Doradcy Trumpa chcą jeszcze wyższych taryf

Doradcy ekonomiczni prezydenta USA Donalda Trumpa domagają się podniesienia odwetowych taryf celnych na chińskie towary wartości 200 mld dol. z rozważanych obecnie 10 proc. do 25 proc. - powiedziała w środę rzeczniczka Białego Domu Sarah Sanders; podkreśliła jednak, że jeszcze nie zapadła ostateczna decyzja w tej sprawie.

"Prezydent będzie nadal stosował presję wobec Chin. Nie będzie siedział spokojnie i pozwalał, aby amerykański przemysł i amerykańscy pracownicy byli wykorzystywani (przez Chiny)" - oświadczyła.

Objęcie wyższymi, 25-proc. taryfami chińskich produktów, w tym dóbr konsumpcyjnych eksportowanych do USA, zdaniem zwolenników ostrego kursu wobec Pekinu zmusi władze chińskie do rozpoczęcia negocjacji handlowych z Waszyngtonem.

"Kiedy raz się wejdzie na ścieżkę stosowania taryf w celu wywarcia nacisku na Chińczyków, trzeba powiedzieć 25 proc., a nie 10 proc." - uważa cytowany w środę na łamach dziennika "The Wall Street Journal" ekspert konserwatywnego ośrodka politologicznego American Enterprise Institute i częsty doradca handlowy Białego Domu Derek Scissors.

Reklama

Wprowadzenie 25-proc. taryf celnych na eksportowane do Stanów Zjednoczonych produkty chińskie wartości 200 mld USD zdaniem zwolenników takiej eskalacji konfliktu handlowego pomiędzy dwiema największymi gospodarkami świata jest uzasadnione m.in. poważnym spadkiem chińskiej waluty (juana) w relacji do dolara w ostatnich tygodniach.

Juan od początku czerwca stracił na wartości do dolara 6 procent, co powoduje, że chińskie dobra eksportowane do Stanów Zjednoczonych są tańsze i tym samym bardziej konkurencyjne w porównaniu z identycznymi towarami amerykańskimi czy importowanymi przez USA z innych państw.

Władze w Pekinie wielokrotnie były oskarżane o manipulowanie kursem swojej waluty w celu nieuczciwego wspomagania chińskiego eksportu.

Do tej pory USA objęły karnymi taryfami stal i aluminium oraz inne chińskie towary eksportowe o wartości 34 mld dol.

Wprowadzenie wyższych ceł ma być kolejnym krokiem Waszyngtonu mającym zmusić Pekin do zaprzestania nieuczciwych - zdaniem administracji Trumpa - praktyk stosowanych w handlu ze Stanami Zjednoczonymi i do rozpoczęcia negocjacji.

Jeśli Chiny nie ustąpią, decyzja taka może być wprowadzona w życie pod koniec sierpnia.

Trump nie wyklucza, że jeśli spór handlowy z Chinami nie zakończy się pomyślnym dla Waszyngtonu rozwiązaniem, USA nałożą wyższe cła na wszystkie chińskie towary. W ubiegłym roku eksport Chin do USA osiągnął wartość 505,6 mld dol.

Chiny odpowiedzą, jeśli USA wprowadzą kolejne cła - oświadczył w środę rzecznik chińskiego MSZ Geng Shuang. Zachodnie media poinformowały, że Waszyngton rozważa wprowadzenie 25-procentowych taryf na chiński eksport do USA wart 200 mld dolarów rocznie.

Prezydent USA Donald Trump groził wcześniej, że nałoży 10-procentowe cła na chińskie towary warte 200 mld dolarów rocznie, jeśli Pekin nie zmieni swojej polityki handlowej. Wśród towarów do oclenia znalazły się produkty spożywcze, chemikalia, stal, aluminium i szeroka gama towarów konsumpcyjnych.

Agencje Bloomberga i Reutera podały, powołując się na anonimowe źródła zbliżone do sprawy, że administracja Trumpa rozważa teraz zwiększenie tej stawki do 25 proc. Zmiana ta może zostać ogłoszona jeszcze w środę - poinformował Bloomberg.

Taryfy nie zostaną wprowadzone przed upłynięciem okresu przewidzianego na publiczną dyskusję, który zwykle trwa kilka tygodni, ale groźba podniesienia stawki może zaostrzyć konflikt handlowy z Chinami - oceniają agencje.

Waszyngton zarzuca Pekinowi kradzież amerykańskich technologii i inne nieuczciwe praktyki handlowe, które zdaniem Trumpa przyczyniają się do olbrzymiego deficytu USA w wymianie z Chinami. W ubiegłym roku wyniósł on według amerykańskich danych 375 mld dolarów.

Rzecznik chińskiego MSZ ocenił w środę na briefingu prasowym w Pekinie, że amerykańska presja handlowa nie zadziała. Dodał, że Pekin zawsze wspierał rozwiązywanie sporów na drodze dialogu.

Według źródeł Bloomberga Chiny i USA starają się wznowić rokowania, by uniknąć eskalacji wojny celnej. Przedstawiciele ministra finansów USA Stevena Mnuchina i wicepremiera ChRL Liu He prowadzą nieoficjalne rozmowy i usiłują powrócić do stołu negocjacji - powiedziało dwóch rozmówców amerykańskiej agencji.

Obie strony przeprowadziły w tym roku kilka rund negocjacji, a po jednej z nich ogłosiły, że doszły do porozumienia i nie będą nakładać na siebie ceł. 6 lipca USA wprowadziły jednak pierwszą partię karnych 25-procentowych taryf, obejmujących chińskie towary warte 34 mld dolarów, co Chińczycy uznali za złamanie postanowień ugody.

Tego samego dnia weszły w życie chińskie cła odwetowe o podobnej skali, a chińskie ministerstwo handlu określiło to jako wybuch największej wojny celnej w historii gospodarki. Pekin i Waszyngton nie prowadzą formalnych negocjacji handlowych od początku czerwca.

Wkrótce może zacząć obowiązywać druga partia karnych 25-procentowych ceł, obejmująca chińskie towary warte 16 mld dolarów rocznie. Trump groził, że może oclić chińskie produkty o łącznej wartości nawet 500 mld dolarów rocznie, czyli prawie cały chiński eksport do USA.

Chińczycy zapowiadali proporcjonalny odwet na taryfy na eksport wart 16 mld dolarów oraz stanowczą odpowiedź przy użyciu "narzędzi ilościowych i jakościowych" w przypadku dalszej eskalacji sporu.

Kroki, jakie wprowadzili partnerzy handlowi Stanów Zjednoczonych w odwecie za podwyższenie przez prezydenta Donalda Trumpa taryf celnych na stal i aluminium importowane do USA, zaczynają dawać się we znaki Amerykanom.

Najszybciej i najdotkliwiej odczuli konsekwencję sporów handlowych farmerzy, w tym eksporterzy soi, producenci migdałów w Kalifornii oraz hodowcy bydła i trzody chlewnej w stanach Środkowego Zachodu. Dodatkowo efekty wojny celnej odczują w portfelach amerykańscy konsumenci.

Wyższe koszty produkcji spowodowane wzrostem cen stali, aluminium i części zamiennych powodują, że producenci napojów chłodzących, motocykli i samochodów nie mają innego wyjścia, jak podzielić się wyższymi cenami surowców z nabywcami ich produktów.

Podwyżkę cen swoich produktów zapowiedział koncern Coca-Cola Co., największy amerykański producent napojów chłodzących tradycyjnie sprzedawanych w aluminiowych puszkach, producenci piwa dostarczanego z reguły w "aluminiowych sześciopakach" oraz np. koncern Polaris Industries Inc. - wytwórca m.in. wózków golfowych i motocykli terenowych ATV.

W rezultacie wprowadzania przez prezydenta Trumpa w marcu bieżącego roku 25-procentowych ceł na stal eksportowaną do Stanów Zjednoczonych i 10-procentowych ceł na aluminium ceny tych metali wzrosły w USA o 33 proc. w przypadku stali i o 11 proc. - aluminium.

Wyższe taryfy celne, jakie w ramach odwetu Trump wprowadził na szereg wytwarzanych w Chinach komponentów amerykańskich produktów wymagających dużych nakładów wysoko kwalifikowanej pracy, spowodowały, że wytwórcy np. słynnych amerykańskich "domów na kółkach", gigantycznych kamperów, zaczęli szukać oszczędności.

Cytowany na łamach "Wall Street Journal" Michael Happe, dyrektor wykonawczy wytwórcy kamperów, firmy Winnebago Industries Inc., aby nie odstraszać nabywców wzrastającymi cenami, wprowadził oszczędności, np. instalując tańsze podłogi w pojazdach. Happe zdaje sobie sprawę, że jeśli spory handlowe nie zostaną wkrótce zakończone, konsumenci "mogą nacisnąć guzik z napisem +pauza+ i poczekać z zakupem na lepsze czasy".

W jeszcze gorszej sytuacji są amerykańscy eksporterzy: nie tylko produktów rolnych, jak soja, migdały i mięso, ale także produktów przemysłowych, jak motocykle.

Wyższe taryfy celne na stal i aluminium importowane do Stanów Zjednoczonych pociągnęły za sobą poważny spadek eksportu amerykańskiej soi i motocykli eksportowanych do Chin i państw Unii Europejskiej.

Chiny, drugi największy importer kalifornijskich migdałów, wprowadziły 50-procentowe taryfy celne na ten produkt. Dodatkowo niespodziewanie dobry urodzaj migdałów w tym roku spowodował spadek ceny w ciągu dwóch miesięcy o 10 proc.

Podobne problemy mają eksporterzy wieprzowiny i drobiu, ponieważ spowodowany wojną handlową z Chinami spadek eksportu amerykańskiego drobiu i wieprzowiny przyczynił się do spadku cen na rynku amerykańskim.

Z powodu - jak to określił Tom Hayes, dyrektor wykonawczy Tyson Foods, jednego z największych eksporterów amerykańskiego drobiu i mięsa - "nadmiaru białka na rynku amerykańskim" od początku tego roku wartość akcji firmy spadła o 28 proc. Miało to niewątpliwie wpływ na zmianę poglądów Hayesa, który jeszcze w maju br. utrzymywał, że "spory handlowe pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami nie mają wpływu na sytuację firmy".

Wcześniej legendarny producent motocykli, firma Harley-Davidson zapowiedziała przeniesienie część produkcji swoich motocykli za granicę, ponieważ z powodu odwetowych ceł UE cena jednego motocykla wyprodukowanego w USA w sprzedaży na rynkach państw UE wzrosła o 2,2 tys. USD.

Odwet Chin i UE jest także coraz większym problemem politycznym dla administracji prezydenta Trumpa, szczególnie w miarę zbliżania się listopadowych wyborów do Kongresu.

Nie uszło uwadze administracji Trumpa i Republikanom, że chińskie cła odwetowe są wymierzone przede wszystkim w te regiony Stanów Zjednoczonych, a ściślej w te okręgi wyborcze i stany, w których w 2016 roku głosowano na Donalda Trumpa.

Chińskie, "precyzyjne", taryfy odwetowe, które uderzyły w popleczników Trumpa w farmerskich stanach Środkowego Zachodu, skąd pochodzi np. większość amerykańskiego eksportu soi do Chin, zmusiły nawet administrację Trumpa do rozważenia ostatnio możliwości stworzenia funduszu o wartości 12 mld USD w celu powetowania farmerom strat z powodu najniższych od 10 lat cen soi.

Plany stworzenia takiego funduszu - jak wskazują eksperci ekonomiczni - ilustrują, że wojna handlowa rozpętana przez Trumpa zmusiła jego administrację do rozważania subwencjonowania rodzimych producentów, a więc takich metod, które administracja Trumpa wytykała w przeszłości Chinom jako nieuczciwe.

............................

Tymczasem UE zwiększyła w ciągu ostatniego roku import nasion soi z USA o 283 proc. i ten trend powinien być kontynuowany - informuje KE. To nawiązanie do umowy szefa KE Jean-Claude'a Junckera i prezydenta USA Donalda Trumpa ws. handlu, w którym zadeklarowano zwiększenie importu soi z USA od UE.

Soja jest ważnym surowcem do produkcji pasz dla zwierząt i stanowi też cenny pokarm dla człowieka. Obecnie UE importuje około 30 milionów ton rocznie, ponieważ sama nie może produkować wystarczających ilości. W ostatnich dniach nazwa tej rośliny pojawiała się często na konferencjach i w korytarzach Komisji Europejskiej za sprawą amerykańsko-unijnego porozumienia dotyczącego handlu.

Zawarli je 25 lipca w Waszyngtonie prezydent USA Donald Trump i szef KE Jean-Claude Juncker. Głównym zyskiem z wypracowanego układu ma być dla strony unijnej ponowne przeanalizowanie przez USA ceł na stal i aluminium oraz powstrzymanie się Waszyngtonu przed nałożeniem taryf na samochody produkowane w Europie. Natomiast USA - jak ogłosił amerykański przywódca - skorzystają z unijnej zgody na "natychmiastowe" zwiększenie importu amerykańskiej soi i gazu skroplonego (LNG) oraz obniżenie taryf w sektorze przemysłowym.

Komisja Europejska, jak podkreśla, nie ma wpływu na to, o ile import soi zza oceanu wzrośnie. "Nie zamierzamy zmuszać prywatnych firm do tego, żeby kupowały więcej nasion soi. Zostawiamy to mechanizmom rynkowym" - powiedziała w środę rzeczniczka KE Mina Andreewa.

Opublikowane w środę dane - jak tłumaczy PAP pragnący zachować anonimowość urzędnik KE - to odpowiedź na oczekiwanie administracji USA, która chce wyjść z takim przekazem do amerykańskich rolników. Wynika to z tego, ze farmerzy z USA obawiają się skutków nałożenia przez Chiny ceł na import soi z USA.

To właśnie chińskie cła na amerykańską soję sprawiają, ze import tej rośliny został przekierowany do UE. Chińczycy nałożyli je w odwecie za amerykańskie cła na inne produkty.

Jak tłumaczył niedawno PAP prof. Andre Sapir z brukselskiego think tanku Bruegel, Chiny to dla USA wielki rynek dla eksportu soi, a na świecie największymi eksporterami tych nasion są USA i Brazylia.

"Z powodu chińskich ceł na soję Chińczycy będą importowali jej mniej z USA i więcej z Brazylii. W efekcie eksport amerykański zostanie przekierowany do UE, bo ceny amerykańskiej soi spadły i Europejczykom będzie ją korzystniej kupować z USA niż z Brazylii. (...) To po prostu mechanizmy rynkowe. Trump przedstawił to jako zwycięstwo, a Juncker przyznał, że rzeczywiście UE będzie sprowadzała więcej nasion z rynku amerykańskiego. To jednak taki teatr, bo przecież nie efekt porozumienia polityków" - wyjaśnił.

Rzeczywiście, ten trend jest w ostatnich miesiącach widoczny. KE w opublikowanym w środę sprawozdaniu informuje, że w porównaniu z lipcem 2017 r. import nasion soi z USA do UE wzrósł w lipcu 2018 r. aż o 283 proc., do 360 tys. ton. Obecnie udział amerykańskiej soi w imporcie do UE wynosi 37 proc., a rok temu było to 9 proc.

Znacznie wzrósł też import żywności na bazie soi. W lipcu z USA do UE przywieziono 185 tys. ton. To o 3337 proc. więcej niż w lipcu 2017 r. Obecnie udział USA w imporcie tych produktów do UE wynosi 13 proc., a rok temu było to 0,3 proc.

"Unia Europejska może importować więcej soi z USA i dzieje się tak, jak mówimy. To sytuacja korzystna dla obywateli europejskich i amerykańskich" - oświadczył w środę Juncker i zapowiedział, że Bruksela będzie publikowała co dwa miesiące raporty dotyczące importu nasion tej rośliny i produktów z niej.

KE nie ma jednak prognoz, o ile import soi z USA wzrośnie w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Jak powiedziała rzeczniczka, Komisja liczy jednak, że będzie rósł nadal. "W warunkach rynkowych nie mamy powodów, by nie wierzyć, że obecny trend będzie kontynuowany. Tempo może być oczywiście inne" - wskazała Andreewa.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Chiny | USA | wojna handlowa | UE
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »