Kryzys: We wtorek cały region stanie!

Śląsk nie dał się nabrać na gesty dobrej woli ze strony ekipy rządzącej. Jeśli rząd nie wycofa się ze zmian w kodeksie pracy, to 26 marca dojdzie tam do generalnego strajku solidarnościowego.

Przedświąteczny wtorek dla mieszkańców województwa śląskiego może być gorący. 26 marca od godziny 6.00 rano aż do 10.00 stanąć ma cały region. W Polsce prawo nie umożliwia strajkowania przeciwko rządowi. Strajk może być tylko przeciw działaniom pracodawcy. Ale Solidarność znalazła furtkę - jest nią tzw. strajk solidarnościowy. Formalnie jest to gest solidarności z tymi branżami i firmami, które prawa do strajku nie mają.

Chcemy strajku

Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy zadbał o to, by wszystkie działania były legalne. Aby strajk formalnie mógł się odbyć, przeprowadzono referenda w ok. 600 firmach, w których wzięło udział 147 tys. osób, z czego ponad 95 proc. poparło czynną akcję strajkową.

Reklama

- Frekwencja w niektórych zakładach była bardzo wysoka, sięgała nawet 70, 80 proc. i np. w porównaniu z frekwencją wyborów parlamentarnych była dużo wyższa. To pokazuje, że w tej chwili ludzie mają zdecydowanie większe zaufanie do organizacji społecznych, do związków zawodowych. Zdecydowanie bardziej interesuje ich to, co dzieje się teraz i co może się dziać w niedalekiej przyszłości niż to, o czym mówią politycy i celebryci - wskazuje Dominik Kolorz, przewodniczący Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego.

Skutek przeprowadzonych referendów będzie taki, że pod koniec marca na Śląsku staną nie tylko kopalnie i huty, ale także komunikacja miejska i dalekobieżna (również pociągi). W strajku mają wziąć udział niektóre szpitale.

Pracodawcy jak związkowcy

Decyzja o przeprowadzeniu wielkiej akcji referendalnej zapadła jeszcze w zeszłym roku. Rozpoczęły się spotkania ze stroną społeczną. Powołano zespoły trójstronne. - Do czasu pojawienia się ministrów na posiedzeniach tych zespołów, spotykaliśmy się nawet ze strony dyrektorów niektórych departamentów ze zrozumieniem i akceptacją naszej oceny sytuacji - relacjonował szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności.

W pracach zespołów brali także udział pracodawcy. Jak podkreślają związkowcy, często mieli podobne zdanie. Szczególnie oczekiwali realnej i faktycznej pomocy płynącej z ustawy antykryzysowej, a także pomocy przedsiębiorstwom energochłonnym.

Do ostatecznych rozmów z rządem doszło 14 marca. W Katowicach spotkali się przedstawiciele Komitetu Protestacyjno-Strajkowego z delegacją rządową, którą reprezentowali ministrowie gospodarki Janusz Piechociński oraz pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. Byli także pracodawcy. Rozmowy, które miały trwać 2,5 godziny (według planu ekipy rządowej), trwały prawie siedem. I choć do całkowitego porozumienia nie udało się dojść, to związkowcy chwalą postawę ministrów.

- Rozmowy przebiegały w sposób konstruktywny, niemniej jednak za mało było zbieżności, szczególnie jeśli chodzi o ustawę antykryzysową i wsparcie dla przemysłu energochłonnego. Mamy również całkowicie rozbieżne stanowiska w kwestii emerytur pomostowych - mówił po spotkaniu Dominik Kolorz.

Potrzeba działań rządu

Związkowcy podkreślali, że nie mogą się zgodzić na nową ustawę antykryzysową, która kopiuje błędy starej. Przede wszystkim kryteria pomocy dla przedsiębiorców są tak wyśrubowane, że ci, którzy naprawdę pomocy potrzebują, nie będą mogli z niej skorzystać.

Drugą najpoważniejszą rozbieżnością była kwestia przedsiębiorstw energochłonnych. - Nie możemy przyjąć rządowych tłumaczeń, że obecna sytuacja budżetowa nie pozwala na zmniejszenie akcyzy na prąd dla przedsiębiorstw energochłonnych, bo ten przemysł po prostu już nie ma czasu. Staje się absolutnie niekonkurencyjny wobec podobnych przedsiębiorstw z innych krajów europejskich. I to była chyba jedna z głównych przyczyn tego, że rozeszliśmy się bez porozumienia - podsumował szef Śląsko-dąbrowskiej "S". Podobne zdanie mieli pracodawcy.

Związkowcy zapowiedzieli, że jeśli z sejmu zostaną wycofane projekty (rządowy i poselski) zmian w kodeksie pracy, to akcja strajkowa zostanie zawieszona.

Minister gospodarki Janusz Piechociński obiecał, że przedstawi ultimatum Komitetu na najbliższym posiedzeniu rządu. Zaznaczył jednak, że wprowadzane zmiany nie stanowią dla pracowników zagrożenia, a na pomoc dla przedsiębiorstw energochłonnych nie ma w tym roku pieniędzy.

Maciej Chudkiewicz

_ _ _ _ _

Sytuacja gospodarcza Polski jest coraz gorsza

Największe od lat bezrobocie osłabia pozycję kraju i doprowadza do biedy miliony Polaków. Jedynymi pomysłami na poprawę sytuacji ze strony ekipy rządzącej są: dalsza deregulacja i większa elastyczność. Solidarność się na to nie zgadza.

Zapytaliśmy szefów regionów z różnych części Polski, jak u nich wygląda sytuacja gospodarcza i dlaczego ten rząd nadaje się do zmiany.

Jarosław Lange,przewodniczący Zarządu Regionu Wielkopolska

Na co dzień doświadczamy tego, jak wygląda sytuacja gospodarcza Polski i w poszczególnych regionach. Wielkopolska także nie jest wolna od kryzysu. Każdego dnia dopływają do nas niepokojące informacje o tym, że szykują się kolejne zwolnienia.

Spoglądamy na działania pomocowe rządu, bo przecież należałoby oczekiwać wsparcia dla pracodawców i pracowników. Mamy pewne propozycje pomocy, które pojawiły się w tak zwanej ustawie antykryzysowej. Jesteśmy dość krytycznie ustosunkowani do tej propozycji. Ale nie dlatego, że nie chcemy tej pomocy. Wręcz przeciwnie. Ale chcemy, żeby była faktyczna, a nie fasadowa. Kiedy projekt się pojawiał - dziś zostało to już zmienione dzięki naszej aktywności - proponowano pomoc firmom, które będą miały 20-proc. spadek obrotów liczony w formule sprzedażowej w ciągu pół roku. A przecież są branże, firmy, które po pół roku już nie będą w stanie funkcjonować.

Martwi nas kwestia zamrożenia środków Funduszu Pracy. Czeka 6 mld zł. Bezrobocie mamy grubo powyżej 14 proc. Te pieniądze właśnie teraz są potrzebne. Trzeba je uruchomić.

W strategii Europa 2020 mówi się o tym, żeby ograniczyć umowy cywilnoprawne i te, które my nazywamy śmieciowymi. Jakie jest podejście rządu do tego? Widzimy propozycje zmian w kodeksie pracy: jeszcze większe uelastycznienie.

Jak zbierzemy wszystko razem, to widzimy dramat pracowników, a jednocześnie brak pomysłu rządu i nie ma się co dziwić, że bunt narasta i coraz więcej ludzi jest niezadowolonych. Solidarność podejmuje kroki, które są możliwe. Takim krokiem jest spotkanie z oburzonymi.

Szymon Wawrzyszko, przewodniczący Zarządu Regionu Ziemia Przemyska

Mój region nie należy do bogatych, jest specyficznie zubożony. Zresztą presja pracowników na zmianę jest tu taka sama jak wszędzie, może nawet większa. My do akcji protestu proponowanych przez "S" dołączamy. Dla nas to może być ratunek. Likwiduje się kolejne zakłady. Właśnie od mojego zastępcy dowiedziałem się, że nie wiadomo czy przetrwa przemyska Astra. Pracodawca wyprowadza stąd firmę.

Jesteśmy regionem przygranicznym. To powinien być potencjał. Liczyliśmy na Euro 2012, na ukończenie prac infrastrukturalnych. Ale poza ukończeniem dwóch obwodnic miast nie zrobiono nic. Autostrady? Nic z tego nie wyszło. Straż pożarna, graniczna, sanepidy, które były w podwyższonej gotowości - pracownicy musieli wykonywać dodatkową pracę, za którą nic nie dostali, bo to były działania podwyższonego ryzyka.

U nas ogólne wskaźniki bezrobocia w latach poprzednich kształtowały się na poziomie 14-15 proc. Teraz to ok. 26 proc., takie docierają do nas wiadomości z powiatowych urzędów pracy. Zwolniono setki pracowników i nic nowego nie ma, ani nie jest przewidziane. Na kolei też zwolnienia, bo skończyło się wożenie kruszywa na budowę.

Co do młodych... wybór jest tylko jeden. Albo wyjechać i szukać zarobku, albo zostać i wegetować. Tylko taki mają wybór. Praca jest tylko przez koneksje i znajomości. Żadnej informacji pozytywnej nie mam.

Kazimierz Kimso, przewodniczący Zarządu Regionu Dolny Śląsk

Niedawno byłem na spotkaniu w Wałbrzychu. Powiedziano mi, że ostatnio nie było w mieście żadnych zwolnień grupowych. Natomiast w pośredniaku zarejestrowało się jakieś 1000 osób więcej niż miesiąc wcześniej. To pokazuje jak wygląda sytuacja. Ludzie tracą pracę, ale nie odbywa się to w skali masowej. Po prostu cały czas, powoli, w różnych miejscach zakłady zwalniają.

Podobnie jest w innych powiatach. Nie jest tak, że są poważne zwolnienia grupowe, np. jak to było w Fiacie, ale są zablokowane przyjęcia. Schodzi się z zatrudnienia przez firmy zewnętrzne. Nie przedłuża się umów zawartych na czas określony. Dlatego jest coraz mniej ofert pracy, a coraz więcej bezrobotnych.

Wrocław jest w o tyle lepszej sytuacji, że bezrobocie jest niewysokie, ok. 6 proc. Ale ludzie wcale się nie czują komfortowo. Widzą potrzebę protestu i zwrócenia uwagi rządzącym na tę sytuację. Jeśli nic nie będziemy robić, to zła sytuacja będzie wszędzie. Nawet nie zła, tylko tragiczna.

My się przygotowujemy do różnych działań, ale lokalnych. Będziemy je chcieli zacząć w kwietniu. W marcu mamy jeszcze posiedzenie zarządu regionu i podejmiemy odpowiednie decyzje. A jeśli Komisja Krajowa zdecyduje np. o zbieraniu podpisów pod rozwiązaniem parlamentu czy o innych tego typu inicjatywach, to na pewno się w te działania włączymy. A nasze będą lokalnym uzupełnieniem. Tym bardziej że według mnie nasze działania muszą uwzględniać dłuższą perspektywę czasową. Może być przecież tak, że nasze akcje nie spotkają się z odpowiednią reakcją rządzących. Musimy działać i pokazywać różnym środowiskom, że nie można być biernym i trzeba o swoje walczyć. Musimy zmienić układ polityczny, a przede wszystkim doprowadzić do tego, żeby arogancję zastąpić kompetencją i wrażliwością na potrzeby ludzi.

Józef Dziki, przewodniczący Regionu Warmińsko-Mazurskiego

Bezrobocie w naszym województwie wynosi ponad 20 proc., jest najwyższe w kraju i ma tendencję wzrostową. Są zapowiedzi dalszej redukcji zatrudnienia w poszczególnych branżach. Nie zawsze wiąże się to z kryzysem, często z tym, że przedsiębiorcy ograniczają zatrudnienie ze względu na koszty pracy, a także dla zwiększenia własnych zysków. W Polsce nie broni się rodzimego przemysłu. Mamy zalew towarów ze Wschodu. Dodatkowo naszych przedsiębiorców obciąża się coraz wyższymi kosztami, a inwestor zachodni jest z nich zwolniony, przynajmniej okresowo. Skarb państwa patrzy coraz częściej tylko na jednostkową cenę sprzedaży przedsiębiorstwa, nie interesując się jego dalszym funkcjonowaniem. Przykładem tego, jak działa kapitał zachodni w Polsce mogą być m.in. Zakłady Mięsne Morliny, gdzie amerykański właściciel zlikwidował połowę zakładu i kilkaset osób zostało zwolnionych.

Rząd cechuje brak zainteresowania polskim przemysłem i polskim pracownikiem, a tym samym godzi się na wzrost bezrobocia. Nie ma pomocy dla przedsiębiorców, czy ulg w systemie podatkowym. Nie ma również przystosowania szkolnictwa pod potrzeby pracodawców. Pracodawcy nie chcą zatrudniać osób po szkole średniej czy studiach, które należałoby dopiero nauczyć zawodu. Chcą mieć już wcześniej przygotowanych pracowników z teorii i praktyki danego zawodu. Należałoby w dużej mierze powrócić do szkolnictwa zawodowego pod potrzeby branż w danym regionie.

Not. mach, mm

Pobierz: program do rozliczeń PIT

Marek Kowalski, ekspert PKPP Lewiatan "To, co dzieje się w ostatnich dniach na polskiej scenie politycznej odnośnie walki z bezrobociem potwierdza potrzebę zmian m.in. w ustawie Prawo zamówień publicznych. Dostosowanie art. 144 PZP - w obecnym brzmieniu zakazującego aktualizacji postanowień umowy w trakcie jej trwania - do warunków uczciwego obrotu gospodarczego, nie naruszającego "interesów w toku", jest niezmiernie ważne dla przedsiębiorców. Każda zmiana przepisów prawnych, zwłaszcza w kontekście aktualizacji stawki składek ZUS i NFZ, podatku VAT czy minimalnego wynagrodzenia, może w rezultacie - chociażby ze względu na wzrost kosztów zatrudniania, które nie były uwzględnione w umowie o zamówienie publiczne i tym samym nie podlegają waloryzacji - prowadzić do kolejnych upadłości i pogłębiania strefy biedy wśród pracowników. Niestety, większość żądań przedstawionych przez Związki Zawodowe i Przewodniczącego Dudę zmierzają do zwiększenia kosztów pracy. Forsowane postulaty - takie, jak: objęcie stawką ZUS umów zleceń, ograniczenie umów o pracę na czas określony czy podwyższenie najniższego wynagrodzenia - mogą przyczynić się do upadku wielu małych i średnich przedsiębiorców. To właśnie oni najczęściej korzystają z tej formy zatrudnienia, więc zmiana przepisów w rezultacie skutkować będzie pogłębieniem się poziomu bezrobocia. Mam nadzieję, że Premier Donald Tusk nie ugnie się pod groźbą nieodpowiedzialnych oczekiwań, wzmocnionych groźbą strajków. Jeśli miałoby się tak stać, to do kryzysu gospodarczego dołożymy sobie na własne życzenie kryzys polityczny. Pragnę nadmienić, że twierdzeniu Pana Przewodniczącego Dudy o niskich kosztach pracy w Polsce przeczą badania niemieckiego DZ Bank, z których to wynika, że Polska mieści się wśród krajów o najwyższych kosztach pracy. Trzeba podkreślić, że na koszty pracy składają się oprócz wynagrodzenia, obciążenia podatkowe oraz wydajność, a z tą w Polsce nie jest najlepiej. Według ekspertów proponowane przez Związki Zawodowe rozwiązania są niemożliwe do wykonania bez uprzedniej zmiany ustawy Prawo zamówień publicznych i odpowiedniego vacatio legis pozwalającego na zakończenie umów w toku. Na gospodarkę nie można patrzeć wybiórczo tylko z punku widzenia wynagrodzeń. Gospodarka jest strukturą wieloskładnikową. Oczywiście pozornie i chwilowo zmiany te mogą przynieść korzyści pracownikom, ale w dłuższej perspektywie spowodowana tymi selektywnymi zmianami sytuacja gospodarcza przyczyni się do upadłości zwłaszcza małych i średnich przedsiębiorców. Upadłość nie przyniesie żadnych korzyści gospodarce, przyczyni się jednak z całą pewnością do zwiększenia bezrobocia.".
Tygodnik Solidarność
Dowiedz się więcej na temat: kryzys | cały | ekipy | Polska + | NSZZ "Solidarność" | Polska | strajku | 'Wtorek'
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »