Borys dla Interii: Te branże dostaną aż 8 mld zł

Ogłoszona we wtorek przez rząd nowa pomoc dla wielu branż to działanie doraźne, a bardziej długoterminowe programy są uzależnione od rozwoju sytuacji epidemicznej w najbliższych 2-3 tygodniach - mówi w rozmowie z Interią Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju. - Łączna pomoc dla takich branż jak gastronomia, rozrywka, fitness, czy targi z uwzględnieniem wszystkich form finansowania wyniesie w 2020 roku już ponad 8 mld zł - dodaje.

Monika Krześniak-Sajewicz, Interia: Czy ogłoszony dzisiaj pakiet wsparcia w ramach tarczy branżowej dla firm był konsultowany również z PFR?

Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju: - Jako PFR uczestniczymy także w tych spotkaniach i na bieżąco rozmawiamy bezpośrednio z organizacjami pracodawców i związkami zawodowymi oraz monitorujemy sytuację gospodarczą. Scenariusze gospodarcze i pakiety wsparcia omawiane są w sztabie gospodarczym przy premierze.

Czy tarcza branżowa nie jest zbyt mała, biorąc pod uwagę skalę drugiej fali pandemii? Takie głosy pojawiają się ze strony przedstawicieli branż objętych restrykcjami...

Reklama

- Obecnie mamy częściowy lockdown i w trudnej sytuacji znajduje się głównie 25 sektorów, objętych restrykcjami. Stanowią one 3 proc. zatrudnienia ogółem i podobny jest ich udział w PKB. Dlatego rząd wprowadza wsparcie skierowane do konkretnych branż, takich jak gastronomia, rozrywka, fitness, czy targi. Z samej Tarczy Finansowej PFR te sektory otrzymały w tym roku 3,5 mld zł w formie subwencji finansowych, które zapewniły im bufor finansowy do końca roku. W związku z nowym ograniczeniem działalności kwota ogłoszonego dzisiaj przez premiera wsparcia to dodatkowe 1,8 mld zł. Uważam, że jest to silny pakiet wsparcia w perspektywie do grudnia. Łączna pomoc dla tych branż z uwzględnieniem wszystkich form finansowania wyniesie już ponad 8,0 mld zł w 2020 roku.

To wystarczy?  Może być potrzebna kolejna tarcza finansowa?

- Celem tarczy branżowej jest przede wszystkim szybkie obniżenie kosztów działania tych firm w okresie ograniczeń. Chodzi o ochronę miejsc pracy i stabilizację finansową. Dlatego te branże zwolnione są ze składek na ZUS, otrzymają dotację w kwocie 5 tys. zł oraz możliwość skorzystania z postojowego w kwocie 2 080 zł. Dodatkowo odsunięty został termin płatności zaliczek na PIT. Rząd zdecydował się obecnie na doraźną pomoc i jak rozumiem, bardziej długoterminowe programy uzależnia od rozwoju sytuacji epidemicznej w najbliższych 2-3 tygodniach. Tarcza Finansowa PFR to bazuka o dużej sile, która może być wykorzystana, jeżeli kryzys obejmowałby większą liczbę sektorów lub sytuacja gospodarcza skokowo by się pogarszała. Z perspektywy całej gospodarki mamy obecnie stabilną sytuację, po bardzo silnym wzroście aktywności gospodarczej w ostatnich miesiącach. 

Czy będzie dodatkowa pomoc dla firm z branż, które nie są odgórnie zamknięte, ale odczuwają skutki nakładanych restrykcji?

- Dane z sektora bankowego jednoznacznie pokazują, że uruchomione wcześniej tarcze pozwoliły zbudować duży bufor bezpieczeństwa w sektorze przedsiębiorstw, depozyty firm są o 55 mld zł wyższe niż przed pandemią. Współczynnik wypłacalności jest na najwyższym poziomie w historii, a badania PIE pokazały, że dwukrotnie wzrosła liczba firm, które mają bufory na okres dłuższy niż 3 miesiące. To pokazuje, że pomoc została udzielona w tak dużej skali i że zabezpieczyła ona gospodarkę co najmniej do początku przyszłego roku.

- Poza tymi sektorami, które musiały zostać czasowo zamknięte, druga fala pandemii ma znacząco mniejszy wpływ na gospodarkę niż pierwsza, więc na ten moment nie ma uzasadnienia dla tak dużych programów.

To się może niestety szybko zmienić, bo sytuacja epidemiczna jest coraz gorsza, więc nie wykluczone są kolejne restrykcje. Czy dla gospodarki nie byłby lepszy szybko wprowadzony, ale relatywnie krótki lockdown, dzięki któremu udałoby się opanować sytuację epidemiczną,  niż stopniowy i rozciągnięty w czasie?

- Nie jestem epidemiologiem, ale widzę, że niezależnie od poziomu restrykcji sanitarnych w większości krajów UE wystąpiła obecnie druga fala pandemii. Patrząc z perspektywy gospodarczej to, biorąc pod uwagę, że wirus jest tak zaraźliwy musimy sobie uświadomić, że pandemia prawdopodobnie nie zniknie za dwa miesiące, ale po drugiej fali mogą przyjść kolejne, więc nie wiemy jak długo będziemy zmuszeni żyć w stanie zagrożenia. Natomiast uważam, że im bardziej udaje się prowadzić normalną aktywność oraz pozwolić społeczeństwu i gospodarce możliwie normalnie funkcjonować tym lepiej. Branże usługowe na całym świecie, w przypadku których pandemia najmocniej ogranicza kontakty, muszą też możliwie dostosować się do takiego otoczenia. Pełny lockdown włącznie zamknięciem granic i zamknięciem handlu spowodowałby poważniejsze skutki dla gospodarki i miejmy nadzieje, że do niego nie dojdzie.

W pierwszej fali pandemii to pomoc w ramach Tarczy Finansowej PFR okazała się kluczowa dla gospodarki. W czarnym scenariuszu, jeśli nie da się wyhamować drugiej fali i będzie trzeba jednak wprowadzić niemal całkowity lockdown, to jaką kwotę pomocy będzie w stanie wyasygnować PFR?

- Duża część tych instrumentów z tarcz antykryzysowych cały czas działa, to gwarancje płynności z BGK, gwarancje de minimis, Tarcza 5.0 dla branży turystycznej, a w PFR tarcza dla dużych firm. Koszty tarczy finansowej z PFR w pierwszym etapie są niższe, bo wykorzystanych zostanie około 70 mld zł ze 100 mld zł. Natomiast to rząd zdecyduje, czy będzie chciał, by te niewykorzystane 30 mld zł zostało przeznaczone na kolejny pakiet wsparcia, który zapewne powstanie w listopadzie. To będzie zależało od tego czy kolejne restrykcje sanitarne obejmą większą część sektorów oraz jaka będzie skala ryzyk dla rynku pracy i stabilności firm.

Na początku września, w rozmowie z Interią zakładał pan, że spadek PKB w tym roku może nie przekroczyć 2-3 proc. Od tego czasu sytuacja się niestety pogorszyła, jakie są pana prognozy na dziś?

- Aktywność gospodarcza bardzo silnie odbiła i na koniec września była 95-97% poziomu sprzed COVID-19. Musimy się liczyć z tym, że do wiosny przyjdzie drugie dno kryzysu. Jeżeli nie dojdzie do pełnego lockdown to drugie dno kryzysu będzie płytsze, ale dłuższe niż w pierwszej fali. W drugim kwartale tego roku mieliśmy bardzo silne hamowanie i bardzo szybkie odbicie, a teraz - wydaje się, że będziemy mieć łagodniejszy kryzys, ale niestety nie dojdzie do tak szybkiego odbicia jak wcześniej, głównie ze względu na spadek konsumpcji i inwestycji prywatnych. Zakładam, że w 2020 roku spadek PKB może być nieznacznie niższy niż ta poprzednia prognoza i wynieść 3-4 proc. Najprawdopodobniej dopiero drugi kwartał przyszłego roku przyniesie mocniejsze odbicie w gospodarce. Oczywiście jeśli sytuacja epidemiczna nie będzie zagrażała jej normalnemu funkcjonowaniu. To jest walka z niewidzialnym wrogiem w postaci coronawirusa i przy dużej niepewności.

- Warto podkreślić, że to będzie jeden z płytszych kryzysów w UE, a druga fala kryzysu jest płytsza, bo przemysł działa, nie mamy sytuacji zrywania łańcuchów dostaw jak to miało miejsce w pierwszej fali, a firmy mają dodatkowe bufory finansowe. Natomiast w drugim kwartale mieliśmy sytuację, w której połowę sektorów gospodarczych dotknął gwałtowny spadek przychodów. Innymi słowy obecnie 2 fala pandemii jest znacznie większa pod względem zdrowotnym, ale mniej groźna dla gospodarki, choć sytuacja jest nadal trudna.

Co w tej sytuacji jest więc najgroźniejsze i może zakłócić odbicie gospodarki?

- Głównym ryzykiem dla gospodarki jest ponowny spadek nastrojów konsumenckich i zaufania przedsiębiorców. To powoduje spadek wydatków konsumpcyjnych i inwestycyjnych, a to będzie miało z kolei główny wpływ na spadek PKB w najbliższych miesiącach, mimo tego, że sytuacja finansowa przedsiębiorstw i gospodarstw domowych jest lepsza niż przed wybuchem pandemii, oczywiście z wyjątkiem branż, które zostały objęte restrykcjami.

Które branże są narażone na największe ryzyko w związku z pandemią?

- Druga fala pandemii pokazała wyraźnie, że są zarówno przegrani jak i wygrani. Kryzys najbardziej dotknął sektor lotniczy, turystykę, gastronomię, kulturę i sport, a najwięksi wygrani to branże nowych technologii i e-commerce. Całkiem dobra koniunktura jest także w sektorze mebli i sprzętu AGD. Są też sektory, które zmagają się z mniejszym popytem, ale nie zagraża to ich stabilności.

- Co można zrobić, aby powstrzymać spadek nastrojów konsumenckich? Może trzeba wzmocnić poczucie bezpieczeństwa na wypadek utraty pracy, zwłaszcza że spora grupa Polaków pracuje na tzw. śmieciówkach, a dla pozostałych widmo zasiłku dla bezrobotnych w wysokości 1200 zł brutto nie jest wystarczającym zabezpieczeniem.

- Przy relatywnie  niskim bezrobociu temat wysokości zasiłków nie jest kluczowy, a ważniejszym tematem jest wdrażanie programów antykryzysowych, które zapewnią utrzymanie zatrudnienia i monitoring, czy w którymś z sektorów gospodarki nie narasta ryzyko upadłości i zwolnień.

- Z kolei w przypadku branż mocniej dotkniętych kryzysem wypłacane jest postojowe, także osobom na umowach cywilno-prawnych, co powinno dawać poczucie bezpieczeństwa, że w razie utraty źródła dochodu rząd nie pozostawia tych osób bez pomocy.

- Wciąż jest też szansa na to, że ten spadek nastrojów nie będzie tak głęboki, bo ostatnie badania pokazywały, że Polacy bardziej się boją o zdrowie i rodzinę niż o sytuację ekonomiczną, a jeszcze niedawno obawy o sytuacje finansową były równie częste jak te związane ze zdrowiem.

To może raczej świadczyć o tym, że strach o zdrowie swoje i rodziny jest ogromny w związku z dramatyczną sytuacją w służbie zdrowia, bo w drugiej fali pandemii testujemy granice jej wydolności...

- Obawy o zdrowie przeważają, ale nie zmienia to faktu, że wcześniejsze tarcze antykryzysowe osiągnęły swój cel. Przede wszystkim nie doszło do istotnego wzrostu bezrobocia, a jeszcze w kwietniu i maju były o to ogromne obawy.  W efekcie nie tylko mamy jedną z najniższych stóp bezrobocia w UE, ale jeszcze duży, bo ponad 5-proc. wzrost wynagrodzeń. Dlatego uważam, że tarcze skutecznie zapewniły bezpieczeństwo ekonomiczne Polaków w 2020 roku.

Czy nie należy się obawiać, że moment, kiedy firmy będą musiały zacząć zwracać tę część pomoc z tarczy finansowej, która nie została umorzona, przypadnie na dołek kryzysowy, co dodatkowo pogorszy ich kondycję?

- Umorzenia części subwencji będą dokonywane w rok od udzielenia, więc maksimum przypadnie na maj - czerwiec przyszłego roku. Pamiętajmy, że zwrot części niepodlegającej umorzeniu będzie rozłożony w ratach miesięcznych przez kolejne dwa lata i będzie to około 25 proc. subwencji. Dodatkowo te kwoty nie są oprocentowane.

A jeśli będzie trzecia falka pandemii i odbicie gospodarcze się przesunie w czasie, to czy w grę wchodzi przesunięcie tego terminu zwrotu nieumorzonej części subwencji?

- Nie chciałbym w tej sprawie spekulować, bo to są decyzje rządu, a dodatkowo ten program jest zatwierdzony przez Komisję Europejską. Wcześniej KE przyjęła podstawy prawne dla realizacji tego projektu tylko do końca roku, na szczęście teraz to wydłużyła do połowy 2021. My też w przypadku tarczy finansowej dla dużych firm pierwotnie wnioskowaliśmy o zgodę, aby szkodę móc rozliczać w ujęciu rocznym, czyli od marca do marca, bo zakładaliśmy, że trudna sytuacja może potrwać do wiosny przyszłego roku. Niestety KE przekonywała nas, że pandemia szybko się skończy i ostatecznie zgodziła się na okres do końca sierpnia 2020, a dziś widać, że było to błędne podejście i gdyby nie stanowisko KE, to mielibyśmy gotowy instrument dla dużych firm na wypadek problemów w dalszym horyzoncie trwania pandemii.

Rozmawiała Monika Krześniak-Sajewicz

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: tarcza finansowa | Paweł Borys | tarcza antykryzysowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »