W skrócie
- Skok ceny uncji złota z 3 500 do 4 000 dolarów dokonał się w ciągu zaledwie 36 dni. To najszybsze tempo wzrostu o 500 dolarów w historii.
- Wiele renomowanych instytucji finansowych nie wyklucza, że uncja złota w 2026 roku będzie kosztowała 5 000 dolarów, a nawet więcej. Z kolei cena srebra miałaby się podwoić i osiągnąć pułap 100 dolarów.
- Sceptycy nie zgadzają się z tezą, że za hossą na rynku metali szlachetnych stoją fundamentalne przyczyny ekonomiczne i geopolityczne. Widzą raczej "typową spekulację i pazerność inwestorów".
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Rynkiem metali szlachetnych w tej chwili rządzą chciwość i strach. Wystarczy spojrzeć na wykresy z piątku, 17 października, by zobaczyć jak bardzo w ciągu kilku godzin zmieniały się nastroje inwestorów. Uncja złota osiągała historyczne wyżyny na poziomie 4 391 dolarów, a potem spadła do 4 260 dolarów. Uncja srebra biła rekord wszech czasów i kosztowała 53,75 dolara, ale cofnęła się do 50,60 dolara. W szczycie piątkowych notowań złoto było o 65 proc. droższe niż na początku roku, a srebro w tym samym czasie zyskało na wartości ponad 80 proc.
Skok ceny uncji złota z 3 500 do 4 000 dolarów dokonał się w ciągu zaledwie 36 dni. Z danych World Gold Council wynika, że to najszybsze tempo wzrostu o 500 dolarów w historii. Poprzednie przejścia przez podobne progi cenowe zajmowały średnio 1036 dni. Tegoroczna hossa nie jest jednak absolutnym wyjątkiem. Boom na rynku złota z lat 1970-80 przyniósł 1725 proc. wzrostu, z korektą w połowie cyklu. Z kolei hossa z lat 1999-2011 dała 640 proc. zysków.
Złoto, czyli jedyny pewny pieniądz?
Ekonomiści wymieniają wiele czynników, które wywołują hossę metali szlachetnych. Kruszcom ma sprzyjać: przewidywany cykl obniżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, słaby dolar, szybko rosnący dług publiczny w wielu krajach świata oraz duże zakupy złota ze strony banków centralnych i funduszy ETF. W ostatnich dniach pojawiły się nowe argumenty - wisząca w powietrzu wojna handlowa USA-Chiny i właśnie ujawnione problemy finansowe dwóch amerykańskich banków regionalnych (Zions Bancorporation i Western Alliance). Niektórzy eksperci twierdzą nawet, że złoto w globalnym systemie gospodarczym zaczyna być "jedynym pewnym pieniądzem", gdyż dramatycznie maleje zaufanie do dolara i obligacji rządu USA.
- Złoto stało się alternatywą, ponieważ żadna waluta nie jest wystarczająco duża, stabilna ani niezależna, by pełnić rolę waluty rezerwowej - oznajmił John Merrill, założyciel i dyrektor inwestycyjny Tanglewood Total Wealth Management. Jego zdaniem, rosnące zadłużenie państwowe jest teraz najważniejszym czynnikiem napędzającym popyt na złoto. Inwestorzy szukają sposobu na ochronę majątku, gdy waluty fiducjarne (tradycyjne) tracą siłę nabywczą.
John Merrill zauważa, że rosnące zadłużenie publiczne zagraża też obligacjom skarbowym, które kiedyś uważano za bezpieczne. Tu trzeba dodać, że Stany Zjednoczone są zadłużone już na blisko 38 bilionów dolarów, a jest to równowartość 120 proc. PKB. Amerykański rząd wydaje w tej chwili o 40 proc. więcej niż zbiera w podatkach. Akumulacja kosztów obsługi długu zaczyna wypychać z budżetu inne wydatki.
Inwestorzy patrzą na Fed
Historia nie raz pokazała, że złoto pełniło rolę "bezpiecznej przystani" w trudnych czasach gospodarczych. Podczas kryzysu finansowego w 2008 roku ceny metalu zaczęły dynamicznie rosnąć, gdy Fed obniżył stopy procentowe do zera i wprowadziła luzowanie ilościowe. W tej chwili inwestorzy uznają za niemal pewną redukcję stóp o 25 punktów bazowych podczas najbliższego posiedzenia Rezerwy Federalnej pod koniec października. Prawdopodobieństwo kolejnej obniżki w grudniu też jest bardzo wysokie.
Taki scenariusz został ostatnio wzmocniony przez prezesa Fed Jerome'a Powella, który oznajmił, że perspektywy rynku pracy w USA są coraz gorsze. Przypomnijmy, że amerykański bank centralny ma za zadanie nie tylko trzymać w ryzach inflację, ale także stymulować zatrudnienie w gospodarce. W tej sytuacji rynki spekulują, że Fed obniży stopy procentowe o 100 punktów bazowych do połowy 2026 roku. Co więcej, jeśli w przyszłym roku stopy spadną do około 3 proc., to niemal zrównają się z inflacją w USA.
W ten sposób realne stopy procentowe znalazłyby się w pobliżu zera. Wiadomo zaś, że metale szlachetne zwykle dobrze radzą sobie w środowisku niskich stóp. Maleje wtedy koszt alternatywny trzymania złota i srebra, które swoim właścicielom nie wypłacają odsetek.
Ofensywa banków centralnych
Kluczowym czynnikiem wzrostu cen złota w ostatnich latach jest gromadzenie metalu przez banki centralne. Od 2022 roku te zakupy przekraczają 1000 ton rocznie, podczas gdy na przykład w 2010 roku było to zaledwie 80 ton. Analitycy Goldman Sachs twierdzą, że każde 100 ton netto zakupionego złota przez tzw. "inwestorów z przekonania" (banki centralne, fundusze ETF, fundusze hedgingowe) może podnosić cenę kruszcu o 1,7 proc.
Banki kupują złoto nie tylko z obaw o stabilność dolara i amerykańskich obligacji skarbowych, ale też dlatego, że chcąc uniknąć konsekwencji, jakie spotkały Rosję po jej napaści na Ukrainę. W 2022 roku Zachód zamroził rosyjskie rezerwy walutowe. Jednak złota trzymanego w krajowych skarbcach "zamrozić", ani skonfiskować nie był w stanie.
Wiadomo, że z powodu wysokich cen "królewskiego metalu" banki centralne nie kupują go teraz tak dużo jak w latach 2022-23. Globalny popyt jubilerski też spadł. Rośnie natomiast popularność funduszy ETF opartych na fizycznym zabezpieczeniu złotem i odwzorowujących jego ruchy cenowe. We wrześniu tego roku do "złotych" ETF napłynęło 26 miliardów dolarów. To w ujęciu nominalnym najlepszy miesięczny wynik w historii. W rezultacie giełdowe fundusze ETF we wrześniu kupiły 145,6 tony złota. Dla porównania, przez poprzednie osiem miesięcy zwiększyły swoje zasoby o 472 tony.
Bardzo dużo dobrych prognoz
Lista renomowanych instytucji finansowych, które spodziewają się dalszego dynamicznego wzrostu notowań złota jest długa. Goldman Sachs zrewidował swoją prognozę i podniósł cenę docelową uncji na koniec tego roku do 4 525 dolarów, a na koniec 2026 roku do 4 900 dolarów. Analitycy banku uzasadniają swoje stanowisko silnym napływem kapitałów do funduszy ETF opartych na złocie oraz przewidywanymi zakupami metalu przez banki centralne rynków wschodzących.
Societe Generale spodziewa się na koniec 2026 roku 5 tysięcy dolarów za uncję złota. Odważniejsza jest projekcja zespołu surowcowego Bank of America, który jako jeden z pierwszych już w styczniu tego roku prognozował, że cena uncji może wzrosnąć do 4 tysięcy dolarów. Teraz analitycy banku twierdzą, że jeśli obecna hossa będzie porównywalna z obserwowaną na początku tego wieku, to kurs może dojść nawet do 7 tysięcy dolarów. Z kolei Jamie Dimon, dyrektor generalny JPMorgan Chase, oświadczył, że uncja złota "w takich warunkach jak obecne" może z łatwością osiągnąć 5 tysięcy, a nawet 10 tysięcy dolarów.
Srebro w pogoni za złotem
W ostatnich dniach także ceny srebra wzniosły się na wyżyny. Uncja po raz pierwszy od stycznia 1980 roku przekroczyła granicę 50 dolarów. Paul Williams z Solomon Global uważa, że mimo rekordowych poziomów, srebro nadal jest niedoszacowane względem złota. Jego zdaniem, cena 100 dolarów za uncję może zostać osiągnięta już pod koniec 2026 roku.
Liczni eksperci twierdzą, że hossa na rynku srebra jest napędzana przez podobne czynniki jak w wypadku złota. Zwracają jednak uwagę na element dodatkowy - ograniczoną podaż surowca na rynku londyńskim. Ta zaś wynika z niedawnego przesuwania zasobów metalu z Londynu do Nowego Jorku. Powodem tej operacji był lęk, że prezydent USA Donald Trump wprowadzi cła na srebro.
Srebro ma podwójną naturę - jest zarówno metalem inwestycyjnym, jak i przemysłowym. W przeciwieństwie do złota, które ma ograniczone zastosowanie, srebro jest kluczowym surowcem w produkcji elektroniki, paneli fotowoltaicznych oraz półprzewodników wykorzystywanych w technologii AI. - Tegoroczny rajd srebra nie wynika ze spekulacji, lecz z realnych, strukturalnych czynników. Deficyt podaży, rekordowy popyt przemysłowy i inwestycje w zielone technologie napędzają rynek. Coraz więcej srebra trafia do branż związanych z odnawialnymi źródłami energii oraz technologiami niskoemisyjnymi - podsumowuje Paul Williams z Solomon Global.
A może to tylko czysta spekulacja?
Niektórzy analitycy z rezerwą odnoszą się do tezy o fundamentalnych, ekonomicznych i geopolitycznych powodach hossy na rynku metali szlachetnych. Bliższa im jest wersja, że jesteśmy świadkami czystej spekulacji. Wielkie skoki cen uncji złota i srebra zaobserwowane w piątek 17 października mogą potwierdzać ten punkt widzenia.
- W tej chwili na rynkach dominuje gorący kapitał. Jego posiadacze nie zważając na ryzyko inwestują w surowce, kryptowaluty i akcje. Często przenoszą się z rynku na rynek. To co się dzieje z cenami to typowa spekulacja - powiedział Łukasz Wardyn z CMC Markets, jeszcze przed piątkowymi zmianami notowań cen złota i srebra.
Z całą pewnością duża część inwestorów na rynkach światowych jest teraz pod wpływem FOMO (fear of missing out), czyli strachu przed przegapieniem okazji. Jest to zjawisko znane z psychologii tłumu. Ludzie kupują aktywa, bo widzą, że robią to inni. Jednocześnie umacniają się w przekonaniu, że jeśli będą zwlekać, to zmarnują szansę na osiągnięcie wysokich stóp zwrotu. Trzeba jednak pamiętać, że FOMO może prowadzić do podejmowania impulsywnych, nieprzemyślanych decyzji. Efektem takich działań mogą być znaczne straty poniesione w momencie, gdy na przykład pęka bańka spekulacyjna.
Wielki wzrost aktywności "złotych" funduszy ETF wynika z faktu, że inwestorzy indywidualni wpłacają do nich pieniądze, za które potem kupowany jest kruszec. Co więcej, ludzie na całym świecie ustawiają się w kolejkach przed punktami dealerskimi, by kupować fizyczne monety i sztabki. Szał zakupów widoczny jest przede wszystkim w Wietnamie, Singapurze, Japonii, Stanach Zjednoczonych, Australii i Nowej Zelandii. W Japonii Tanaka Kikinzoku, największy tamtejszy sprzedawca detaliczny metali szlachetnych, zawiesił na co najmniej miesiąc sprzedaż małych sztabek złota o wadze 5, 10 i 20 gramów po tym, jak wyczerpały się ogólnokrajowe zapasy.
Także w Polsce liczba nabywców metali szlachetnych wyraźnie wzrosła. W transakcjach kasowych cena uncji złota zbliżyła się w tych dniach do 15 900 złotych i efektownie poprawiła rekord historyczny. Dla porównania, w październiku zeszłego roku notowano 10 800 złotych.
W Polsce kruszec ciągle nie traci waloru dobrej inwestycji długoterminowej. Kurs "królewskiego metalu" wyrażony w złotych ma za sobą sześć lat z rzędu zakończonych na plusie. Na początku 2015 roku uncja złota kosztowała 4 200 zł. To oznacza, że przez niecałe 11 lat podrożała o 275 proc. W ostatnim 20-leciu mieliśmy tylko cztery takie lata, w których spadała cena kruszcu wyrażona w polskiej walucie.
Jacek Brzeski












