejsza zabudowa w polskich miastach, likwidowanie w nich tzw. klinów nawietrzających, co ogranicza tam cyrkulację powietrza, a w ślad za tym zwiększa poziom zanieczyszczeń. To m.in. efekt braku lokalnych planów zagospodarowania przestrzennego. Według danych NIK pokryte jest nimi niecałe 30 proc. powierzchni Polski, choć w wielu miastach ten wskaźnik jest jeszcze niższy.

Problemy z paliwem

Jeszcze istotniejsze jest to, czym pali się w domowych piecach. W ostatnich latach furorę zaczęły u nas robić - ze względu na niską cenę - odpady węglowe: muły i tzw. flotokoncentraty, odzyskiwane z kopalnianego błota czy hałd. Ich spalanie w domowych piecach czy lokalnych kotłowniach jest tragiczne w skutkach, bo oznacza bardzo wysoką emisję groźnych dla zdrowia zanieczyszczeń, m.in. metali ciężkich. Te odpady powinny być spalane wyłącznie w elektrowniach czy elektrociepłowniach, których kominy są wyposażone w odpowiednie filtry.

Niestety, bardzo częste są też przypadki palenia w domowych piecach zwykłych odpadów, np. zużytych opakowań plastikowych.

To jest jeszcze gorsze niż palenie mułem węglowym, bo oznacza, że do powietrza trafiają m.in. bardzo rakotwórcze dioksyny.

Warto dodać, bo mało kto o tym wie, że za sporą część "niskiej emisji" w Polsce odpowiadają kominki i że palenie w nich drewnem, które wydaje się czystym ekologicznym opałem, oznacza większą emisję zanieczyszczeń (np. pyłu i rakotwórczego benzopirenu) niż w przypadku węgla.

Ostatni, choć nie najmniej istotny czynnik, to fakt, że w Polsce wciąż jest dużo starych i mocno już zużytych pieców i kotłowni węglowych oraz kominków, które są dużo bardziej "emisyjne", dużo bardziej trują powietrze niż piece, kotły i kominki nowej generacji.

Działania zaradcze

Z opisanych wyżej przyczyn jasno wynika, jakie powinny być środki zaradcze na smog w Polsce. Po pierwsze to upowszechnianie ekologicznego transportu: aut i autobusów elektrycznych oraz na gaz (LPG i CNG), bo i samochody z napędem gazowym trują powietrze dużo mniej niż pojazdy z silnikiem Diesela i benzynowym. Rozwój takiego transportu i mające go umożliwić zachęty (np. bezpłatne parkowanie w centrach miast dla aut elektrycznych) przewiduje przyjęty niedawno przez rząd projekt ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych.

Polskie miasta powinny też postawić na rozwój transportu zbiorowego i szynowego, co już się dzieje. Powinny one również przestać dopuszczać - w przypadku nowych inwestycji - do zbyt gęstej zabudowy, do zabudowywania klinów nawietrzających i terenów zielonych (np. w Warszawie władze miasta wciąż zezwalają na wycinanie lasów pod zabudowę, choć w tak dużym mieście każdy ich skrawek zieleni jest na wagę złota). I przede wszystkim ograniczyć inwestycyjną "wolną amerykankę" - przez objęcie jak największej części miast planami zagospodarowania przestrzennego.

Nowym, ważnym zadaniem dla samorządów lokalnych jest też to, by "namierzały" i karały osoby, palące odpadami. Powinny to robić wszystkie miasta i gminy, ale na razie zajęły się tym tylko nieliczne z nich (m.in. Kraków i Grudziądz).

Kolejnym remedium jest zakaz sprzedaży odpadów węglowych jako opału (ten zakaz mógłby nie obowiązywać jedynie elektrowni i elektrociepłowni).

Rząd przygotował już normy jakościowe dla węgla służącego do ogrzewania domów i mieszkań, które wyeliminują ze sprzedaży detalicznej odpady węglowe. Niestety, przyjęcie tych norm się przeciąga. Wprawdzie w listopadzie zeszłego roku Ministerstwo Energii przedstawiło projekt odpowiednich przepisów w tej sprawie, ale wciąż nie został on przyjęty przez rząd i parlament. W dodatku ów projekt przewiduje półroczne vacatio legis, czyli nowe normy zaczną obowiązywać dopiero po sześciu miesiącach od jego uchwalenia przez parlament i podpisania przez prezydenta.

Rząd przyjął już za to, a Sejm i Senat uchwaliły, nowe przepisy, określające normy jakościowe dla trafiających do sprzedaży nowych pieców i kotłów. Owe normy wyeliminują z rynku oparte na starych technologiach kopcące piece i kotły, a także takie, w których można bez obaw o ich zniszczenie palić odpadami. By jednak te przepisy były w pełni skuteczne, powinny objąć także kominki.

Prostym, ale bardzo skutecznym rozwiązaniem, byłaby też dużo bardziej powszechna niż dziś termomodernizacja budynków.

W Polsce jest wciąż bardzo wiele budynków, z których "ucieka" mnóstwo ciepła. Przez zbyt nieszczelne okna, drzwi, nieocieplone lub za mało ocieplone ściany i dachy. Gdyby je odpowiednio uszczelnić i ocieplić, potrzeba byłoby do ich ogrzania dużo mniej ciepła, co oznaczałoby też dużo mniejsze zanieczyszczenie powietrza związane z ich ogrzewaniem.

Najsmutniejsze jest to, że o problemie smogu w Polsce wiadomo od lat, ale poprzednie rządy bardzo niewiele w tej sprawie robiły. To samo dotyczy wielu władz lokalnych. Do niedawna walka z "niską emisją" polegała głównie na tym, że piece i kotłownie węglowe zastępowano gazowymi (bo węgiel uznawano u nas wtedy za głównego winowajcę smogu). Tak były też konstruowane programy dotacyjne Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska czy wojewódzkich funduszy ochrony środowiska. Chętniej łożyły one pieniądze właśnie na to niż na wymianę pieców węglowych na nowe, "niskoemisyjne".

Znamiennym przykładem jest historia prowadzonego przez państwową grupę CZH pilotażowego programu walki ze smogiem za pomocą niedrogich elektrofiltrów, zakładanych na kominy budynków mieszkalnych, w tym domków jednorodzinnych. To świetny sposób na radykalne zmniejszenie emisji zanieczyszczeń powietrza przez piece węglowe. Mimo to wniosek grupy CZH do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska o wsparcie finansowe tego programu został odrzucony.

Jednocześnie NFOŚ dawał dotacje na dużo gorsze, dużo mniej efektywne, a nawet problematyczne w naszych warunkach klimatycznych rozwiązania, np. na fotowoltaikę. Dochodziło też do tego, że niektóre samorządy próbowały wprowadzać zakazy ogrzewania węglem. I jednemu z nich, Krakowowi, to się udało. Zakaz opalania węglem budynków mieszkalnych w tym mieście zacznie obowiązywać już w przyszłym roku.

Węgiel może być "czysty"

Na szczęście, to antywęglowe podejście zaczyna się już u nas zmieniać. Jest coraz więcej samorządów, które w ramach walki ze smogiem dają mieszkańcom dotacje także na wymianę starego pieca węglowego na nowy, na ten sam opał, ale "niskoemisyjny". Takie samo rozwiązanie można też już znaleźć w programach dotacyjnych wojewódzkich funduszy ochrony środowiska czy w uchwałach antysmogowych, podejmowanych przez samorządy wojewódzkie. Kilka polskich miast zdecydowało się na wzięcie udziału - mimo braku finansowego wsparcia przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska - w pilotażowym programie montażu elektrofiltrów na kominach budynków mieszkalnych, finansując swoje uczestnictwo w nim z własnych środków.

Dlaczego to korzystne zmiany?

Głównie dlatego, że w praktyce rugowanie pieców i kotłowni węglowych sprowadza się głównie do zastępowania ich gazowymi. Tymczasem gaz jest droższym opałem niż węgiel, co oznacza, że tam, gdzie piece węglowe zastępuje się gazowymi, ludzie zaczynają płacić więcej za ogrzewanie i podgrzewanie wody do mycia.

Po drugie zaś gaz musimy w większości importować, a węgiel mamy swój. Poza tym węgiel też może być czystym źródłem energii. Metody na to są. Jedna z nich to wspomniane wcześniej elektrofiltry, zakładane na kominy budynków mieszkalnych, które da się stosować także w domkach jednorodzinnych. Nie jest to drogie rozwiązanie, bo zakup takich elektrofiltrów dla jednego domu to koszt rzędu 4 tys. złotych.

A jeśli ktoś mimo wszystko nie chce palić węglem, bo np. jest to dla niego niewygodne, to z dwojga złego lepiej, by państwo czy samorząd zachęcało takie osoby np. do montażu pomp ciepła (bazujących na odnawialnych źródłach energii i produkujących ciepło bez przerwy) - zamiast wprowadzać wszędzie ogrzewanie gazowe.

Pompy ciepła nie emitują żadnych zanieczyszczeń, bazują na rodzimych zasobach energetycznych i są tańsze w eksploatacji niż piece gazowe, olejowe czy elektryczne. Zużywają też sporo prądu, wytwarzanego u nas z własnych surowców - głównie z węgla.

Podobnie jest w przypadku aut elektrycznych, które też zapewne będą u nas napędzane głównie prądem wytwarzanym z węgla. Bo w Polsce energię elektryczną najtaniej produkuje się z węgla, dużo taniej niż z gazu. I tak będzie jeszcze przez wiele lat. Ponadto są - stosowane już u nas - sposoby, by i prąd produkować z węgla bez większej szkody dla środowiska.

To pokazuje, że węgiel, wbrew propagandzie i manipulacji organizacji ekologicznych oraz części ekspertów, może sprzyjać ochronie środowiska zamiast mu szkodzić. I naprawdę innowacyjne, rozsądne podejście do ekologii polega nie na rugowaniu węgla, ale na uczynieniu go czystszym źródłem energii i sprzęgnięciu z nowymi technologiami oraz z odnawialnymi źródłami energii.

Mariusz Kądziołka

Gazeta Bankowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »