Segment spółek spożywczych nadal gwiazdą notowań

Główne indeksy warszawskiego parkietu weszły w fazę trendu bocznego - jeśli patrzeć na dane dzienne - i kontynuują pozostawanie w nim, oglądając je z perspektywy wykresów tygodniowych. Bilans ostatnich pięciu sesji jest nadzwyczaj skromny.

Główne indeksy warszawskiego parkietu weszły w fazę trendu bocznego - jeśli patrzeć na dane dzienne - i kontynuują pozostawanie w nim, oglądając je z perspektywy wykresów tygodniowych. Bilans ostatnich pięciu sesji jest nadzwyczaj skromny.

Polska

Wskaźnik największych spółek zwiększył swoją wartość o zaledwie 0,08 proc., a indeks szerokiego rynku o 0,17 proc. mWIG40 także się nie popisał i raczej odpoczywał po poprzedniej sporej zwyżce, niż starał się ją przedłużyć. Zyskał 0,12 proc. Najlepiej prezentował się sWIG80.

W ciągu tygodnia zdołał zwiększyć swoją wartość o 1,7 proc. Nieco zapomniany, wziął się energicznie do nadrabiania zaległości wobec pozostałych indeksów. Dzieje się tak już trzeci tydzień z rzędu i tylko patrzeć, jak dotrze do swoich sierpniowych rekordów. Można uznać, że stosunkowo lepsze zachowanie się wskaźników małych i średnich firm to dobry znak dla całego rynku, ale też trzeba pamiętać, że nie oprą się one korekcie, jeśli ta zawita do segmentu spółek największych. Spośród subindeksów branżowych, zdecydowanym liderem był WIG Spożywczy. Ten segment spółek był też gwiazdą całego ubiegłego roku, i jak widać, nie ma zamiaru ze swych osiągnięć rezygnować. Słabo radziły sobie banki, ledwie wychodząc na zero.

Reklama

Patrząc na to, co działo się na poszczególnych sesjach, można zauważyć spadek obrotów. Jednak z perspektywy tygodniowej nie są one wcale takie niskie. Zmniejszyły się wyraźnie w porównaniu do pierwszego tygodnia roku, gdy były całkiem przyzwoite, ale wciąż są nieporównanie większe niż w końcówce ubiegłego roku.

Europa

Indeksy na głównych europejskich parkietach, po zwieńczeniu niedawnej fali wzrostów rekordami ustanowionymi w poniedziałek rano, weszły w fazę spadkowej korekty. Jej skala jest na razie niezbyt wielka. CAC40 i DAX straciły w ciągu tygodnia

po około 2,5 proc. FTSE zniżkował o 1,65 proc. Nie reagują one na niemal żadne informacje dotyczące europejskiej gospodarki, ani na te dobre, ani na złe. Do czasu pojawienia się informacji zza oceanu lub sygnałów o nastrojach amerykańskich inwestorów, handel przebiega na ogół w sennej atmosferze. Warto jednak zwrócić uwagę, że naśladowanie tego, co dzieje się na Wall Street, nie jest aż tak wierne oryginałowi. Tamtejsze indeksy rosną, a europejskie spadają.

Dane płynące z gospodarki strefy euro wciąż nie dają jasnego obrazu stanu, w jakim się ona znajduje, ani tym bardziej perspektyw. Informacje skłaniające do optymizmu przeplatają się z tym mniej korzystnymi, a ich bilans wypada w okolicach zera. Nie było żadnej reakcji na dane o niespodziewanym wzroście produkcji w listopadzie, ani na potwierdzenie informacji o największym od czasów II Wojny Światowej spadku niemieckiego PKB (aż o 5 proc. w 2009 r.). Nikt nie spodziewa się bardziej dynamicznego wzrostu gospodarczego w ciągu najbliższych dwóch lat, więc rekordowe poziomy giełdowych indeksów mają małe szanse na utrzymanie się. Ale z braku własnego optymizmu, zawsze można liczyć na ten importowany z Ameryki.

Na giełdach naszego regionu optymizmu nie brakowało, choć jego poziom mierzony skalą wzrostu indeksów, nie był zachwycający. Wyjątkiem był moskiewski RTS, który zwiększył swoją wartość o prawie 8 proc. Ale to zasługa głównie jednej, poniedziałkowej sesji, na której skoczył o 7,5 proc. W następnych dniach chęć do kontynuacji rajdu znikła i handel toczył się wyjątkowo niemrawo. Całkiem nieźle radziły sobie indeksy w Bukareszcie i Pradze, zwyżkując odpowiednio 3 i 2,4 proc. Znacznie skromniejsze były osiągnięcia parkietu w Budapeszcie, rosnącego o nieco ponad 1 proc.

i Sofii, zyskującego niespełna 1 proc.

Na "tapetę" wróciła znów kwestia problemów Grecji. Po przedstawieniu planu uzdrowienia finansów tego kraju w Brukseli sytuacja powinna się na jakiś czas uspokoić. Problem w tym, że cięcia wydatków mogą być trudne do realizacji, bo niektóre związki zawodowe już zapowiedziały strajki. Indeks ateńskiej giełdy stracił w ciągu tygodnia niemal 8 proc.

USA

Amerykańscy inwestorzy z uporem windują swoje indeksy na coraz wyższe poziomy. Idzie im to niełatwo, ale ich konsekwencja jest godna podziwu. To "pełzanie"

po szczytach nie robi może najlepszego wrażenia i może skłaniać do wniosku

o wyczerpywaniu się potencjały wzrostów, ale za to okazuje się niezwykle skuteczne. Nie raz mogliśmy się już przekonać, że powszechna niewiara i obawa to doskonałe warunki do kontynuacji zwyżek.

S&P500 zyskał w skali tygodnia niecałe 0,6 proc., jednak trend wzrostowy jest bardzo wyraźny i nie widać żadnych sygnałów, by miał się zakończyć. Po jednodniowym większym spadku z wtorku, wskaźnik zdołał powrócić do jego kontynuacji i "pracuje" nad wyjściem ponad poziom 1150 punktów. Jeśli tylko jakieś nieoczekiwane złe dane lub seria gorszych wyników amerykańskich spółek nie przeszkodzą, to nie powinno być z tym problemu. Oczywiście pytanie, dokąd nas ten trend zaprowadzi, wciąż jest sprawą kluczową i wciąż pozostaje bez rozstrzygnięcia. Czekanie na korektę jak dotąd nie było dobrym rozwiązaniem dla chętnych do kupna akcji, ale wydaje się, że nieco większy spadek cen akcji bardzo by rynkowi pomógł. W tej chwili panuje przekonanie,

że rozpoczynanie inwestycji staje się coraz bardziej ryzykowne. Tym bardziej,

że większość prognoz ekspertów mówi o bardzo umiarkowanej zwyżce amerykańskich indeksów w tym roku (rzędu kilku-kilkunastu procent). Przecena zachęciłaby

do kupowania akcji.

Nad rynkiem wciąż wisi perspektywa rozpoczęcia cyklu podwyżek stóp procentowych. Działania Ludowego Banku Chin pokazały, że nie jest ona zupełnie abstrakcyjna. Mogą one skłonić także inne banki centralne do refleksji. Trzeba pamiętać, że z jednej strony mówi się, że podwyżki stóp w Stanach Zjednoczonych w tym roku spodziewać się nie należy, z drugiej jednak, szanse na to, że takie posunięcie Fed mogłoby nastąpić w połowie roku, szacowane są na 50-60 proc., a więc całkiem sporo.

W ramach Fed też dają się zauważyć różnice w podejściu i słychać głosy o potrzebie zaostrzenia polityki pieniężnej. Ta zaś może być przecież realizowana nie tylko przez podwyższenie stóp, ale i innymi metodami. Analitycy wskazują, że dynamika podaży pieniądza już zdecydowanie się zmniejsza i czasy "darmowego" dolara, napędzającego rynki finansowe, może się skończyć szybciej, niż się tego spodziewamy. Na razie rynki zdają się tym nie przejmować. Ale perspektywa wyższych stóp i już postępujący proces wzrostu rentowności obligacji mogą być dla obecnej tendencji na Wall Street zabójcze.

Azja

Mijający tydzień przyniósł dość duże zróżnicowanie sytuacji na poszczególnych parkietach azjatyckich. Zmiany indeksów na mniej znaczących rynkach, takich jak Australia, Malezja, Korea, były wręcz kosmetyczne i w skali pięciu sesji łącznie nie przekraczały ułamków procenta. Jak na naturę tych rynków, to sytuacja dość nietypowa. Niewiele się też działo w Bombaju, gdzie indeks podnosi się powoli po niedawnej spadkowej korekcie. Tamtejszy wskaźnik zwiększył swoją wartość o zaledwie 0,3 proc.

Aktywnością wyróżniały się tym razem giełdy o największym znaczeniu. Przy okazji tego stwierdzenia, warto zwrócić uwagę, że pod względem wartości obrotów największym rynkiem azjatyckim stały się Chiny, które zdetronizowały pod tym względem Japonię. Jak widać Chiny detronizują konsekwentnie liderów w coraz to innej dziedzinie, a znaczna część tego typu informacji powoduje znaczne poruszenie i widoczną reakcję na różnych rynkach, głownie surowcowych. Chiny mają już, oprócz największej giełdy w Azji, prymat w dziedzinie sprzedaży samochodów oraz w światowym eksporcie, spychając Niemcy na drugą pozycję. To właśnie informacje o bardzo dynamicznym, sięgającym 56 proc. wzroście chińskiego importu i 17 proc. zwyżce eksportu spowodowały

na początku tygodnia mini euforię na rynku surowców i spore zwyżki na światowych giełdach akcji. I to informacje z Chin o zacieśnianiu polityki pieniężnej zmroziły rynki kilka dni później. Jednak samej chińskiej giełdzie ta ostatnie informacja specjalnie nie zaszkodziła. Spowodowała co prawda jednodniowy spadek indeksu Shanghai Composite

o 3 proc., ale w skali tygodnia zyskał on 0,9 proc., a Shanghai B-Share, znajdujący się pod większym wpływem inwestorów zagranicznych, zyskał 2,5 proc.

O 1,7 proc. zwiększył swoją wartość japoński Nikkei, osiągając jednocześnie rekordowy poziom w skali 12 miesięcy. Tu nastroje poprawia wciąż słabnący wobec dolara jen, dając tym samym nadzieję na wzrost eksportu i poprawę sytuacji finansowej eksporterów.

Rynek walutowy

Pierwszy dzień tygodnia na światowym rynku walutowym przyniósł kontynuację dynamicznego osłabiania się dolara, rozpoczętego jeszcze w poprzedni piątek. W wyniku tego ruchu euro zdrożało o około 3 centy, przebijając się powyżej 1,45 dolara.

W kolejnych dniach obie waluty trzymały się w pobliżu tego poziomu, nie wychylając się zbytnio ani w jedną, ani w drugą stronę. Środowa próba poważniejszego osłabienia amerykańskiej waluty spotkała się ze zdecydowaną kontrakcją i od tego momentu "zielony" zdecydowanie odrabiał straty. W efekcie, w piątek tuż przed południem kurs euro do dolara znalazł się na poziomie zamknięcia z poprzedniego piątku.

Sytuacja na rynku wciąż jest niepewna. Po pierwsze, trudno na razie zorientować się, czy dolar już konsekwentnie "przyjął" zasadę umacniania się wraz z poprawą sytuacji w amerykańskiej gospodarce, czy też jeszcze się "zastanawia" i wraca co jakiś czas

do modelu typu carry trade. Dotychczasowe obserwacje jego zachowania nie dają jednoznacznej odpowiedzi w tej kwestii. Po drugie, sporo zamieszania narobiły podejmowane przez Chiny działania zmierzające bardzo wyraźnie do zaostrzenia polityki pieniężnej. Na sytuację na rynku walutowym na razie to nie wpłynęło, ale inwestorzy mają nad czym myśleć. Teraz perspektywa podwyżek stóp staje się znacznie mniej "mglista". Także tych amerykańskich.

O wiele większy ruch panował na naszym rynku. W pierwszym tygodniu roku złoty nie zachwycał swoją siłą. W poprzedni czwartek przez moment za dolara trzeba było płacić 2,88 zł. Już następnego dnia ta tendencja odwróciła się z dużą dynamiką, a w miniony poniedziałek umocnienie się złotego było kontynuowane z nie mniejszą siłą. Generalnie nasza waluta wciąż reagowała na zmiany kursu euro do dolara, ale widać też było o wiele większą niż dotąd jej "samodzielność". W środę dolar staniał do 2,77 zł, czyli o 11 groszy w porównaniu do szczytu z 7 stycznia. Końcówka tygodnia przyniosła odreagowanie i w piątek około południa dolara wyceniano na 2,8 zł.

Wspomniana samodzielność naszej waluty była szczególnie widoczna w odniesieniu do euro i częściowo franka. Przez większą część tygodnia scenariusz zmian kursów tych walut był podobny, jak w przypadku dolara. Koniec tygodnia przyniósł jednak nie odreagowanie, osłabiające złotego, lecz wręcz przeciwnie - dalsze jego umocnienie. W efekcie w piątek w południe kurs euro osiągnął dwunastomiesięczne minimum. Wspólną walutę można było kupić już za nieco ponad 4,02 zł. Frank staniał tak mocno już w czwartek i wówczas zszedł do poziomu najniższego od stycznia 2009 r. Za "szwajcara" trzeba było płacić jedynie 2,724 zł. W piątek zdrożał on o grosz.

Umocnienie się naszej waluty można tłumaczyć dużym zainteresowaniem inwestorów emitowanymi przez nasz kraj papierami skarbowymi. Bardzo udana była niedawna emisja euro obligacji o wartości 3 mld euro oraz złotowych dwuletnich obligacji zero kuponowych. W obu przypadkach popyt na te papiery wielokrotnie przewyższał liczbę oferowanych do sprzedaży. Popyt na dwulatki wyniósł aż ponad 16 mld zł. I nie chodzi tu tylko o bezpośredni wpływ na rynek walutowy, związany z koniecznością wymiany przez inwestorów zagranicznych walut na złote, ale przede wszystkim o postrzeganie naszego kraju przez nich.

Inwestorzy widać wiedzą, co robić. W przeciwieństwie do ekspertów. Opinie tych ostatnich o perspektywach naszej waluty są tak rozbieżne, jak chyba nigdy dotąd. Kierując się podobnymi przecież przesłankami, dochodzą do skrajnie odmiennych wniosków. Nie brakuje prognoz, mówiących że pod koniec roku euro będzie można kupić po 3,5-3,6 zł. Oznaczałoby to umocnienie się naszej waluty o prawie 13 proc. wobec dzisiejszego poziomu. Ale i obóz pesymistów, choć nieco mniej liczny, także jest dość aktywny. Jego przedstawiciele głoszą, że "złoty jeszcze dostanie w kość". Zobaczymy, jak będzie w rzeczywistości. Wszelkie prognozy są obecnie obarczone dość dużym ryzykiem. Dowodem na to może być też nieczęsto spotykana w przypadku innych aktywów, gotowość analityków do zmiany swoich wcześniejszych opinii. I to zmiany dość radykalnej.

Rynek surowców

Na giełdach surowcowych sytuacja w ubiegłym tygodniu była dość zróżnicowana. O ponad 5 proc. staniała ropa naftowa, o 1,4 proc. miedź, złoto straciło zaledwie ułamek procenta, podobnie srebro. Drożały za to dość mocno niektóre inne metale. Ceny palladu skoczyły o ponad 5 proc., a platyny o 2 proc. Tym razem na sytuację w mniejszym stopniu oddziaływał kurs euro do dolara. Inwestorów zajmowało przede wszystkim to, co działo się w gospodarce globalnej, a w szczególności chińskiej. A działo się dość sporo.

Bardzo wysokie ceny większości surowców na początku tygodnia to efekt informacji o 56 proc. wzroście chińskiego importu w ubiegłym roku. To rzeczywiście mogło zrobić wrażenie. Windowanie notowań, głównie ropy i miedzi odbywa się przecież od dłuższego czasu pod hasłem "Chiny kupują". I wygląda na to, że rzeczywiście kupują. Pojawiły się też informacje o dynamicznie rosnącym popycie z ich strony na węgiel i żelazo. Jednak bardzo szybko euforia została przygaszona kolejnymi informacjami o zacieśnianiu polityki pieniężnej przez Państwo Środka. W trakcie dwóch kolejnych aukcji bonów skarbowych tamtejszy rząd oferował inwestorom papiery po niższych cenach, co oznacza wzrost ich rentowności. To wyraźne działanie na rzecz podniesienia rynkowej ceny pieniądza. Zaraz po tym Chiny podniosły stopę rezerw obowiązkowych, odprowadzanych przez banki od lokat przyjmowanych od klientów. To działanie zmierzające w kierunku przyhamowania akcji kredytowej. Te informacje oczywiście zmroziły sytuację na rynkach surowcowych. Ceny platyny, używanej między innymi do produkcji katalizatorów, poszły gwałtownie w górę po opublikowaniu danych dotyczących sprzedaży aut w Chinach. W ubiegłym roku tamtejsi obywatele kupili ich 13,6 mln.

Jeszcze w miniony poniedziałek za baryłkę ropy gatunku Brent płacono prawie 83 dolary. W piątek przed południem można ją było kupić poniżej 78 dolarów. Spadkowa tendencja nie została przerwana ani na moment. Inwestorzy byli więc wyjątkowo jednomyślni, co na tym rynku nie zdarza się tak często. W każdym razie wahania są na nim zwykle dużo większe. Cenom ropy nie pomogły też informacje o sporym wzroście zapasów, zarówno surowca, jak i paliw. A jeszcze tydzień temu analitycy przekonywali, że ostra zima w Stanach Zjednoczonych spowoduje wzrost popytu i cen.

Te ostatnie, mimo sporego spadku, wciąż znajdują się na wysokim poziomie. Przed świętami, czyli zaledwie trzy tygodnie temu, notowania baryłki ropy sięgały "zaledwie" około 72 dolarów. Wydaje się, że bardziej prawdopodobny jest powrót cen do tamtego poziomu, niż ich ponowny ruch w górę.

Po ustanowieniu 6 stycznia lokalnego rekordu, ceny miedzi weszły w korektę spadkową. Nie była ona zbyt silna, ale widać, że ruch w górę do kolejnych szczytów będzie szedł bardziej opornie i trzeba będzie na niego poczekać. Po grudniowej "katastrofie", w wyniku której uncja staniało o 150 dolarów, czyli o 12 proc., złoto powoli odrabia straty, ale śladu po niedawnej dynamice nie ma. W mijającym tygodniu marsz

w górę został znów przyhamowany. Na rekordy trzeba będzie poczekać nieco dłużej.

Analitycy wciąż widzą przed notowaniami surowców spore perspektywy. Swoje prognozy opierają oczywiście na wzroście gospodarczym, a co za tym idzie zwiększeniu popytu ze strony przemysłu przede wszystkim na metale. Tyle tylko, że dość powszechna jest opinia, że powracanie globalnej gospodarki do zdrowia będzie bardzo powolne, a tam, gdzie mocno przyspieszy, rządy mogą wcisnąć hamulec. Tak, jak to się dzieje w Chinach. Ponadto drożejące surowce mogą wzrost gospodarczy skutecznie powstrzymywać. Eksperci z Merrill Lynch szacują, że w tym roku ceny metali wzrosną o około 32 proc.

W przypadku miedzi oznaczałoby to rekord wszechczasów w momencie, gdy gospodarka ledwie odbija się od dna. Ciekawe, jakiej ceny można się spodziewać, gdy średni wzrost światowego PKB sięgnie 3-4 proc.?

Wieści z rynku

Kredyty walutowe mniej popularne

Według informacji Komisji Nadzoru Finansowego, na koniec listopada 2009 r. kredyt walutowe stanowiły 63 proc. wszystkich kredytów mieszkaniowych. Na koniec 2008 r. ich udział sięgał 70 proc.

Banki coraz chętniej pożyczają

Z analizy Gold Finance wynika, że w grudniu banki nadal chętniej udzielały kredytów hipotecznych ogłaszając promocje, obniżając prowizje i marże oraz zachęcały kredytowaniem większej części nieruchomości. Wszystko wskazuje, że w tym roku pojawią się interesujące oferty kredytów hipotecznych. Banki wyraźniej zaczynają preferować ten rodzaj kredytów.

Przybywa chętnych do inwestowania na giełdzie

Trwające od połowy lutego wzrost kursów akcji oraz duże oferty akcji na rynku pierwotnym, spowodowały napływ indywidualnych inwestorów. Na koniec grudnia biura maklerskie prowadziły ponad 1132 tys. rachunków papierów wartościowych. W ciągu roku ich liczba zwiększyła się o około 100 tys.

Rosną aktywa funduszy inwestycyjnych

Według wyliczeń firmy Analizy Online, w 2009 r. wartość aktywów funduszy inwestycyjnych zwiększyły się 19,1 mld zł, czyli o 25,9 proc., osiągając poziom 93 mld zł.

To przede wszystkim zasługa wzrostów cen akcji na giełdzie. Wpłaty pieniędzy klientów

o 3 mld zł przeważały nad wartością środków wycofywanych z funduszy. Największą popularnością cieszyły się fundusze akcyjne.

Rodzina na Swoim także w Allianz Banku

Allianz Bank rozpoczął udzielanie preferencyjnych kredytów w ramach rządowego programu Rodzina na Swoim. Dodatkowo do końca lutego klienci posiadający w tym banku konto osobiste skorzystają z obniżonej marży kredytu.

Kalendarium wydarzeń nadchodzącego tygodnia

18.01.2010-22.01.2010

Nadchodzący tydzień nie zapowiada się na zbyt emocjonujący. Inwestorzy będą mogli liczyć na "głos Ameryki" w dość ograniczonym zakresie. W poniedziałek w Stanach Zjednoczonych święto, a w piątek nie ma w planie żadnych informacji zza oceanu. Sytuację "ratować" będą jedynie wyniki amerykański firm. A tu nie zabraknie emocji. Swymi dokonaniami będą się chwalić takie sławy, jak Citigroup, Bank of America, Morgan Stanley, a także Xerox, McDonalds, General Electric, IBM. O wyniki banków możemy raczej być spokojni. Na pewno nieźle sobie poradziły w tych ciężkich czasach.

Z pewnością lepiej niż ich klienci. Z kategorii informacji makroekonomicznych, we wtorek i środę poznamy dane dotyczące rynku nieruchomości, a w czwartek wartości indeksów wyprzedzających koniunktury oraz, jak zwykle, liczbę wniosków o zasiłek dla bezrobotnych.

Nie zabraknie danych, dotyczących naszej gospodarki. We wtorek poznamy informację o dynamice średniego zatrudnienia i wynagrodzenia, w czwartek dynamikę produkcji przemysłowej oraz cen produkcji sprzedanej, a także inflację bazową, czyli

po wyłączeniu cen żywności i energii. W piątek Główny Urząd Statystyczny przedstawi wyniki badania koniunktury. Nie wzbudzają one jednak zbyt wielkich emocji inwestorów.

Europa nie zasypie nas danymi. Pewien wpływ na rynki giełdowe może wywrzeć wtorkowa publikacja wskaźnika nastrojów w gospodarce, wyliczanego przez niemiecki instytut ZEW. W piątek poznamy wskaźniki aktywności gospodarczej PMI oraz zamówienia w przemyśle.

Poniedziałek, 18 stycznia

Japonia

- 5.30 dynamika produkcji przemysłowej w listopadzie (poprzednia wartość -15,1 proc. rok do roku)

USA

- giełdy nie działają z powodu Dnia Martina Lutera Kinga

Wtorek, 19 stycznia

Polska

- 14.00 dynamika przeciętnego wynagrodzenia w grudniu (poprzednia wartość 2,3 proc. rok do roku)

- 14.00 dynamika zatrudnienia w grudniu (poprzednia wartość -2,2 proc. rok do roku)

Wielka Brytania

- 10.30 inflacja na poziomie cen konsumentów (CPI) w grudniu (poprzednia wartość 0,3 proc. miesiąc do miesiąca)

Niemcy

- 11.00 indeks nastrojów w gospodarce instytutu ZEW w styczniu (poprzednia wartość 50,4 punktu)

USA

- 15.00 napływ kapitałów długoterminowych w listopadzie (poprzednia wartość 20,7 mld dolarów)

- 19.00 indeks rynku nieruchomości NAHB w styczniu (poprzednia wartość 16 punktów)

Środa, 20 stycznia

Niemcy

- 8.00 inflacja na poziomie producentów (PPI) w grudniu (poprzednia wartość -5,9 proc. rok do roku)

Wielka Brytania

- 10.30 publikacja protokołu ze styczniowego posiedzenia Bank of England

- 10.30 stopa bezrobocia w listopadzie (poprzednia wartość 7,9 proc.)

USA

- 13.00 dynamika liczby wniosków o kredyt hipoteczny (poprzednia wartość 14,3 proc.)

- 14.30 inflacja na poziomie producentów (PPI) w grudniu (poprzednia wartość 1,8 proc. miesiąc do miesiąca)

- 14.30 inflacja bazowa na poziomie producentów w grudniu (poprzednia wartość 0,5 proc. miesiąc do miesiąca)

- 14.30 liczba pozwoleń na budowę domów w grudniu (prognoza 589 tys., poprzednia wartość 584 tys.)

- 14.30 liczba rozpoczętych budów domów w grudniu (poprzednia wartość 574 tys.)

Czwartek, 21 stycznia

Polska

- 14.00 dynamika cen produkcji sprzedanej w grudniu (poprzednia wartość 2 proc. rok

do roku)

- 14.00 dynamika produkcji przemysłowej w grudniu (poprzednia wartość 9,8 proc. rok

do roku)

- 14.00 dynamika produkcji budowlano- montażowej w grudniu (poprzednia wartość 9,9 proc. rok do roku)

- 14.00 inflacja bez cen żywności i energii w grudniu (poprzednia wartość 2,8 proc. rok

do roku)

- 14.00 publikacja protokołu z grudniowego posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej

USA

- 14.30 wnioski o zasiłek dla bezrobotnych (poprzednia wartość 444 tys.)

- 16.00 indeks aktywności gospodarczej Fed w Filadelfii w styczniu (prognoza 22,5 punktu, poprzednia wartość 20,4 punktu)

- 16.00 indeks wskaźników wyprzedzających Conference Board w grudniu (poprzednia wartość 0,9 proc.)

- 17.00 zmiana zapasów ropy (poprzednia wartość 3,7 mln baryłek)

Piątek, 22 stycznia

Polska

- 14.00 koniunktura w przemyśle w styczniu (poprzednia wartość -2 punkty)

- 14.00 koniunktura w budownictwie w styczniu (poprzednia wartość -16 punktów)

- 14.00 koniunktura w handlu w styczniu (poprzednia wartość -6 punktów)

- 14.00 koniunktura w usługach w styczniu

Francja

- 8.58 indeks aktywności gospodarczej PMI w przemyśle w styczniu (poprzednia wartość 54,7 punktu)

- 8.58 indeks aktywności gospodarczej PMI w usługach w styczniu (poprzednia wartość 58,7 punktu)

Niemcy

- 9.28 indeks aktywności gospodarczej PMI w przemyśle w styczniu (poprzednia wartość 52,7 punktu)

- 9.28 indeks aktywności gospodarczej PMI w usługach w styczniu (poprzednia wartość 52,7 punktu)

Euroland

- 9.58 indeks aktywności gospodarczej PMI w przemyśle w styczniu

- 9.58 indeks aktywności gospodarczej PMI w usługach w styczniu

Wielka Brytania

- 11.30 sprzedaż detaliczna w grudniu (poprzednia wartość -0,3 proc. miesiąc do miesiąca)

- 11.00 bilans handlu zagranicznego w listopadzie (poprzednia wartość 6,3 mld euro)

Prognozy na przyszły tydzień

Efekt stycznia wciąż jest na giełdach widoczny, ale po drugim tygodniu jego skala nie uległa powiększeniu. Na naszym rynku najbardziej widoczny jest w przypadku najmniejszych firm. Zachowuje się on wręcz "podręcznikowo". To właśnie papiery tego typu spółek "powinny" notować największe zwyżki. I tak właśnie się dzieje. Od początku roku sWIG80 zwiększył swoją wartość już o ponad 4 proc., deklasując rywali. Wciąż jednak trudno na tej podstawie wyciągać dalej idące wnioski na przyszłość Wskaźniki małych i średnich firm zachowywały się w całym ubiegłym roku lepiej niż tuzy naszego parkietu i ta tendencja ma szanse być kontynuowana także w najbliższych dwunastu miesiącach.

Indeksy szerokiego rynku i blue chipów znajdują się w tendencji bocznej i nie dają żadnych istotnych sygnałów. Ich zachowanie się jest o wiele bardziej zależne od sytuacji na giełdach światowych. Te zaś powinny wkrótce znaleźć się pod większą presją, związaną z coraz mniej odległą perspektywą zacieśniania polityki pieniężnej. Obserwacja reakcji rynków na pierwsze bardzo konkretne posunięcia Chin w tym względzie, wielkich obaw o załamanie się tendencji wzrostowej na giełdach nie dają. Ale może się to zmienić w każdej chwili. Na razie uwagę inwestorów angażują wyniki amerykańskich firm. Początek sezonu ich publikacji nie był najlepszy, ale najbliższe dni powinny przynieść poprawę. Dokonania wielkich amerykańskich banków raczej nie zawiodą oczekiwań, jednak zagadką jest reakcja rynku na nie.

Roman Przasnyski, główny analityk

Goldfinance
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »