Wojny kolejowe

Nieistniejące spółki i kontrakty, których nigdy nie podpisano, miały wykończyć Grzegorza Muszyńskiego, wiceprezesa PKP PLK. Według niego, to element brudnej walki o przejęcie kontroli nad 67,5 mld zł przeznaczonych na inwestycje w polskie koleje.

Praktycznie przez cały maj do największych ogólnopolskich redakcji trafiały "kwity" na Grzegorza Muszyńskiego, wiceprezesa PKP PLK. Wszystko wskazuje na to, że ten "paszkwil" - jak nazywa spreparowane dokumenty Muszyński - to element brudnej i bezpardonowej wojny o przejęcie kontroli nad 67,5 mld zł przeznaczonych na inwestycje w polskie koleje.

Oświadczenie

Haczyk połknęły "Gazeta Wyborcza" i "Newsweek", które solidnie obsmarowały Grzegorza Muszyńskiego. Dziennikarze obu tytułów opisali rzekome nieprawidłowości wokół działalności spółek, z którymi w przeszłości miał być związany aktualny wiceprezes PKP PLK.

Reklama

Grzegorz Muszyński porażony skalą błędów i manipulacji, zawartych jego zdaniem w obu artykułach, zapowiedział, że złoży w sądzie pozwy przeciwko "Gazecie Wyborczej" i tygodnikowi "Newsweek Polska". Wiceprezes PKP PLK opublikował też na swoich profilach w portalach społecznościowych oświadczenie następującej treści:

"W ostatnich dniach stałem się ofiarą absurdalnych ataków opartych na kłamstwach i pomówieniach. Bezpodstawne oskarżenia i oczerniające, nierzetelne artykuły nie mogą mieć miejsca w przestrzeni publicznej. Te ataki mają na celu odwieść mnie od misji modernizacji polskich kolei za rekordową kwotę 67,5 miliarda złotych, do spełnienia której zostałem powołany. Nie dopuszczę, by dorobek zawodowy i dobre imię, na które pracowałem przez całe życie były szargane przez kłamstwa i prasowe pomówienia. W związku z tym w najbliższym czasie złożę pozwy do sądu i będę domagał się przeprosin oraz zadośćuczynienia od "Gazety Wyborczej", "Newsweeka" i innych mediów ślepo powielających kłamstwa. Żadne ataki nie są w stanie zniechęcić mnie do pracy na rzecz rozwoju naszej Ojczyzny".

Trudno się odnieść

W ramach nagonki na wiceprezesa PKP PLK jako pierwszy opublikowany został artykuł pt. "Dziwne interesy spółek z Grupy PKP z Grzegorzem Muszyńskim" w "Gazecie Wyborczej". Oto zaledwie kilka poważnych błędów, które popełniła ta gazeta (resztę Grzegorz Muszyński zreferuje w sądzie):

"GW" pisze na przykład: "Muszyński jest człowiekiem znanym na kolei. O stanowisko w spółce PKP PLK starał się już w 2013 r. Jak mówią nam byli pracownicy Grupy PKP, nie udało mu się, bo miał niezbyt dobrą reputację w PKP. Wiemy o dwóch firmach, które nie wywiązywały się z kontraktów, a z którymi Muszyński był blisko związany.

W latach 2004-2007 r. był np. jedynym udziałowcem firmy Magelit, która jako podwykonawca prac dla PLK nieprawidłowo wywiązywała się z kontraktu".

Sprawdzamy: okazuje się, że spółka Magelit nie miała umowy z PLK. Być może chodzi o umowę z Przedsiębiorstwem Napraw Infrastruktury (PNI). Ale zgodnie z dokumentami, które pokazuje Grzegorz Muszyński, Magelit wywiązał się z tego kontraktu i nie było zarzutów co do realizacji umowy.

- Trudno się odnieść do stwierdzenia niepopartego dokumentem, czy choćby słowem wyjaśnienia, o jakie nieprawidłowości może chodzić - komentuje Grzegorz Muszyński, wiceprezes PKP PLK.

Dalej "Gazeta Wyborcza" donosi o firmie Karya, której Muszyński był kiedyś współwłaścicielem i prezesem, która rzekomo "nie ukończyła robót w terminie" i jest "dłużnikiem Grupy PKP". Problem w tym, że po pierwsze nie wiadomo, o jakie "roboty" chodzi, a po drugie spółka Kayra nie jest dłużnikiem Grupy PKP.

Autorka tekstu pisze też o tym, że "od Przedsiębiorstwa Przeładunkowego Sławków Medyka (PPSM) Karya pożyczyła w 2011 r. 8,2 mln zł".

Sprawdziliśmy: podmiot o nazwie Przedsiębiorstwo Przeładunkowe Sławków Medyka (PPSM) nie istnieje. W Krajowym Rejestrze Sądowym nie ma nawet śladu po takiej firmie.

"Gazeta Wyborcza" pisze też na przykład, że w 2011 r. Karya dostała dwa zlecenia od spółki PKP Linia Hutnicza Szerokotorowa "z wolnej ręki".

- Kolejna nieprawda, bo wszystko się odbywało w oparciu o regulamin udzielania zamówień. Są na to dokumenty - podkreśla Grzegorz Muszyński.

Wszystko dobrze

Kilka dni po publikacji w "Gazecie Wyborczej" w Muszyńskiego uderzył tygodnik "Newsweek Polska". Już na pierwszy rzut oka było widać, że tekst przeszedł mocną obróbkę redakcyjną (być może interweniowali prawnicy), bo połowę artykułu zajęła ogromna ilustracja (półtorej strony). Cyzelowanie tekstu niewiele jednak dało, bo od błędów (m.in. nazwy spółek) i nadinterpretacji aż się w nim roi. Gołym okiem widać też, że "Newsweek" pracował na tych samych "kwitach", co "Wyborcza". Pojawiają się nazwy tych samych firm i podobne zarzuty.

"Z pism biura kontroli wewnętrznej PLK, do których dotarł "Newsweek" wynika, że PKP współpracowały z firmami, których Muszyński był współwłaścicielem (Magelit) lub współwłaścicielem i prezesem zarządu (Karya). I na tej współpracy traciły" - czytamy w tygodniku wydawanym przez Ringier Axel Springer Polska.

- Jak to traciły, skoro wszystko było wykonane dobrze jakościowo i odebrane? Nawet za mniejsze pieniądze - irytuje się Grzegorz Muszyński.

"Powołując się na zeznania świadków, audytorzy stwierdzili m.in., że w czasie prowadzonych na zlecenie PLK prac konserwacyjnych "tworzono też dokumenty pozwalające wykonawcy na osiągnięcie dodatkowych dochodów za i tak niewykonane prace, zawyżano koszty przez rzekome stosowanie sprzętu mechanicznego, a w rzeczywistości realizowano prace w sposób ręczny". Według dokumentów PKP w 2007 r. za taką fikcyjną usługę spółka Muszyńskiego żądała 324 tys. zł" - pisze dalej "Newsweek".

- Kłamstwo. Umowy opiewały na około 140 tys. zł i nie kojarzę, by były jakiekolwiek wystąpienia o dodatkowe pieniądze. Poza tym "Newsweek" popełnia dokładnie ten sam błąd, co "Gazeta Wyborcza". Mieliśmy umowy podpisane z Przedsiębiorstwem Napraw Infrastruktury, a nie z PLK - podkreśla Grzegorz Muszyński.

"Newsweek" jednak z uporem ciągnie ten wątek i pisze: "Z pism biura kontroli wynika też, że w 2011 r. PLK chciały nałożyć na spółkę Karya niemal 400 tys. zł kary. "Wykonawca nie podjął jednak robót w przypadku dwóch [z sześciu - przyp. red.] przepustów, a na pozostałych zrealizował je tylko częściowo"".

Sprawdzamy: z "Protokołu rozpoczęcia prac komisji odbiorczej" oraz "Protokołu odbioru końcowego" wszystkich sześciu przepustów wynika, że umowa została zrealizowana w całości, a kary naliczone i potrącone za termin wykonania - jakość wykonania dobra, bez uwag.

Bez końca...

I tak można by bez końca analizować artykuły "Gazety Wyborczej" oraz "Newsweeka" zdanie po zdaniu, akapit po akapicie. Ale to już zadanie dla adwokatów i sędziów. Niestety, będą mieli pełne ręce roboty, bo będą zmuszeni do przebicia się przez stosy dokumentacji, utkanej naciąganymi audytami - tworzonymi na zamówienie starego "układu" w PKP. Roi się w nich od półprawd, niedomówień i fałszywych danych. Warto to jednak dokładnie prześwietlić, żeby nie wpaść w taką samą pułapkę, jak redaktorzy "Gazety Wyborczej" i "Newsweeka". No chyba, że robili to wszystko z premedytacją. Jeśli tak, to tym gorzej dla nich.

Wojciech Surmacz

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: PKP PLK
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »