Dron nadaje ton

Słowo "dron" pochodzi ponoć od podobnego mu fonetycznie, angielskiego czasownika "drone", który znaczy tyle co buczeć, brzęczeć albo warkotać. A teraz proszę spojrzeć za okno: czy wisi tam w powietrzu coś, co łyska szklanym okiem i brzęczy? Nie? Jeszcze nie...

W 2014 roku "Business Insider" - największy portal informacyjno-biznesowy w Stanach Zjednoczonych, wyceniał rynek "cywilnych" bezzałogowych statków latających (BSL) na kilkaset milionów euro, a "wojskowych" - na mniej niż 6 mld. Magazyn "Fortune" - znany skądinąd z układania rankingów najbardziej wpływowych osobistości świata, oszacował wartość branży na nieco ponad 2 mld euro i przewidywał, że będzie się ona rozwijała w tempie 15-20 proc. rocznie. Przewidywano, że wartość globalnego rynku dronów przekroczy do 2020 roku 10 mld euro.

Nie sprawdziło się. Analitycy nie doszacowali komercyjnego potencjału drzemiącego w tych latających gadżetach, które wojsko właśnie wypuściło do cywila. Albo, mówiąc inaczej: nie docenili siły marzeń, które od zawsze unosiły ludzi ku niebu. No i wyobraźni tych, którzy natychmiast zaczęli wymyślać, co, prócz fruwania w przestworzach, może robić taki zdalnie sterowany wehikuł.

Reklama

Nie przewidzieli więc także tego, że roczne przyrosty światowego rynku technologii dronowych sięgać będą kilkuset procent! Już teraz jego wartość szacuje się na 100 mln euro. A eksperci PwC przewidują, że wartość usług, które wkrótce mogą przejąć drony, przekroczy 127 mld dol., czyli 120 mld euro.

Latać każdy może

Nie sposób oczywiście dokładnie ustalić, gdzie i kiedy wybuchło owo dronowe szaleństwo. Na pewno wiadomo tylko tyle, że stało się to wtedy, gdy bezpilotowe samoloty i helikoptery pojawiły się na wolnym rynku, poza poligonami i polami bitew. Czyli wówczas, gdy przestały być jedynie śmiercionośną bronią i mogły stać się.... no właśnie: czym? Po co? Dla kogo?

Jednym z pierwszych, którzy spróbowali odpowiedzieć na te pytania, był Chris Anderson - naczelny redaktor amerykańskiego miesięcznika "Wired" - magazynu zajmującego się nowymi technologiami, ekonomią, kulturą i polityką. W 2007 roku założył portal DIYdrones.com (co można by przetłumaczyć: "Dron - zrób to sam") i poniekąd wypuścił dżina z butelki. Dalej sprawy potoczyły się szybko i naturalnie: samolocikiem-zabawką zainteresował się biznes, odkryto, że można go wykorzystać do różnych, także poważnych celów. Przede wszystkim zaś do zarabiania pieniędzy.

A Anderson, jako znawca praw rynku i ludzkiej natury, w roku 2009, wraz z inżynierem Jordi Mu?ozem założył w Berkeley firmę 3D Robotics, która jest teraz jednym z liderów rynku konstruktorów i producentów dronów. Dalej sprzedaje też wehikuły do samodzielnego montażu. Przy okazji okazało się, że zarówno rekreacyjny, jak i komercyjny dron wcale nie musi kosztować, jak te wojskowe, setki tysięcy i miliony dolarów; że można go zbudować samemu albo kupić w sklepie i że właściwie każdy może go mieć.

A w Polsce? Jak zwykle: byliśmy wśród pionierów. Oto bowiem już w roku 1927, w ilustrowanym miesięczniku "Wynalazki i odkrycia" ukazał się opis wymyślonego przez inż. Józefa Pronowskiego, "radio-telewizjo-samolotu bez żywej duszy na pokładzie, którego ruchy są kontrolowane i kierowane przez radio z ziemi".

Nasza współczesna opinia publiczna dowiedziała się o dronach i ich możliwych zastosowaniach w roku 2010, w okolicznościach mocno dramatycznych. Oto pewnego październikowego dnia zaginęła pod Augustowem 10-letnia, cierpiąca na epilepsję dziewczynka. Odnaleziono ją dopiero po sześciu dobach poszukiwań zakrojonych na bezprecedensową skalę. Akcja była wyjątkowa także dlatego, że po raz pierwszy w Polsce użyto w niej bezzałogowego samolotu. Dokładniej: całkowicie polskiego drona Fly Eye, skonstruowanego i wyprodukowanego przez inżynierów z należącej do grupy WB Electronics, gliwickiej spółki Flytronic.

Kilka miesięcy później prasa donosiła, że dwa zmodyfikowane bezzałogowce Fly Eye rozpoczęły służbę w Jednostce Wsparcia Dowodzenia i Zabezpieczenia Wojsk Specjalnych im. gen. bryg. Augusta Emila Fieldorfa "Nila". Następnych 12 zestawów trafiło do innych jednostek wojskowych, a w roku 2014 Fly Eye kupiła Straż Graniczna.

Bardzo wysoka półka

Wartość polskiego rynku dronów przekroczyła z końcem 2016 roku 200 mln zł. Tak wstępnie oszacowali to eksperci Instytutu Mikromakro - think tanku zajmującego się między innymi wspieraniem rozwoju gospodarki opartej na wiedzy i innowacyjności.

- Polska jest postrzegana na świecie jako lider w dziedzinie dronów - podkreśla minister infrastruktury i budownictwa Andrzej Adamczyk.

W kraju działa 400 firm, dla których drony są podstawowym narzędziem służącym do działalności gospodarczej. Instytut Mikromakro zbadał 288 spośród nich. Z jego podsumowań wynika, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy polski rynek urósł o prawie jedną czwartą. Większość przychodów pochodziła ze sprzedaży dronów rekreacyjnych oraz wehikułów służących do fotografowania i filmowania. Ważnym obszarem aktywności gospodarczej są też specjalistyczne usługi i szkolenia.

Działalność handlowa stanowi 55 proc. rynku, produkcja - 12 proc. Oba te segmenty zmniejszyły swoje udziały o kilka procent, co tłumaczy się spadkiem liczby zamówień pochodzących od wojska i służb zmilitaryzowanych. Znacząco urosły natomiast rynkowe udziały sektora usług - z 17 do 33 proc.

Autorzy poprzedniego, zeszłorocznego raportu Instytutu Mikromakro nie wykluczali, że nasz cywilny rynek dronów urośnie w najbliższych latach nawet półtora raza. Na razie mamy nieco ponad 22 proc. To sporo, choć z drugiej strony można by zapytać, czy biznesowy potencjał bezzałogowców rzeczywiście został już w pełni rozpoznany przez przedsiębiorców. No a poza tym, technologie powiązane z dronami to zwykle bardzo wysoka półka. Być może nawet wyższa niż się zrazu wydawało....

Dla przedsiębiorców świadomych tego, z czym tak naprawdę mają do czynienia, drony przestały już być domeną lotnictwa. Sam BSL to teraz jedynie latająca platforma, na której montuje się zaawansowaną technicznie aparaturę sterującą, rejestrującą, detekcyjną czy telekomunikacyjną. Krótko mówiąc: dron to dziś symbol innowacyjności, postępu technologicznego, budowania przewag rynkowych. Z pewnością nie jedyny, ale szczególnie ważny, bo wynikający z prostej i łatwej do pojęcia idei oddziaływającej na masową wyobraźnię.

Rozwijanie sektora bezzałogowych statków latających uwzględniono w Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Rząd uznał bowiem, że może on stać się kluczem do drzwi innowacyjnej gospodarki. Firmy, które odnajdą się w tej branży, mogą liczyć na finansowe wsparcie. Także ze środków publicznych, zarówno polskich, jak i europejskich.

W październiku zeszłego roku rozstrzygnięto pierwszy konkurs organizowany przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju w ramach nowego programu sektorowego INNOSBZ. Dofinansowanie przyznano 11 z 17 wnioskodawców. Na badania związane z bezzałogowymi statkami powietrznymi przeznaczono 30,5 mln zł. Ponad 11 mln otrzymają producenci ich wyposażenia.

W grudniu unijna agenda - SESAR JU, ogłosiła otwarcie kolejnego naboru wniosków o dofinansowanie projektów w ramach programu "Horyzont 2020", który obejmuje między innymi prace nad dronami. Komisja Europejska przeznaczyła na niego 28 mln euro. Informacja dla zainteresowanych: wnioski przyjmowane będą do 22 marca.

Bezpiecznie, dyskretnie, opłacalnie

W lipcu 2015 roku niezidentyfikowany dron przeciął ścieżkę podejścia samolotu Lufthansy lądującego na Okęciu. Było groźnie... I pojawił się problem: jak wtłoczyć bezzałogowe latanie w ramy przepisów, nie dławiąc jednocześnie obiecujących perspektyw biznesowych? Bo, jak się przewiduje, około roku 2025 w przestrzeni powietrznej Unii Europejskiej codzienne loty odbywać będzie około 400 tys. profesjonalnych dronów!

Wprowadzenie jednolitych standardów dla bezzałogowych systemów latających (RPAS) Komisja Europejska zaproponowała w roku 2014. Bezpieczeństwo stawiając na pierwszym miejscu, zapowiedziała wsparcie rozwoju tego rynku i powiązanych z nim sektorów przemysłu.

W marcu 2015 roku przedstawiciele europejskiej społeczności lotniczej spotkali się na Łotwie i przyjęli "Deklarację z Rygi" zawierającą pięć zasad, którymi powinni się kierować unijni i krajowi ustawodawcy. Stwierdzono tam między innymi, że "RPAS należy traktować jak nowy rodzaj statków powietrznych". W październiku Parlament Europejski przyjął raport brytyjskiej deputowanej Jacquelin Foster, w którym zapisano, jak należałoby uregulować status systemów bezzałogowych, by "zagwarantować bezpieczeństwo i prywatność obywateli państw Unii".

Pod koniec roku 2016 odbyła się Warszawska Konferencja Wysokiego Szczebla "Drony jako źródło nowych miejsc pracy i wzrostu gospodarczego". Jej gospodarzem był minister Andrzej Adamczyk; współorganizatorami - Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA) oraz Urząd Lotnictwa Cywilnego.

Najkrócej rzecz ujmując - znów chodziło o to, by urzędowo potwierdzić, iż rynek dronów jest ogromny, że będzie jeszcze większy, a ruch na europejskim niebie trzeba zorganizować tak, by statki bezzałogowe i normalne samoloty nie wlatywały sobie w drogę. Obrady zakończyło przyjęcie "Deklaracji Warszawskiej", w której to wszystko zapisano.

Sprawa jest naprawdę poważna: w Polsce, do roku 2013 zarejestrowano sześciu operatorów BSP; w 2015 r. było ich już 1700, w zeszłym - 3,5 tysiąca.

- Dalszy rozwój rynku dronów nie jest kwestią tego, "czy", lecz "kiedy". Europa musi więc dysponować odpowiednimi procedurami i technologiami umożliwiającymi efektywne i bezpieczne zarządzanie tym nowym ruchem powietrznym - precyzuje unijne stanowisko Florian Guillermet, dyrektor wykonawczy SESAR JU.

Rynek BSP akurat w Polsce rozwija się dobrze również dlatego, że nasze państwo jako pierwsze na świecie wprowadziło w życie przepisy dotyczące komercyjnych zastosowań dronów.

- Dzięki temu coraz więcej międzynarodowych firm właśnie w Polsce testuje możliwość zastosowania dronów dla wsparcia swoich procesów - wyjaśnia Adam Krasoń, prezes PwC w Polsce. I dlatego też właśnie nad Wisłą powstało pierwsze globalne, "dronowe" centrum kompetencyjne PwC.

Stosowne regulacje wprowadzono u nas już w roku 2013. Najnowsze rozporządzenie ministra infrastruktury i budownictwa obowiązuje od września ubiegłego roku. Rozróżniono w nim bezzałogowe statki powietrzne przeznaczone do lotów rekreacyjnych i komercyjnych. Wbrew obawom nie wylano przy okazji dziecka z kąpielą: zaostrzono przepisy dotyczące pilotów-hobbystów, ale za to ułatwiono życie operatorom posiadającym UAVO, czyli tym, którzy wykorzystują drony do celów komercyjnych.

- Staramy się likwidować bariery prawne, edukujemy użytkowników, uczestniczymy w pracach międzynarodowych zespołów pracujących nad legislacją, dzielimy się doświadczeniami i zdobywamy nowe. Wszystko to ma na celu zapewnienie bezpiecznego użytkowania dronów w Polsce - komentuje nowe rozporządzenie prezes ULC Piotr Samson.

Kompleksowe, unijne przepisy regulujące wykorzystywanie dronów na masową skalę mają pojawić się w roku 2019.

Popatrz z góry

To w końcu do czego służą te wszystkie drony? Właściwie do wszystkiego. No, może prawie do wszystkiego.

Przede wszystkim do robienia zdjęć fotograficznych i filmów, czym zajmuje się większość zarejestrowanych w Polsce firm. Nawiasem mówiąc, z reguły działają one w formule jednoosobowej działalności gospodarczej.

"Niewątpliwie są częścią rynku dronów, ale czy należą do branży dronowej?" - pytają eksperci z Instytutu Mikromakro, podkreślając, że coraz bardziej oddala się ona od tradycyjnie rozumianego lotnictwa i zmierza ku gospodarce cyfrowej.

Tak czy owak, drony służą przede wszystkim do "patrzenia z góry". Wspomagają wojsko, ale i kartografów, służą do oceny stanu zasiewów oraz inwentaryzacji terenu, do sporządzania planów obiektów budowlanych i dokumentacji inwestorskich, do analizy skutków powodzi, inspekcji turbin wiatrowych oraz do monitorowania tłumów i dokonywania obliczeń na potrzeby urzędów podatkowych, wspierają służby ratownicze i pomagają ścigać złoczyńców.

Przyszłością są drony autonomiczne. Takie, które wykonają zadanie bez bezpośredniego nadzoru człowieka: dostarczą na przykład we wskazane miejsce przesyłkę, a w dalszej przyszłości - pasażerów.

Następny krok to drony działające w zespołach, które komunikując się ze sobą, monitorować będą choćby inteligentną infrastrukturę energetyczną.

Kolejny etap: drony staną się wszechobecnym, praktycznie niezauważalnym elementem krajobrazu. Te nie poprzestaną na diagnozie istniejącego stanu rzeczy. Same, współpracując z naziemnymi robotami, usuwać będą awarie oddanych pod ich nadzór obiektów. Co dalej? Jedyne ograniczenie to wyobraźnia...

Zbigniew Konarski

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Dowiedz się więcej na temat: linie lotnicze | drony
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »