Trudniejszy dostęp do mniej szkodliwych papierosów

Jeśli wrzucamy do jednego worka tradycyjne produkty i innowacje, gdy stosujemy wobec nich te same przepisy, możemy doprowadzić do zahamowania rozwoju tych ostatnich. Przykładem są tytoń i papierosy. W tym przypadku państwo nie pomaga palaczom, żeby sobie mniej szkodzili, bo stosuje takie same przepisy wobec tradycyjnych papierosów jak wobec e-papierosów - stwierdza raport Warsaw Enterprise Intitute.

Czy w ogóle państwo powinno się interesować tym, czy ktoś pali papierosy, czy też nie? Właściwie każdy palacz mógłby powiedzieć, że nie powinno, bo to jego prywatna sprawa. A jednak państwo się tym interesuje i nie sposób powiedzieć, że nie ma racji. Bo chodzi tu nie tylko o zdrowie osoby, która pali, ale też wszystkich tych, którzy mogą być narażeni na skutki palenia. A także o wielkie pieniądze dla budżetu.

Co zatem robi państwo?

Po pierwsze, nakłada akcyzę na wyroby tytoniowe. Jakie są tego skutki - to już kwestia do dyskusji. W północnej i wschodniej Polsce można znaleźć wcale nie małe miejscowości, gdzie w kiosku czy sklepie nie sposób kupić papierosów oznaczonych banderolą akcyzy.

Reklama

Nie ma żadnych. Nie ma, bo ludzie nie kupują. Nie kupują, bo nie palą? Palą, ale tylko te z przemytu. Jeśli w kioskarzu wzbudzimy zaufanie, to nas skieruje pod właściwy adres.

Bez względu na dyskusję o wysokości stawek - polskie poniekąd muszą być dostosowane do obowiązujących w Unii - produkcja i sprzedaż wyrobów tytoniowych to ważna pozycja dla dochodów budżetu.

Eksport wyrobów tytoniowych był w 2016 roku wart ponad 8 mld zł, a branża tytoniowa zatrudniała bezpośrednio 60 tys. osób. Wpływy z akcyzy i VAT od wyrobów tytoniowych wyniosły ok. 23 mld zł, czyli ok. 8 proc. dochodów podatkowych budżetu.

Po drugie, w celu ochrony zdrowia obywateli państwo może wprowadzać zakazy i nakazy. I wprowadza - na przykład zakaz reklamy papierosów i wyrobów tytoniowych, obowiązek umieszczania na pudełkach ostrzeżeń o ich szkodliwości, zakaz sprzedaży nieletnim czy przez internet itp. Wprowadza też zakazy palenia w miejscach publicznych bądź w pracy. Powód jest oczywisty - z powodu palenia wyrobów tytoniowych rocznie przedwcześnie umiera w Polsce ok. 67 tys. osób. Na całym świcie - ok. 6 mln.

Państwo nie może też całkowicie zakazać produkcji czy sprzedaży wyrobów tytoniowych, bo musi dbać o swoje dochody, a poza tym nie byłoby to skuteczne. Z drugiej zaś strony chce zniechęcać palaczy do palenia.

Nowe technologie

Tymczasem w ostatnich latach rozwój badań naukowych i nowych technologii umożliwił wprowadzanie na rynek produktów, których działanie różni się bardzo od tradycyjnych wyrobów tytoniowych. Zdaniem wielu ekspertów elektroniczne papierosy oraz produkty podgrzewające tytoń są od nich mniej szkodliwe i to zarówno dla "palącego", jak i dla jego otoczenia.

Wobec tego polskie regulacje oraz oficjalne stanowisko Ministerstwa Zdrowia "są błędne i zamiast realizować założone cele regulacyjne (tj. ochronę zdrowia publicznego) mają dokładnie odwrotny skutek, ograniczając de facto dostęp konsumentom do mniej szkodliwych produktów" - stwierdza raport Warsaw Enterprise Intitute poświęcony polityce wobec informowania o nowych produktach dostarczających nikotynę. WEI to fundacja Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.

Przyjrzyjmy się sednu sprawy - dlaczego papierosy są szkodliwe? Odpowiedź dają medycyna i nauka już od wielu lat. Wśród składników dymu tytoniowego jest ponad 5 tys. substancji trujących albo sprzyjających rozwojowi raka. To substancje smoliste, tlenek węgla, amoniak, cyjanowodór, chlorek winylu, aceton, kadm czy fenol - żeby wymienić tylko najważniejsze.

Ale żaden palacz nie wyciąga z kieszeni paczki po to, żeby zaciągnąć się cyjanowodorem czy fenolem. Zapala papierosa po to, żeby dostarczyć organizmowi nikotynę. Bowiem to ona uzależnia, a równocześnie jest mało szkodliwa dla organizmu. Dlatego też nauka i biznes zastanawiają się, jak uzależnionym dostarczyć nikotynę, skoro jej potrzebują, a równocześnie oszczędzić im i otoczeniu wchłaniania acetonu czy kadmu. Powiedzmy tu od razu - jak do tej pory nie wymyślono skutecznej terapii rzucania palenia. Badania pokazują, że 90 proc. próbujących się go oduczyć - wraca do nałogu.

W 2003 roku w Chinach wymyślono papierosy elektroniczne, czyli e-papierosy. To urządzenia do inhalacji parą powstającą z rozgrzanego roztworu (gliceryny lub glikolu) zawierającego nikotynę. Produkty te dość szybko zyskały popularność w różnych krajach, a na rynek trafiają coraz bardziej zaawansowane technologicznie wersje.

Według szacunków pod koniec 2014 roku na świecie funkcjonowało 466 marek oraz 7764 rodzajów e-liquidów, a rynek e-papierosów był wart ponad 10 mld dolarów. Prognozy mówią, że do 2022 roku jego wartość wzrośnie do 27 mld dolarów.

Drugi innowacyjny produkt wprowadzili producenci tradycyjnych papierosów. To systemy podgrzewania tytoniu (heat-not-burn, HNB) do temperatury ok. 300 st. C, w której nie spala się on, lecz uwalnia zawarte w nim substancje, w tym nikotynę. Choć HNB to jeszcze produkt niszowy, istniejący na rynkach zaledwie od trzech lat, wraz z e-papierosami ciszy się coraz większym zainteresowaniem ludzi świadomych, że stosując te metody dostarczania swojemu organizmowi nikotyny, unikają wielu szkodliwych substancji.

Brytyjskie badania rządowe oceniają, że e-papierosy mogą być nawet o 95 proc. mniej szkodliwe od ich analogowych odpowiedników. Amerykańskie badania publiczne pokazują, że produkty te mogą okazać się również pomocne w rzucaniu palenia. Dlaczego więc ci, którzy popadli już w nikotynowy nałóg, nie mogliby mieć lepszego dostępu do informacji o produktach bardziej innowacyjnych i mniej szkodzących zdrowiu?

Dlatego polityka państwa wobec tych produktów powinna zostać przemyślana. Na przykład zakaz reklamy oznacza też zakaz informowania o ich mniejszej szkodliwości. Doprowadza to do tego, że skutki takiej polityki są odwrotne od deklarowanych celów - czyli ochrony zdrowia. A przecież gdyby nałogowcy korzystali z produktów o mniejszym ryzyku, mogłoby to przyczynić się do ograniczenia wydatków ponoszonych na opiekę zdrowotną - stwierdza raport WEI.

Różne kraje na świecie podchodzą w różny sposób do tego typu innowacji. Na przykład

amerykańskiej Agencja Żywności i Leków FDA wprowadziła przepisy różnicujące traktowanie wyrobów tytoniowych pod względem ich szkodliwości. W Unii niestety przyjęto bardziej restrykcyjne zasady wobec nowych produktów, choć też możliwe są pewne odstępstwa. Ale polskie ustawodawstwo z nich niemal nie korzysta. Kwalifikuje nowatorskie wyroby jak "tradycyjne" wyroby tytoniowe.

Dlatego raport rekomenduje, żeby nowe sposoby dostarczania nikotyny uznane zostały za skuteczny mechanizm redukcji szkód zdrowotnych dla osób uzależnionych od nikotyny. Rząd powinien ponadto wspierać badania naukowe dotyczące tego typu produktów, uznając je za formę radzenia sobie z uzależnieniem. Regulacje powinny umożliwiać komunikację pomiędzy producentami tych produktów a palaczami tradycyjnych papierosów, żeby zachęcać ich do zmniejszenia ryzyka dla zdrowia, a Ministerstwo Zdrowia powinno propagować rzetelne informacje naukowe na temat nowych produktów.

sg

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: papierosy zdrowie | e-papierosy | papierosy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »