Nie kupujcie obligacji skarbowych

Inwestycja, "dla dobra przyszłych pokoleń" sprawi, że dzieci... będą nas przeklinać. W artykule sprzed czterdziestu lat Frank Chodorov, zaciekły liberał, członek stowarzyszenia Old Right, sprzeciwiającego się polityce New Deal, przewidział skutki nadmiernego zadłużania się rządów.

W 1800 roku dług Skarbu Państwa USA wynosił 83 mln dolarów. Stany Zjednoczone zamieszkiwało wtedy trzy miliony ludzi, z czego łatwo wyliczyć, że na każdym, nawet nowonarodzonym dziecku, ciążył dług w wysokości 28 dol. Przy stopie procentowej w wysokości 6 proc., każdy obywatel winien był ponieść opłatę rzędu 1,68 dol. rocznie za obsługę długu publicznego.

Dzisiaj [tj. w 1962 r., z którego pochodzi niniejszy artykuł; obecnie dług publiczny USA jest jeszcze większy i wynosi 14 bln dol. - przyp. red.] naród amerykański jest już obciążony kwotą znacznie przekraczającą 290 mld dol. Kraj zamieszkuje około 180 mln obywateli. O ile więc populacja wzrosła od tamtych czasów jakieś 60 razy, wysokość długu publicznego zwiększyła się 3600-krotnie. Przyjmując stopę procentową na poziomie 4 proc., obsługa długu państwowego kosztuje teraz każdego Amerykanina około 68 dol. rocznie, a każdy noworodek jest obciążany długiem w wysokości 1700 dol.

Reklama

Dane te można by przypisać wzrostowi produkcji przypadającej na jednego obywatela oraz obniżonej wartości dolara. Jednak fakty wyraźnie pokazują, że kolejne pokolenia nie spłacają długu publicznego, każda kolejna administracja jeszcze go zwiększa, a składane obietnice uregulowania zobowiązań to tylko czcze słowa.

Znaczna część długu publicznego USA narosła od 1933 roku, czyli rządów prezydenta Franklina D. Roosevelta, który praktycznie zniósł standard złota [oficjalne przecięcie ostatniej więzi łączącej dolara ze złotem nastąpiło w 1971 r. za kadencji Nixona - przyp. red.]. Gdy pieniądz miał pokrycie w kruszcu, rozrzutność rządu była ograniczona. Obywatel, który utracił wiarę w wartość pieniądza bądź obligacji, mógł w każdej chwili zażądać w zamian złota - w związku z czym rząd musiał ograniczać swe wydatki, aby być w stanie wypłacić obywatelowi żądaną sumę.

Niemoralny dług

Roosevelt, rezygnując z systemu złotej waluty, dał rządowi większą swobodę. Jedyne, co obecnie wydaje się hamować skłonności każdego polityka do trwonienia pieniędzy, to niechęć samych obywateli do pożyczania ich rządowi. Naturalnie, w takiej sytuacji rząd może posunąć się do dodrukowywania pieniędzy, ale przynajmniej naród nie bierze wtedy udziału w tym oszustwie. Dlatego też radzę wszystkim - nie kupujcie obligacji skarbowych!

Powody, dla których udzielam takiej właśnie rady, są natury czysto moralnej, a nie fiskalnej. Mógłbym argumentować, że gdy rząd emituje obligacje, to jednocześnie zmniejsza wartość pieniądza w obiegu. Każda obligacja jest tak naprawdę pieniądzem. Nawet jeśli nie będzie używana na rynku jako pieniądz, to w końcu zostanie zmonetyzowana. Dzieje się tak z powodu gwarancji, jaką stanowi pieczęć rządu na obligacji. Dlatego też każda obligacja wyemitowana przez Skarb Państwa przyczynia się do wzrostu inflacji i kradzieży naszych oszczędności. Jest to oszustwo i jest to niemoralne.

Jednak niemoralność emitowania obligacji skarbowych sięga jeszcze głębiej.

Po pierwsze, jeśli państwo wydaje z podatków więcej, niż ich otrzymuje, co jest nierozerwalnie związane z emisją obligacji, to umyślnie doprowadza do swego bankructwa. Gdyby podobnego czynu dopuścił się twój sąsiad, z pewnością natychmiast uznałbyś go za osobę nieuczciwą. A czy nieuczciwość staje się nagle czymś dobrym, gdy to państwo postępuje w ten sposób? Jakim cudem można z kradzieży uczynić cnotę? Zabezpieczenie pożyczki wyimaginowanym dochodem to oszustwo - bez względu na to, kto tego dokonuje, a udzielając pożyczki takiej osobie, stajesz się współwinnym.

Tłumacząc swoje zapożyczanie się, rząd twierdzi, że inwestuje dochody z emisji obligacji dla dobra przyszłych pokoleń. Zamiast na bieżąco spłacać ciążący na państwie dług, żąda się, aby jego część przypadła nienarodzonym jeszcze dzieciom. Brzmi przekonująco! Jednak, czy nie przypomina to niemożliwej do wykonania próby przejęcia kontroli nad żyjącymi przez umarłych?

Jak oceniłbyś przyszłego ojca, który celowo obciążyłby swoje oczekiwane potomstwo długiem? Dokładnie tak samo postępujesz, gdy wspierasz program udzielania pożyczek państwu poprzez obligacje. Obciążasz swoje własne dzieci, a także kolejne pokolenia przymusem płacenia za coś, na co nie mają wpływu i co może nie być dla nich istotne. Twoja "inwestycja dla dobra przyszłych pokoleń" sprawi, że dzieci będą cię jedynie przeklinać.

Dziedziczne niewolnictwo

Użycie słowa "inwestycja" w odniesieniu do obligacji wyemitowanej przez Skarb Państwa to podstępny eufemizm. Zakup obligacji korporacyjnej to pożyczka dla firmy, która chce kupić maszyny umożliwiające wzrost produkcji towarów pożądanych przez konsumentów. Odsetki, które otrzymujesz z tytułu obligacji, stanowią część zwiększonej produkcji, do której nie doszłoby, gdyby nie twoja pożyczka. Takie zjawisko można nazwać inwestycją.

W przeciwieństwie do firm, państwo nie przeznacza pożyczonych od ciebie pieniędzy na produkcję. Zamiast tego wydaje je - i jest to jedyna rzecz, którą państwo potrafi dobrze robić - a, co za tym idzie, twoje oszczędności przepadają. Odsetki, które otrzymujesz, pochodzą z funduszu podatkowego, na rzecz którego również uiszczasz składki, które należy powiększyć o koszt obsługi twojej obligacji. W rezultacie płacisz sobie sam. Czy to można nazwać inwestycją?

Po twojej śmierci spadkobiercy dziedziczą zarówno obligację i należne z jej tytułu odsetki, jak i zobowiązanie do płacenia podatku, które ta obligacja ze sobą niesie. Możliwe jest też, że jeśli sprzedasz obligację, spadkobiercy jej nowego właściciela, w odpowiednim dla siebie czasie, będą domagać się spłaty [z podatków - przyp. red.] od twoich dzieci. Jak pokazuje historia, dzieje się tak dość często, gdyż obligacje kumulowane są w rękach kilku osób. Twoje prawnuki zostaną wezwane do pracy na rzecz prawnuków nowego właściciela obligacji. W takim przypadku okazuje się, że obligacja czyni z nas niewolników.

W obliczu powyższego, oczywiste jest, że kolejne pokolenia nie są w stanie spłacić długów swych przodków, a przynajmniej nie w takiej formie, w jakiej wmawia ci to rząd. Jesteśmy potomkami pokoleń, które już przeminęły. Czy spłacamy choć część tego długu, który zaciągnęli nasi przodkowie? Raczej nie. Troszczymy się jedynie o nasze własne wydatki, a dług który na nas ciąży, wraz z nowo zaciągniętymi długami, jesteśmy zmuszeni zostawić przyszłym pokoleniom do spłaty. Prawdę mówiąc, oni również postąpią podobnie.

Bez względu na to, czy ciąży na nas obowiązek spłaty długu pozostawionego nam przez przodków, czy też nie, maszyna polityczna nam to uniemożliwia. Spłata długu wymagałaby bowiem zarówno zwiększenia podatków, jak i ograniczenia wydatków państwa. Podczas gdy państwo zawsze chętnie podnosi podatki - jako, że każdy wzrost podatków skutkuje zwiększeniem uprawnień państwa, co z kolei zawsze znajduje poparcie wśród polityków - nie kwapi się już ono zbytnio do pomniejszania długu narodowego.

Żadne państwo - ani o rządach absolutystycznych, ani konstytucyjnych - jeszcze nigdy nie zrezygnowało ze swych ambicji w imię redukcji długu publicznego. W świetle tego faktu historycznego argument mówiący o tym, że to następne pokolenia powinny spłacać nasze zobowiązania, staje się kartą przetargową w grze o zdobycie poparcia wyborczego.

Gdy balon pęka

Co w takim razie dzieje się z długiem publicznym? Ciągle rośnie, aż do momentu, gdy jak balon pęka. Jednak, mimo że jest to nieuniknione, dzięki monopolowi państwa na dodrukowywanie pieniędzy, ten krytyczny moment można znacznie opóźnić.

Gdy papiery dłużne małego narodu są skupione w rękach potęgi światowej, wojsko staje się tym elementem, który pozornie gwarantuje uczciwe postępowanie w sprawach finansowych. Kontrola nad gospodarką państwa, które zmaga się z problemami finansowymi, zostaje przejęta do momentu spłaty długu a czasem nawet na dłużej. Z kolei długi wewnętrzne państwa nigdy nie są spłacane. W momencie gdy ciążące na obywatelach zobowiązanie do spłaty kosztu obsługi długu urasta do kwot niemożliwych już do spłacenia, a zaufanie do państwa maleje, następuje albo odmowa spełnienia dalszych zobowiązań, albo inflacja.

Z tych dwóch sposobów zdecydowanie uczciwsza zdaje się odmowa kontynuowania spłaty długu. Stanowi ona wyraźne stwierdzenie faktu, że państwo ogłasza niemożność dokonywania dalszych płatności. Ponadto anulowanie długu może mieć zbawienne skutki dla gospodarki takiego państwa, jako że zmniejszenie ciążącego na obywatelach podatku spowoduje, że społeczeństwo się wzbogaci. Sytuacja rynkowa ulegnie uzdrowieniu oraz ożywieniu. W tych okolicznościach posiadacze obligacji przegrywają. Jednak skoro i oni stanowią część społeczeństwa, z pewnością również skorzystają długofalowo na wzroście gospodarki. Tracą jako wierzyciele, bo nie otrzymają należnych im odsetek z obligacji, ale zyskują jako producenci.

Odmowa kontynuowania spłaty długu jest ponadto lepszym wyjściem z sytuacji, ponieważ podważa zaufanie do państwa. Jak długo społeczeństwo będzie pamiętało o czynach państwa - a z pewnością potrwa to kilka kolejnych pokoleń - mało kto będzie w stanie zaufać składanym przez rząd obietnicom. Jeszcze nigdy od momentu odmowy spłaty długu w 1917 roku nie zdarzyło się, aby rząd rosyjski wyemitował obligacje do obrotu zagranicznego.

Cały swój import musi ciągle opierać na płatnościach gotówkowych [Przypominamy, że tekst pochodzi z 1962 r.; w latach 90. obligacje rosyjskie kupowali także inwestorzy zagraniczni - przyp. red.]. Natomiast w sprawach wewnętrznych Rosja zachowuje się jak rozbójnik, który "pożycza" pieniądze od swych obywateli.

Drukowanie inflacji

W każdym razie, z uwagi na fakt, że uczciwość oraz uprawianie polityki nie idą ze sobą w parze, metodą, jaką państwo stosuje w radzeniu sobie ze spłacaniem długu, jest inflacja. Państwo spłaca swój dług za pomocą dodrukowywanego papieru. Nawet jeśli państwo emituje nowe skrypty dłużne po to, by spłacić swoje zaległe zobowiązania, to inflacja postępuje, ponieważ każda obligacja stanowi pieniądz i podobnie jak on posiada pewną siłę nabywczą. Nabywana przez ciebie obligacja przyczynia się do wzrostu ilości środka płatniczego w obiegu, przez co obniża się jego wartość, a ty w rzeczywistości jedynie wymieniasz dobre pieniądze na złe. Sam siebie oszukujesz. Możemy to zademonstrować na przykładzie porównania siły nabywczej dolara w momencie, gdy kupujesz obligację, z jego siłą nabywczą w terminie spłaty obligacji.

Państwo może spowodować, że inflacja oraz odmowa spłaty długu stają się pojęciami synonimicznymi, jak miało to miejsce w przypadku Niemiec z lat dwudziestych XX wieku, kiedy to państwo dokonało inflacji właśnie po to, by w końcu ogłosić brak wypłacalności. Zjawisko to nazywa się niekontrolowaną inflacją i jest to termin, który stanowi kolejne oszustwo. Nie ma czegoś takiego jak niekontrolowana bądź galopująca inflacja, ponieważ drukarnie nie działają samowolnie. Ktoś nimi kieruje i to tak długo, aż zostanie osiągnięty zamierzony cel, którym jest uregulowanie długu narodowego.

Wadą tego procesu, w porównaniu z natychmiastową odmową spłaty długu, jest to, że uregulowanie zobowiązań powoduje zaprzepaszczenie naszych oszczędności - tego, co społeczeństwo z trudem gromadziło. Niemniej jednak żadne państwo nie posunęło się jeszcze do zastosowania niekontrolowanej inflacji, dopóki jego gospodarka nie została kompletnie wyniszczona wojną, a produkcja nie była w stanie sprostać wydatkom politycznego establishmentu, nie wspominając już o bezustannie powiększanym przez przodków długu.

Patriotyzm i podatki

Moglibyśmy zapytać - a co z poczuciem patriotyzmu? Czy nie jest tak, że w obliczu narodowego niebezpieczeństwa jednoczymy się we wspólnej obronie? Oczywiście, że tak jest. Ludzie są jacy są, ale w obliczu takiego zagrożenia życia, jak: powódź, trzęsienie ziemi, pożar, bądź wojna łączymy się spontanicznie we wspólnym interesie. W takich okolicznościach raczej dajemy, niż udzielamy pożyczek, gdyż patriotyzm obarczony możliwościami zysku jest raczej dość wątpliwej jakości.

Obligacjami nie walczy się na wojnach. Wszelkie instrumenty oraz materiały wykorzystywane na wojnie produkuje się, używając dostępnego zapasu kapitału, a koszty muszą być pokryte z bieżącej produkcji. Emisja obligacji jest kontynuowana, ponieważ pracownicy oraz kapitaliści niechętnie rozstają się z wyprodukowanymi przez siebie towarami, aby przeznaczyć je na wspólny cel. Dużo bardziej cenią sobie swoją własność niż zwycięstwo. Gdyby grabieżcze podatki były jedynym sposobem prowadzenia wojny, z pewnością nie znalazłaby ona tylu zwolenników i musiałaby zostać zakończona.

Punktem kulminacyjnym takiego obłudnego powoływania się na rzekomy patriotyzm jest typowo podręcznikowe uzasadnienie długu publicznego. Brzmi ono mniej więcej tak: obywatele państwa, którzy mają w nim swój wkład finansowy w postaci obligacji, są bardziej zainteresowani sprawami państwa. Z tego powodu umiłowanie ojczyzny jest uzależnione od szansy osiągnięcia zysku zarówno z kapitału, jak i łupu. Przypomina to ten rodzaj patriotyzmu, którym kierowali się maklerzy - pośrednicy w czasach średniowiecza. Gdy już zainwestowali w przedsięwzięcia króla, nie mogli sobie pozwolić na brak lojalności wobec niego.

Zapożyczające się państwo nie rodzi patriotyzmu, tylko - służalczość. Ze swoim portfelem wypełnionym po brzegi obligacjami państwa, instytucja finansowa staje się w rezultacie jedynie młodszym wspólnikiem, który musi być uległy, jeśli chce osiągnąć jakąś korzyść. To, co jest istotne, to przydział obligacji dla banku, ponieważ aktualnie olbrzymie pakiety obligacji mogą stracić na wartości, jeśli wiarygodność państwa zostanie podana w wątpliwość. Gwałtowny spadek cen obligacji rządowych byłby wstrząsem na Wall Street.

Dlatego też nowe emisje muszą chronić te stare. Uniwersytety posiadające znaczne pakiety obligacji nie mogą tolerować profesorów wątpiących w dobroczynna naturę tego instrumentu finansowego. Nawet pacyfistycznie nastawiony do świata ksiądz bogatego kościoła musi być przezorny, wygłaszając swą opinię na temat długu publicznego. Dlatego też, to wcale nie patriotyzm wymusza wsparcie dla państwa, lecz możliwość osiągania własnych korzyści przez posiadaczy obligacji.

Podsumowując, obligacja skarbowa to całkowicie niemoralna instytucja i dlatego za nic na świecie nie dam wcisnąć sobie choćby jednej.

Tłumaczenie: Monika Kozikowska

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji Private Banking

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: oszczędności | dług publiczny | kupujcie | obligacje skarbowe | USA | kupować
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »