Teoretycznie rekordowe zadłużenie i ogromny deficyt budżetowy mógłby ograniczyć popyt na nowy polski dług w obawie o jego spłatę. Z opublikowanej niedawno rządowej strategii zarządzania długiem publicznym w latach 2026-2029 wynika, że dług sektora publicznego w relacji do PKB w przyszłym roku wyniesie 53 proc., a w roku 2027 przekroczy i to znacznie pierwszy próg ostrożnościowy - czyli 55 proc., bo wyniesie aż 59,5 proc. Po zadłużeniu państwa na kwotę 321 mld zł w minionym roku rząd planuje dalszy wzrost zadłużenia w roku bieżącym o 318 mld zł, a w roku przyszłym aż o 390 mld zł. Średnio w tych trzech latach wzrost zadłużenia wyniesie 343 mld zł rocznie. Każdego dnia prawie 1 mld zł. W ciągu tych 3 lat zadłużenie wzrośnie o ponad 1 bilion zł. To teraz przypomnijmy, że do pierwszego biliona dochodziliśmy przez 26 lat (1990-2016)! Do kolejnego już tylko 8 lat - 2017- 2024. Teraz o bilion zadłużamy się w 3 lata. W tym tempie w 2030 roku dobijemy do 4 bilionów. Ale jak widać to nie odstrasza inwestorów.
Banki kupują obligacje
Tymi inwestorami są głównie banki. Kupują obligacje bo, z jednej strony jest to stosunkowo mało ryzykowny sposób zarabiania na odsetkach w porównaniu z odsetkami od kredytów. Dziś wygląda na to, że państwo swoje długi będzie spłacać. Banki nie potrzebują żadnych specjalistów, żeby jego obligacje kupować. Nie muszą robić analiz rynku, konkurencji, popytu czy podaży na jakieś przysłowiowe śrubki czy musztardę - jak w przypadku kredytów udzielanych przedsiębiorstwom. Nie muszą się martwić, że jacyś sędziowie orzekną, że umowy kredytowe, które zawarły, są nieważne i ich klienci nie muszą spłacać odsetek od tych kredytów albo może nawet i samych kredytów.
Co więcej, oczekiwania są takie, że cena tych obligacji na rynku będzie rosnąć po obniżkach stóp procentowych, których się spodziewają. Więc nie tylko na odsetkach będą mogły zarobić ale i na odsprzedaży obligacji. Ten trend już widać, bo obligacje dwuletnie sprzedano z rentownością na poziomie 4,21 proc. - czyli najniższą od lutego 2022 roku. Rentowność obligacji pięcioletnich spadła do 4,82 proc., a dziesięcioletnich do 5,39 proc. A rentowność spada, gdy cena obligacji rośnie. Wzrost cen obligacji i spadek ich rentowności to dobra wiadomość - oznacza bowiem relatywnie mniejsze koszty obsługi zadłużenia w przyszłości. No i w dodatku, jak banki kupują obligacje, to nie płacą tak zwanego podatku bankowego.
Nie widać planów na zmniejszenie deficytu
Ale teraz zła wiadomość. Wydatki rządu na obsługę zadłużenia sięgną w przyszłym roku 90 mld zł (czyli aż 2,2 proc. PKB). W 2029 będzie to już ponad 100 mld zł i 2,7 proc. PKB. Co więcej nie widać żadnych planów na zmniejszenie obecnego deficytu, który dobija już do 7 proc. PKB.
Już teraz spłata długu to połowa dochodów państwa z PIT. Jeśli w 2030 roku zadłużenie sięgnie 4 bilionów, a wspomniane rentowności obligacji utrzymają się na obecnym poziomie, to odsetki od łącznego długu zaciągniętego do tego roku mogą pochłonąć cały dochód z PIT.
Może warto pomyśleć o strategii wyjścia z długu?
Od kogo rządy mogą pożyczać? Kiedyś pożyczały od innych rządów - ale to było niebezpieczne politycznie. Później stało się praktycznie niemożliwe, bo inne rządy też są zadłużone. Mogą więc pożyczyć od własnych obywateli, co robią coraz częściej i chętniej. Ale sporo pożyczają na "rynkach finansowych". Tak jak kiedyś francuski król Filip IV Piękny pożyczał od Templariuszy. Dziś współczesnych "Templariuszy" z rynków finansowych nie można spalić na stosie, żeby pozbyć się długu razem z wierzycielem. Różnica jest jeszcze i taka, że "Rycerze Świątyni" pożyczyli królom złoto zdobyte podczas wypraw krzyżowych. A "rynki finansowe" pożyczają dziś "pięknym królom" pieniądze papierowe.
Współczesne rządy hołdują twierdzeniu "zadłużam się, więc jestem". Państwa bez długu nie ma. Może jednak trzeba wrócić do oryginalnego twierdzenia Kartezjusza: teorii "myślę, więc jestem". I pomyśleć o jakiejś strategii wyjścia z tego długu (a nie tylko zarządzania nim)? Bo czy naprawdę nie grozi nam popadnięcie w spiralę zadłużenia, w której koszty obsługi długu (odsetki) niweczą korzyści ze wzrostu PKB? Oczywiście zwolennicy Modern Monetary Theory potrzeby tworzenia takiej strategii nie widzą bo "rząd ma swoje pieniądze". No ale jak ma, to po co pożycza, sprzedając obligacje? Może nie wie, że ma, bo nie wierzy teoretykom tej "nowoczesnej teorii"? Wierzy za to teoretykom tej teorii politycznej, którzy mu mówią, że jeśli nie obiecacie, to przegra wybory - jak w 2015. Ale PiS w 2023 roku obiecywało i jednak przegrało. Więc radziłbym uważać.
Robert Gwiazdowski
Autor felietonu prezentuje własne poglądy i opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji















