W Sejmie pierwsze czytanie projektu ustawy o rynku mocy

Przedstawiciele klubów PO, Nowoczesnej i PSL zgłosili w środę wieczorem w Sejmie wnioski o odrzucenie w pierwszym czytaniu rządowego projektu o rynku mocy. PiS i koło "Wolni i solidarni" są za dalszymi pracami w komisji energii i skarbu państwa.

Jak mówił podczas prezentacji projektu szef resortu energii Krzysztof Tchórzewski wprowadzenie rynku mocy jest "nieodzowne", jeśli chcemy zapewnić bezpieczeństwo energetyczne kraju.

"Gdyby trwać w obecnym stanie można by doprowadzić do negatywnych skutków dla gospodarki i obywateli" - mówił. Jak wyjaśnił mogłaby zaistnieć konieczność wprowadzenia ograniczeń w poborze energii czyli tzw. stopnie zasilania. Tymczasem dane wskazują, że zużycie energii w Polsce rośnie - w 2016 r. - w stosunku do 2015 r. o 2,4 proc. w 2017 r. - jak wszystko na to wskazuje - będzie podobnie. Z niektórych analiz wynika, że w 2025 r. zużycie energii w stosunku do 2015 może wzrosnąć nawet o 25 proc. Potrzeby polskiej energetyki sa więc ogromne, tym bardziej - ż jak wskazywał Tchórzewski w Polsce pracuje jeszcze sporo bloków pochodzących z lat 80, 70 a nawet 60 - tych. Wymiana ich na nowe, spełniające coraz bardziej wyśrubowane normy jest bardzo kosztowna i nasze elektrownie - wystawione dodatkowo na konkurencję dotowanych OZE potrzebują wsparcia w postaci mechanizmu rynku mocy.

Reklama

Rynek mocy ma dać dodatkowe źródło wynagrodzenia dla państwowych koncernów energetycznych w zamian za gotowość do zaoferowania - w razie potrzeby - określonych mocy elektrowni. Za tę gotowość zapłacić mają odbiorcy energii w postaci tzw. opłaty mocowej doliczanej do rachunków za energię. Rocznie ma to być kilka miliardów złotych. Nowe przepisy miałyby zacząć obowiązywać już od stycznia 2018 r.

Z oceny skutków regulacji wynika, że łączne koszty rynku mocy w ciągu pobierania opłaty przez 10 lat od wejścia w życie zmian wyniosą prawie 26,9 mld zł, z czego dla odbiorców przemysłowych 2,1 mld zł, dla sektora mikro-, małych i średnich przedsiębiorstw oraz dużych przedsiębiorstw niebędących odbiorcami przemysłowymi prawie 15 mld zł, a dla gospodarstw domowych prawie 7 mld zł.

Projekt ustawy o rynku mocy zakłada wprowadzenie tzw. dwutowarowego rynku, na którym towarem będzie tzw. moc dyspozycyjna netto, którą mogą oferować wytwórcy i zarządzanie popytem energii (DSR). Wprowadzenie tego mechanizmu ma zapewnić bezpieczeństwo dostaw energii w horyzoncie średnio- i długoterminowym.

Zgodnie z projektem ustawy w 2021 r. w Polsce będzie już funkcjonował rynek mocy z płatnościami za moc, a pierwsza aukcja odbędzie się w trzecim roku przed okresem dostaw. Konsumenci odczują opłatę mocową w swoich rachunkach od 2021 r. Jej wysokość będzie jednak zależna od wyników aukcji, w których wygrywać będą najtańsze oferty.

Tchórzewski zapewnił w środę, że nowe opłaty nie dotkną najuboższych; dla nich opłata mocowa ma wynieść maksymalnie 2 zł miesięcznie.

Funkcjonujący w Polsce jednotowarowy rynek energii nie zapewnia - według autorów projektu - przesłanek ekonomicznych do kontynuowania udziału w rynku lub podejmowania decyzji o wejściu na ten rynek z nowymi inwestycjami. Sytuacja taka występuje w szeregu krajów, w tym i w Polsce.

Jako główną przyczynę wskazuje się niskie ceny energii, spowodowane konkurencją subsydiowanych odnawialnych źródeł energii (OZE). Jednocześnie rosnąca produkcja OZE ogranicza czas pracy źródeł konwencjonalnych, przez co mają one niższe przychody. Natomiast nie znika potrzeba ich utrzymania i rozwoju dla zapewnienia bezpieczeństwa pracy systemu energetycznego.

Argumenty rządu nie przekonały jednak posłów opozycji. Andrzej Czerwiński (PO) mówił, że choć mechanizm rynku mocy działa w kilku krajach i jest metodą uzupełniania finansowania energetyki, tam gdzie brakuje tego finansowania brakuje. Ale, jak mówił, jest to stosowane wtedy, gdy jest taka konieczność. "Można zadać pytanie, czy my jesteśmy w sytuacji, w której musimy sięgać po ten argument" - pytał.

Jak dodał dwa lata temu w Polsce został, po wielu latach, zakończony etap budowy rynku energii. Przypomniał o rozwiązaniu kontraktów długoterminowych, co kosztowało wiele miliardów złotych.

Czerwiński przekonywał, że rynek mocy jest dodatkowym podatkiem. "Są inne metody by dojść do rynku, by chronić konsumenta, by nie działać pod dyktando spółek energetycznych(...) dlaczego nie popracujemy nad efektywnością energetyczną, nad zarządzaniem popytem, partnerską wymianą transgraniczną" - wyliczał poseł PO.

Również przedstawicielka Nowoczesnej Monika Rosa zwróciła uwagę na koszty jakie poniosą odbiorcy energii po wprowadzeniu rynku mocy. "Jest pytanie, o ile wzrosną rachunki każdego z nas". Jak zauważyła nadal nie wiemy jak będzie wyglądał polski miks energetyczny. "Czeka nas fala inwestycji, ale ich celem będzie ratowanie energetyki węglowej(...) rynek mocy rozumiem jako ostatnia deska ratunku dla wysłużonej energetyki" - powiedziała. Jej zdaniem propozycja rządu jest "bardzo krótkowzroczna" i uzależni Polskę od importu węgla, który coraz bardziej rośnie.

Poseł Mieczysław Kasprzak (PSL) zarzucił z kolei rządowi brak wizji polityki energetycznej, która by rozwiązywała sprawę "w dalszej perspektywie". "Stare elektrownie oparte na węglu niepolskiego pochodzenia to nonsens" - mówił Kasprzak.

Za dalszymi pracami opowiedziała się w imieniu PiS Ewa Malik. Przekonywała, że nowe regulacje pozwolą zapewnić ciągłe i stabilne dostawy energii do gospodarstw domowych i przemysłu i dlatego - w jej opinii obecne zasady "muszą przejść zdecydowaną korektę".

Rynek mocy ma zapewnić odpowiednią premię za pozostawanie w pełnej gotowości i dyspozycyjności do podjęcia produkcji kiedy źródła odnawialne nie będą w stanie produkować energii. " Klub Parlamentarny wyraża zadowolenie, że problem bilansowania mocy w krajowym systemie elektroenergetycznym po 2020 został zdiagnozowany przez rząd z odpowiednim wyprzedzeniem i że dziś z ministerstwa energii wyszedł gotowy do procedowania projekt ustawy" - powiedziała.

O rynku mocy

To rozwiązanie polegające na tym, że wytwórcy energii otrzymują pieniądze nie tylko za energię wytworzoną i sprzedaną, ale też za gotowość jej dostarczania. Beata Wereszczyńska-Dembska z Urzędu Regulacji Energetyki powiedziała, że chodzi o to, by wytwórca w każdej chwili był gotowy dostarczyć nam taką ilość energii elektrycznej, jakiej potrzebujemy.

Zakłada się, że ustawa wejdzie w życie 1 stycznia 2018 rok, a w 2021 roku rozwiązanie to będzie w pełni działało. Szacuje się, że rocznie dostęp do mocy będzie kosztować około 4 miliardów złotych.

Opłata mocowa dla gospodarstw domowych ma być uzależniona od ich rocznego zużycia energii elektrycznej. W związku z tym, że rynek mocy to forma pomocy publicznej, by zaczął działać zgodę musi wydać jeszcze Komisja Europejska. Rynki mocy działają w innych krajach - między innymi w Wielkiej Brytanii.

PAP/IAR
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »