Kanada: De Beers otworzył nową kopalnię diamentów w środku tundry

Diamentowy koncern De Beers uruchomił w tym tygodniu w środku kanadyjskiej tundry, tuż przy kręgu polarnym, nową kopalnię diamentów. Dostać się tam można jedynie samolotem albo przez kilka tygodni zimą po lodzie.

Założenie tej olbrzymiej kopalni pochłonęło miliard dolarów i blisko 20 lat pracy. Ocenia się, że jest jedną z 10 największych na świecie kopalni diamentów.

W Kanadzie jest to już szósta kopalnia od czasu, kiedy 18 lat temu zaczęto wydobywać tam diamenty na skalę przemysłową.

Położona jest na Terytoriach Północno-Zachodnich, około 280 km na północny wschód od ich stolicy w Yellowknife, miasta, które wyrosło w tundrze w latach 30. w związku z powstającymi wówczas w rejonie kopalniami złota.

Diamenty odkryto na północ od miasta dużo później, w 1991 roku. Zaczęły powstawać kopalnie: Diavik - jedna z najgłębszych dziur na świecie, Ekati w pobliżu jeziora Lac de Gras i trzecia, nad jeziorem Snap Lake.

Reklama

Tak jak do Ekati, do nowej kopalni Gahcho Kue nad jeziorem Kennady wiedzie trasa przez bagna i jeziora, nieprzejezdne przez większą część subarktycznego roku.

- Bez zimowej drogi kopalnia by nie powstała - mówi Rob Coolen z grupy De Beers o kluczowej dla kopalni infrastrukturze, która działa dzięki mrozom sięgającym w tej krainie jezior i bagien do minus 40 stopni Celsjusza.

Droga przez zamarznięte jeziora ciągnie się przez ponad 400 km od Yellowknife, zapewniając dostęp do innych firm wydobywczych czynnych w regionie. Gahcho Kue znajduje się najdalej. Jej nazwa w języku Indian Chipewyan to "miejsce pobytu dużych królików".

Każdej zimy odtworzenie na nowo lodowej trasy zajmuje co najmniej 40 dni pracy, ponieważ aby uzyskać lód gruby na metr, zdolny wytrzymać obciążenie 55 ton, trzeba wypompowywać wodę na powierzchnię. Ale nawet wtedy konwoje ciężarówek muszą zachowywać odpowiednie odstępy, aby lodowa jezdnia wytrzymała drgania i ciężar ładunku.

Praktycznie droga czynna jest sześć-osiem tygodni w roku i bez niej kopalnia nie mogłaby powstać. Przewieziono nią przez ostatnie dwie zimy 3800 ładunków sprzętu górniczego, materiałów budowlanych, paliwa i żywności dla robotników.

Obok kopalni, czyli ogromnej dziury, gdzie dzień i noc trwa praca, powstała fabryka przetwarzająca surowiec, warsztaty mechaniczne, zbiorniki paliwa itp. I oczywiście miasteczko dla pracowników z wszelkimi wygodami, jakie oferuje cywilizacja.

Rozpoczęto już eksploatację pierwszego komina kimberlitowego, kamienia, z którego wydobywa się diamenty. Z pozostałych dwóch kominów De Beers zamierza wyprodukować 54 mln karatów do 2028 roku.

W czasie eksploatacji nowej kopalni, jak oblicza De Beers, zasili ona sumą 5,7 miliarda kanadyjskich dolarów (3,9 mld euro) gospodarkę Terytoriów Północno-Wschodnich, których ponad połowa PKB pochodzi z górnictwa.

Bruce Cleaver, prezes grupy De Beers mówi, że rdzenne społeczności i kilka tysięcy ich członków otrzymali w ubiegłym roku 4 mln dolarów z opłat licencyjnych. Tantiemy górnicze sfinansować mają również kosztowne programy społeczne lub stypendia dla młodych ludzi na uniwersytetach leżących daleko na południe od tundry.

Lokalne władze są jednak zaniepokojone kwestią akulturacji młodych dorosłych, którzy przyzwyczajeni do łatwych pieniędzy, padają często ofiarą alkoholu i narkotyków. "Ostatnio mieliśmy tragedię, młody człowiek odebrał sobie życie - opowiada Eddy Sangris, przywódca plemienia Dene w Yellowknife. - Chłopak pracował w kopalni, miał dużo pieniędzy i się zmarnował".

Monika Klimowska

PAP
Dowiedz się więcej na temat: kopalnia | diamenty | Kanada
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »