Operatorzy aplikacji taksówkowych liczą na współpracę z rządem. I podpowiadają estońskie rozwiązanie

Korporacje taksówkowe nie chcą się pozbyć konkurencji, ale oczekują równego traktowania wszystkich podmiotów. Ich oponenci uważają zmiany, proponowane przez Ministerstwo Infrastruktury, za archaiczne i nieprzystające do prawa UE. Wprowadzenie licencji dla pośredników oceniają jako poważne utrudnianie dostępu do rynku.

Konieczność rejestracji w CEIDG bądź posiadania numeru KRS przez spółkę ma być nadmiarem biurokracji i chęcią usunięcia technologicznych spółek transportowych z obecnego obiegu. Z kolei taksówkarze chcą, by Uber czy Taxify odpowiadały za przejazdy tak samo, jak oni. Są też przekonani, że co najmniej 25 proc. wydatków, ponoszonych przez Polaków na przewozy, jest transferowana za granicę bez opodatkowania. I dodają, że na to nie powinno być zgody.

Ministerstwo Infrastruktury niespodziewanie przesłało do Rady Ministrów projekt ustawy o transporcie, która może utrudnić lub uniemożliwić działalność przewoźników - operatorów aplikacji umożliwiających przewóz pasażerów przez kierowców niebędących taksówkarzami. Zdaniem Krzysztofa Urbana, dyrektora zarządzającego firmą mytaxi, zmiany zmierzają w kierunku zapewnienia jednolitych, minimalnych wymogów wobec wszystkich kierowców świadczących takie usługi.

Reklama

- Dzięki ustawie tacy przewoźnicy wreszcie będą rozliczani za to, co robią. Na warszawskim rynku jest nie tylko Uber czy Taxify, ale co najmniej 40 podmiotów wykonujących, według obowiązującego w Polsce prawa, nielegalny przewóz osób. Aplikacje taksówkowe takie jak mytaxi czy iTaxi pokazują, że model biznesowy Ubera można zastosować w pracy z licencjonowanymi taksówkarzami. Obecnie nie ma przepisów dla pośredników, którzy przyjmują i wydają zlecenia przewozu. Zatem nie odpowiadają za to, co dzieje się po kursie - komentuje Artur Wnorowski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Taksówkarzy "Warszawski Taksówkarz".

Według Alexa Kartsela, country managera Taxify w Polsce, firma jest otwarta na współpracę z decydentami politycznymi, zarówno na szczeblu centralnym, jak i samorządowym, w zakresie uregulowania rynku przewozu osób. Mimo zaproponowanych, niekorzystnych dla firmy zmian, które pojawiły się w projekcie ustawy, liczy ona na możliwość prowadzenia dialogu, uwzględniającego argumenty każdej ze stron.

Zdaniem Artura Wnorowskiego licencjonowani taksówkarze są pod pełną kontrolą. Szefowie korporacji taksówkowych oraz Miasto Stołeczne Warszawa posiadają ich dane i udostępniają na żądanie odpowiednich służb. U innowacji technologicznych nie ma takiego wymogu. Usługodawca udziela aplikacji, a po stronie kierowcy leżą wszystkie problemy związane z licencjami czy ubezpieczeniami i innymi dokumentami obowiązującymi w polskim prawie. W efekcie nie ma kogo pociągnąć do odpowiedzialności, oprócz kierowcy wykonującego przewóz.

- Proponowane zmiany w ustawie są archaiczne i niejednoznaczne. Ograniczają możliwość korzystania z aplikacji do zamawiania przejazdu kierowcom, a pasażerom - prawa wyboru. Dodatkowe formalności biurokratyczne utrudniają funkcjonowanie firm z branży nowoczesnych technologii w Polsce. Na razie czekamy przede wszystkim na opinię, czy takie zapisy są zgodne z prawem unijnym - mówi Alex Kartsel.

W opinii Krzysztofa Urbana, konkurencja na rynku jest pozytywnym czynnikiem motywującym do dalszego rozwoju, jednak musi się ona odbywać na uczciwych prawach dla wszystkich. Nowa ustawa regulująca wykonywanie usług przewozu osób w miastach powinna wprowadzić transparentne i równe zasady postępowania dla wszystkich uczestników rynku. Dyrektor zarządzający mytaxi uważa również, że usługi taksówkowe i przewozu osób powinny zostać objęte takimi samymi regulacjami, tzn. przywilejami jak i ograniczeniami.

- W Estonii, kraju przyjaznym startupom, gdy na rynku pojawiło się Taxify i inne tego typu aplikacje, rząd podjął pierwsze próby uregulowania tematu. W 2017 roku wypracowano porozumienie satysfakcjonujące wszystkich. Wprowadzono jedną licencję dla taksówkarzy i kierowców niezawodowych, której koszt wynosi ok. 40 euro. Ponadto każdy kierowca świadczący usługę przewozu osób musi posiadać legitymację i kartę pojazdu - wskazuje ekspert z Taxify.

Natomiast Artur Wnorowski jest przekonany, że co najmniej 25 proc. pieniędzy wydawanych przez Polaków na usługi przewozowe oferowane przez Uber lub Taxify jest transferowana za granicę bez opodatkowania. Twierdzi też, że sam za przykładowo zarobione 100 zł oddaje daniny w kraju, a z tych samych kwot u przewoźników działających w szarej strefie 25 zł trafia do USA i 5 zł do Holandii, do centrów billingowych zagranicznych spółek. Partnerzy innowacji technologicznych zatrudniają zwykle obcokrajowców, wykorzystując ich nieświadomość, bo Polacy znający przepisy nie podejmą takiej pracy z uwagi na zagrożenie karami administracyjnymi za wykonywanie transportu bez wymaganych uprawnień. Nowe prawo ma też wprowadzić licencje dla pośredników, jak Uber czy Taxify.

- To nadmierne obciążenie utrudniające dostęp do rynku i ograniczające konkurencję. Zgodnie z unijną dyrektywą takie wymogi powinny być przyznawane w sposób niedyskryminujący. Wszelkie ograniczenia tej wolności muszą być uzasadnione i proporcjonalne. Zasady nakładania sankcji powinny być jasno określone. Co więcej, uważamy, że należy wdrażać rozwiązania uwzględniające prymat cyfryzacji. A to właśnie imperatyw uznany przez polskie władze - podsumowuje Krzysztof Urban, dyrektor zarządzający mytaxi.

MondayNews
Dowiedz się więcej na temat: taxi | taksówkarze | uber
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »