Ile polskości jest w naszej wódce?

Żubrówka, Wyborowa czy Pan Tadeusz - żadna z tych marek wódek nie jest polska. Jeden z naszych najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych w świecie towarów eksportowych w dużej części produkują zagraniczne koncerny. Czy polscy producenci są już bez szans?

- Pomimo że polski alkohol słynie ze swojej wysokiej jakości na rynkach całego świata, nasi rodzimi producenci mają problem z przebiciem się przez reklamę potężnych zagranicznych wytwórców. Należy pomyśleć o stworzeniu przepisów, które wesprą polski biznes spirytusowy. Dobry przykład dają Wielka Brytania i Stany Zjednoczone - mówi serwisowi infoWire.pl Jacek Maliński, prezes zarządu Landlord, współtwórca marki Gutt Vodka.

W Polsce barierą rozwoju dla producentów alkoholi są przepisy ustawy o przeciwdziałaniu alkoholizmowi, sięgające w niektórych przypadkach roku 1956. Promocja trunków wysokoprocentowych może odbywać się wyłącznie na imprezach zamkniętych. - Wytwórnia, aby zaistnieć na polskim rynku, musi wesprzeć swoje działania gigantycznymi nakładami na public relations i reklamę. Dla początkujących i niewielkich producentów jest to bariera nie do przejścia - stwierdza ekspert.

Reklama

Wartość rynku napojów alkoholowych w Polsce jest szacowana na ponad 40 mld zł, natomiast wartość polskiego rynku samej wódki sięga 10 mld zł. Co istotne, spożycie czystej wódki w naszym kraju spada na rzecz piwa i wina. Z drugiej strony rośnie segment alkoholi premium - wysokiej jakości i drogich. Zauważalne jest również, że producenci coraz mocniej inwestują w trunki o obniżonej zawartości procentowej alkoholu, co jest odpowiedzią głównie na gusta kobiet.

- - - - -

8 marca br. Interia informowała: Budżet państwa straci miliardy złotych na ograniczeniu sprzedaży alkoholu

Projekt przepisów dotyczących sprzedaży alkoholu ma pozwolić samorządom na regulowanie miejsc i godzin, w których sprzedaż będzie zakazana. Samorządy będą mogły też decydować o liczbie sklepów monopolowych na określonym terenie. Szara strefa w zakresie wyrobów spirytusowych stanowi blisko 15 proc. legalnego rynku. Jeśli planowane zmiany wejdą w życie, na ograniczeniu legalnej sprzedaży budżet może stracić miliardy złotych.

- Planowane ograniczenia w sprzedaży alkoholu, które mają dotyczyć zarówno liczby punktów, jak i godzin dostępności, oceniamy jednoznacznie negatywnie. Przede wszystkim każde ograniczenie sprzedaży alkoholu jest tak naprawdę ukłonem w kierunku szarej strefy i przekierowanie do niej popytu - podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu.

Propozycje zmian w ustawie o wychowaniu w trzeźwości przygotowana przez PiS i Związek Miast Polskich zakładają, że samorządy będą mogły decydować o godzinach czy miejscach, w których sprzedaż będzie zakazana, określą też limity takich punktów na osiedlach. Nowelizacja ma dotyczyć sklepów oraz lokali gastronomicznych.

Samorządy mogą regulować liczbę takich miejsc w gminie, wyznaczona jest też odległość od miejsc chronionych, czyli np. żłobków, przedszkoli czy kościołów, jednak zdaniem pomysłodawców ustawy takie przepisy są niewystarczające. W Polsce jeden sklep z alkoholem przypada na 273 osoby. Normy WHO zalecają, by było to co najmniej 1 tys. osób.

Zdaniem Ptaszyńskiego wszystkie regulacje ograniczające sprzedaż wpłyną na kondycję sklepów.

- Alkohole są generatorem obrotu i marż, zwłaszcza w tych najmniejszych sklepach - podkreśla dyrektor generalny PIH.

W czerwcu ubiegłego roku ustanowiono przepisy, które w Warszawie zwiększają odległość punktów sprzedaży alkoholu od obiektów chronionych. PIH alarmuje, że sklepom odbierane są koncesje, przez co spadają ich obroty, a te nie są w stanie utrzymać się tylko ze sprzedaży produktów spożywczych. Działania Rady Miasta mogą skutkować likwidacją 100 placówek handlowych, a co za tym idzie - stratami rzędu 60-70 mln zł i zwolnieniem ok. 1 tys. osób. Dla budżetu to straty ok. 100 mln zł. Dlatego Polska Izba Handlu postuluje szersze konsultacje społeczne w tej sprawie.

- Straty budżetu, które mogłyby nastąpić z tytułu dalszego ograniczenia legalnej sprzedaży alkoholu, idą w miliardy złotych - przekonuje Maciej Ptaszyński.

Dane Krajowej Izby Gospodarczej wskazują, że szara strefa w zakresie wyrobów spirytusowych może stanowić ok. 15 proc. legalnego rynku. Podwyżka akcyzy w 2014 roku spowodowała, że nielegalny rynek rósł w siłę, zwłaszcza że stawki podatków od wyrobów spirytusowych są u nas najwyższe w regionie (także w porównaniu z krajami Unii). Na handlu nielegalnym alkoholem budżet państwa traci rocznie 1,2 mld zł.

- Najważniejsze, żeby nie dawać szans szarej strefie, a takie zakazy i ograniczenia dają je zawsze - przekonuje dyrektor PIH. - Odbywa się to zawsze kosztem legalnego handlu, który kontroluje wiek nabywców, bezpieczeństwo produktów, które np. nie zawierają metanolu. Dlatego mamy nadzieję, że nie dojdzie do radykalnych zmian. (Newseria Biznes)

Sprawdź: PROGRAM PIT 2015

infoWire.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »