Giełdy liczyły na większe zyski. Zakaz handlu w niedziele nie pomógł

Są takie miejsca, w których wciąż można swobodnie robić zakupy w ostatnim dniu tygodnia. Należą do nich m.in. giełdy samochodowe. Ich zarządcy nie ukrywali nadziei związanych z wprowadzeniem ustawy ograniczającej handel. Liczyli na znacznie większe zainteresowanie sprzedających i kupujących, niż obecnie je obserwują.

Jednak wśród ekspertów zdania są podzielone, kiedy i czy w ogóle nastąpią pozytywne efekty. Z pewnością nie nadejdą z dnia na dzień, choć na klientów już czeka szeroki wybór towarów, nie tylko związanych z branżą motoryzacyjną. Wpływ na ruch ma przede wszystkim sezonowość, a także pogoda. Tego typu miejsca nie przyciągną osób, które wcześniej spędzały wolny czas w galeriach handlowych.

Bez większego ruchu

Od 1 marca br. obowiązuje zakaz handlu w niedziele, ale istnieją od niego liczne wyjątki. Obostrzenia nie dotyczą m.in. przedsiębiorców będących osobami fizycznymi. Pod warunkiem, że transakcjami w placówce zajmują się osobiście, tj. we własnym imieniu i na własny rachunek. Ustawa nie sprawiła więc, że tereny giełd, również samochodowych, zostały zamknięte dla sprzedających. Na odwiedzających tego typu miejsca czekają nie tylko pojazdy. Chętni mogą wybierać spośród szerokiego asortymentu.

Reklama

- Z tego, co wiem, ruch na placu przy Tandecie, tj. typowym bazarze w Krakowie, ożywił się w niedziele wolne od handlu. Na pewno na naszej giełdzie też się zwiększy. Mamy tak duży teren, że można kupić wszystko, od samochodu po igły, przez firanki i meble. Trudno jednak powiedzieć, która branża najbardziej zyska dzięki nowym przepisom. Teraz każda z nich ma szansę zaistnieć. Sądzę, że ludzie chcą dać zarobić parę złotych drobnym przedsiębiorcom. Ceny nie są wygórowane, a przychodzący zawsze mogą znaleźć coś odpowiedniego dla siebie, zarówno nowego, jak i używanego. Tak to funkcjonuje - mówi Ewa Krzywdzińska, prezes Giełdy Samochodowo-Handlowej w Krakowie.

Lubelską Giełdą Samochodową, znajdującą się na terenie Rynku Hurtowego Elizówka, zarządza Polski Związek Motorowy OZDG w Lublinie. Jego prezes, Dariusz Woźniak, liczył, że zmiana przepisów spowoduje większe zainteresowanie wśród sprzedających i pojawią się pytania o rezerwacje miejsc.

Do tej pory nic takiego nie nastąpiło, choć może jest jeszcze za wcześnie na ostateczne wyrokowanie. Ekspert nie ukrywa obaw dotyczących zmniejszenia ruchu na terenach tego typu placówek. Związek cały czas dokładnie monitoruje liczbę sprzedających i przychodzących. Regulacje obowiązujące od początku marca nie miały żadnego wpływu na ruch. Obecnie decydujące znaczenie odgrywa pogoda.

- Ograniczenie handlu w niedziele nie spowoduje większego zainteresowania giełdami. W najlepszym przypadku rola tych miejsc pozostanie taka sama. Od lat sprzedaż związaną z branżą motoryzacyjną przenosi się do internetu. Do tego dochodzi szeroka działalność firm oferujących pojazdy poleasingowe. Zatem poszukujący mają spory wybór, a ponadto większe bezpieczeństwo zawieranych transakcji, niż na giełdzie. Na niej wciąż najpopularniejsze jest płacenie gotówką, co przy dużych sumach stanowi ryzyko nie tylko dla kupującego, ale i sprzedającego - podkreśla Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu.

Szeroki wybór

Zdaniem Ewy Krzywdzińskiej, drobni przedsiębiorcy są zadowoleni z zamknięcia hipermarketów w niedziele. To daje im jakąś szansę na poprawienie sytuacji finansowej. W całym kraju funkcjonują małe i średnie firmy, które podupadły przez obecność na rynku międzynarodowych sieci handlowych. Ekspert podkreśla, że nie ma żadnego przymusu handlowania, ale ludzie chcą to robić. Zwłaszcza właściciele jednoosobowych działalności gospodarczych mogą więcej zarobić, zarówno na stoisku na giełdzie, jak i na placu targowym.

- Tak naprawdę zakaz pozwala działać tylko najmniejszym z najmniejszych. Nie ma sytuacji, że ktoś zatrudni chociaż jedną osobę, bo już ten zakaz złamie. To nie jest prawo wspierające drobną przedsiębiorczość. Pomaga właścicielom, którzy są w stanie sami pociągnąć całą sprzedaż, a takich biznesów jest raczej niewiele. Przykładowo, jeśli ktoś przyjedzie z większymi artykułami, to często są one ciężkie. Może więc być potrzebna dodatkowa osoba do ich podawania, pakowania itd. Zdecydowanie łatwiej będzie np. ze słodyczami impulsowymi, napojami, chusteczkami do czyszczenia kokpitów, płynami do spryskiwaczy, osłonami przeciwsłonecznymi czy też z pokrowcami na siedzenia - stwierdza Maciej Ptaszyński.

Z kolei Dariusz Woźniak podkreśla, że giełdy przekształcają się w obiekty samochodowo-towarowe. Ewentualnie w ich sąsiedztwie powstają bazary. W efekcie pojawia się dodatkowy asortyment, m.in. części, narzędzia oraz akcesoria motoryzacyjne. Ponadto na stoiskach wystawiane są ubrania, owoce czy warzywa. Dotyczy to również popularnej Elizówki, gdzie często liczba sprzedawców motoryzacyjnych jest cztery razy mniejsza od handlujących innymi towarami. W tym miejscu kupujący mają coraz mniejszy wybór pojazdów. W ostatnich latach spadek regularnie wynosi 10-20 procent rocznie.

Ruch z galerii?

- Ograniczenie handlu obowiązuje od marca, jednak nie wszyscy znają wyłączenia przyjęte w ustawie. Część osób nie zdaje sobie sprawy z możliwości robienia zakupów na bazarach czy giełdach w każdą niedzielę. Potrzeba jeszcze trochę czasu, aby zmiany w takich miejscach były bardziej widoczne. To jest kwestia dwóch lub trzech miesięcy. Może trzeba nawet więcej czasu, żeby informacje z mediów czy od znajomych dotarły do szerszej grupy - stwierdza prezes Krzywdzińska.

Ponadto Dariusz Woźniak zwraca uwagę na wpływ warunków atmosferycznych na ruch na giełdach. Deszcz czy niższa temperatura potrafią skutecznie zniechęcić do odwiedzenia tego typu miejsc. Sytuacja wygląda zupełnie inaczej, niż w przypadku galerii handlowych, które są zadaszone i dobrze ogrzane. Tam klient może skorzystać z parkingu podziemnego i spędzić czas w różny sposób. Ekspert podkreśla, że wpływ na ruch na giełdach ma też sezonowość. Przed komuniami pojawia się więcej rowerów w sprzedaży, co przyciąga dodatkowe osoby. Wiosną zainteresowanie wzbudzają sadzonki, a we wrześniu i październiku - przede wszystkim plony. Wakacje i zima uchodzą za martwe okresy.

- Zamknięcie galerii handlowych nie sprawi, że ludzie nagle zaczną jeździć na giełdy samochodowe. To nie jest miejsce, w którym spędza się czas. Trzeba mieć konkretny cel, żeby tam się wybrać. Jeśli rodzina idzie do galerii handlowej, to np. mąż wypije kawę, żona z córką pójdą do butików, a syn na kręgle. Później wszyscy razem zjedzą obiad, może jeszcze coś wspólnie obejrzą lub kupią. Na giełdzie chodzimy pod gołym niebem, często w tłumie osób, pomiędzy rozgrzanymi samochodami. Jeżeli człowiek nie ma silnej motywacji do obejrzenia lub kupienia pojazdu, to raczej nie będzie w ten sposób dobrowolnie spędzał niedzieli. Oczywiście, nie wykluczam pasjonatów - podsumowuje Maciej Ptaszyński z Polskiej Izby Handlu.

MondayNews
Dowiedz się więcej na temat: handel | zakupy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »