Na razie pod kontrolą popytu
Bykom udało się w ostatnim okresie pokonać opór fibo: 2260-2265 pkt (wykres w skali dziennej), czyli również górne ograniczenie konsolidacji. W opracowaniach zwróciłem uwagę, że w takiej sytuacji warto wdrożyć "procedurę standardową" i wprowadzić zniesienie 113.0 proc. (poziom 2279 pkt) jako tradycyjny filtr cenowy.
Zazwyczaj wybicie takiej lokalnej przeszkody jest sygnałem uwiarygadniającym ruch inicjowany w danym momencie i zapowiadającym jego kontynuację. Z punktu widzenia techniki i metodologii bazującej na współczynnikach Fibonacciego, następnym celem stałaby się automatycznie znana nam już dobrze zapora podażowa: 2298-2305 pkt.
Wczoraj kupującym udało się ustanowić nowe maksimum cenowe ostatniej podfali wzrostowej, ale wydarzenia rozgrywały się cały czas poniżej poziomu 2279 pkt. Oczywiście w tym przypadku mamy tylko do czynienia z pojedynczym zniesieniem 113.0 proc. i nie ma sensu w jakiś szczególny sposób eksponować znaczenia wymienionego pułapu. Niemniej jego wybicie - w kontekście wcześniejszych sygnałów technicznych - mogłoby rzeczywiście stać się kolejnym bodźcem dla byków.
Z kolei najbliższym wsparciem pozostaje teraz bardzo wąski klaster cenowy: 2256-2259 pkt wytyczony na bazie aż trzech podstawowych zniesień wewnętrznych (technika grupowania zniesień). W ujęciu intradayowym za pierwszy sygnał słabości byków należałoby zatem uznać wybicie tej właśnie zapory popytowej. Wydaje się, że kontrakty mogłyby wówczas dotrzeć z powodzeniem do następnego zgrupowania: 2245-2247 pkt, wyznaczonego między innymi na bazie 38.2 proc.
Podsumowując, trudno w tej chwili doszukiwać się na wykresie jakichś konkretnych sygnałów słabości. Popyt posiada na razie przewagę techniczną, choć trzeba odnotować tutaj kwestię nawarstwiających się problemów z pokonaniem prostego wydawałoby się oporu technicznego 2279 pkt. Jeśli taki scenariusz znajdzie w końcu potwierdzenie w realnym handlu, uzyskamy sygnał kontynuacji dominującego na FW20U2120 (zarówno w ujęciu krótkoterminowym, jak i średnioterminowym) trendu wzrostowego.
Paweł Danielewicz