Napięcie na rynku budownictwa energetycznego

W kraju buduje się obecnie konwencjonalne bloki energetyczne o łącznej mocy ponad 6000 MW. Uwagę przykuwają przede wszystkim największe jednostki węglowe: elektrownia Kozienice otrzyma taką instalację o mocy 1075 MW, w Opolu będą dwa bloki po 900 MW, a Jaworzno III zwiększy swój potencjał wytwórczy o 843 MW.

Najbliżej ukończenia, choć jedne z mniejszym, inne z większym poślizgiem, są obiekty na gaz ziemny we Włocławku (463 MW) i w Stalowej Woli (449 MW). Oba zostać mają oddane do użytku w roku 2016.

W początkowej fazie znajdują się natomiast inwestycje w Turowie (450 MW - węgiel brunatny) i Płocku (596 MW - gaz ziemny).

Przyszły rok może przynieść decyzje o przystąpieniu do realizacji takich projektów, jak budowa bloków gazowych w Łagiszy (400-500 MW), na Żeraniu (420-490 MW) czy w Puławach (400 MW).

Podtrzymać boom

Jak podkreśla Wiesław Różacki, dyrektor wykonawczy na Polskę w spółce Mitsubishi Hitachi Power Systems Europe, sytuacja na naszym rynku budownictwa energetycznego to boom na skalę kontynentalną. Przy czym, co ważne - jego zdaniem można mieć nadzieję, że koniunktura w sektorze nie załamie się gwałtownie; tak, jak się to zdarzyło choćby w Niemczech.

Reklama

- Jest szansa, że jeszcze w trakcie realizacji bieżących inwestycji podjęta zostanie decyzja o rozpoczęciu następnych. Jest miejsce jeszcze dla co najmniej dwóch instalacji węglowych.

Przewidując przyszłość, Różacki opiera się na obserwacji zmian zachodzących na światowym rynku surowców energetycznych. Zwraca uwagę na to, że spadają ceny gazu. A Polska konsekwentnie dywersyfikuje jego źródła.

- Można się więc spodziewać decyzji o budowie kolejnych bloków gazowych - konkluduje.

Z prognoz analityków Energoprojektu-Katowice wynika natomiast, że rynek może zacząć się kurczyć. Jeśli do realizacji nie zostaną wdrożone kolejne inwestycje, kłopoty firm budowlanych mogą zacząć się już pod koniec roku 2016, a na pewno w 2017.

Michał Woźniczka, członek zarządu katowickiej spółki, zaznacza, że wyraźne piętno na obrazie polskiej energetyki odciskają rozwijające się odnawialne źródła energii. Dotyczy to przede wszystkim farm wiatrowych, ale i przed fotowoltaiką rysują się obiecujące perspektywy.

- A trzeba pamiętać, że zarówno energetyka wiatrowa, jak i słoneczna nie generują dużego popytu na usługi wykonawcze - mówi.

Wiesław Różacki kreuje obraz nieco jaśniejszy: według niego, bez nowych inwestycji czarny scenariusz dla wykonawców ziści się w roku 2018, gdy w etap finalny wejdą największe budowy bloków węglowych. Jeśli jednak na rynek trafią zamówienia na zbudowanie choćby dwóch kolejnych bloków węglowych, jeśli zapadną decyzje o realizacji nowych projektów gazowych, to popyt na usługi wykonawcze powinien się utrzymać jeszcze przez 5-10 lat.

Mariusz Marciniak, dyrektor na Europę Środkowo-Wschodnią w Doosan Power Systems, przypomina, że dla przyszłości rynku wykonawczego bardzo istotne jest to, co zostanie ustalone w ramach konkluzji BAT. Według branżowych szacunków, dostosowanie polskich aktywów wytwórczych do nowych norm mogłoby oznaczać wydatki na poziomie nawet 3 mld euro.

Nowe przepisy mogą wejść w życie już w pierwszej połowie 2017 roku, co będzie oznaczało konieczność spełniania nowych norm od połowy roku 2021. Projekty środowiskowe mogą zatem być dla branży istotnym stabilizatorem.

Planowanie i potencjał

Przeprowadzenie dużej inwestycji energetycznej w zakładanym czasie i budżecie jest dużym wyzwaniem. O tym, czy takie przedsięwzięcie się powiedzie, decyduje wiele czynników. Wśród nich jest jakość projektu, sposób wybierania wykonawcy i kooperantów, konsekwencja w egzekwowani przyjętych ustaleń. Są też takie, na który inwestorzy i wykonawcy wpływ mają niewielki albo zgoła żaden...

Tym drugim życie utrudnia na przykład niestabilność rynku. Michał Woźniczka wskazuje na fakt, że dotychczas działał on w Polsce w cyklu 10-letnim: co dekadę następował wysyp nowych projektów. I dodaje: - Pomiędzy szczytami cyklu tworzył się dołek; czasami bardzo głęboki. To utrudnia stabilizację i rozwój firm wykonawczych i projektowych.

Brak długoterminowej polityki energetycznej państwa, a w związku z tym również długofalowych planów inwestycyjnych firm energetycznych, sprawia, że na rynku brakuje wykwalifikowanych pracowników.

- Zwłaszcza inżynierowie kształcą się bardzo długo - nie tylko na politechnikach, ale także na placach budów. Nie możemy tracić takich ludzi, bo ten potencjał bardzo trudno później odbudować - wyjaśnia Wiesław Różacki.

Zdaniem Rafała Bałdysa, wiceprezesa Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, sposób prowadzenia inwestycji w Polsce w praktyce doprowadził do demontażu sektora usług inżynierskich.

- Przy tym inwestorzy, oszczędzając na kosztach prac projektowo-inżynierskich, ponoszą później znacznie większe koszty już w trakcie realizacji inwestycji - wskazuje.

Dlatego branża postuluje, aby duże programy inwestycyjne nie były realizowane impulsywnie, lecz w ramach solidnie przygotowanych planów, wpisanych w strategię państwa.

- Wiemy, że może nastąpić głęboki dołek w energetyce, podobny do tego, który pojawił się w budownictwie drogowym. Taki scenariusz uniemożliwi harmonijny rozwój branży - stwierdza Bałdys.

Potrzebna sanacja

Wiceprezes Awbudu Andrzej Wuczyński przyznaje, że uruchomienie dużej liczby inwestycji mniej więcej w tym samym czasie tworzy problemy ze zgromadzeniem potencjału wykonawczego. Jako członek zarządu firmy, która jest podwykonawcą, przekonał się o tym, gdy trzeba było skompletować ekipy do prac przy budowie fundamentów nowych bloków w Elektrowni Opole.

Wuczyński zauważa też, że podwykonawca, by mógł się rozwijać, musi zarabiać:

- Średniej wielkości firmy mają z tym trudności. Generalni wykonawcy stosunkowo nisko kontraktują swoje usługi, a to oczywiście przenosi się później na podwykonawców.

A przecież tak naprawdę to ten wyspecjalizowany podwykonawca jest ostatecznym realizatorem prac na budowie, więc inwestor powinien być jego losem zainteresowany.

Jedną z wielu konsekwencji obecnego stanu rzeczy jest traktowanie przez banki sektora budowlanego jako strefy wysokiego ryzyka.

- To dlatego, że zamawiający przerzucili większość ryzyka na wykonawców - wyjaśnia Rafał Bałdys. - A ci przenoszą je później na podwykonawców.

Według niego, przywrócić trzeba równowagę pomiędzy inwestorem a generalnym wykonawcą. Po to, by powróciła też równowaga na niższych szczeblach procesu budowlanego.

- Jest jednak jeden problem: jeśli przez tyle lat trenowaliśmy psy do tego, aby walczyły na ringu, to w ciągu kwartału nie zrobimy z nich psów przewodników - obrazowo przedstawia sytuację i dodaje: - Myśmy się już po prostu wprawili w swego rodzaju cwaniactwie kontraktowym.

Bałdys uważa, że dotyczy to zarówno zamawiających, jak i generalnych wykonawców, podwykonawców i dostawców.

- Jeśli tego nie utniemy, to w branży będzie działo się tylko gorzej - mówi.

W sidłach procedur

Prawo zamówień publicznych często bywa krytykowane jako narzędzie, które nie odpowiada specyfice inwestycji energetycznych. Wykonawcy i dostawcy nierzadko dowodzą w związku z tym, że przedsięwzięcia realizowane przez prywatnych inwestorów są lepiej zorganizowane.

Mariusz Marciniak zgadza się, że sama procedura negocjacyjna stosowana w rozmowach z klientem prywatnym nie różni się od tej, która dotyczy zamówienia publicznego. Ale są też fundamentalne różnice. Inwestor prywatny może na przykład słuchać sugestii wykonawcy - nie usztywniają go bowiem warunki, którymi obwarowane są zamówienia publiczne. Z wykonawcą rozmawia jak z partnerem, z którym łączy go wola wspólnego wypracowania optymalnych rozwiązań. A starania o zamówienie publiczne może zniweczyć choćby mały, formalny błąd w dokumentacji.

Dyrektor Marciniak przyznaje też jednak, że Prawo zamówień publicznych zmienia się na lepsze. Chodzi między innymi o to, że cena przestaje być jedynym kryterium oceny ofert.

- Parametry pozacenowe ważne są zwłaszcza w energetyce właśnie - podkreśla. - Słusznie też od podmiotów udzielających referencji wymaga się później zaangażowania w inwestycję.

PKN Orlen nie musi podporządkowywać się przepisom o zamówieniach publicznych. Mógł więc elastycznie prowadzić postępowania dotyczące wyboru wykonawców bloków energetycznych we Włocławku i Płocku.

Zbigniew Pawłucki, dyrektor wykonawczy ds. realizacji inwestycji majątkowych w Orlenie, podkreśla, że prowadząc przetargi, jego koncern korzysta z wieloletnich doświadczeń; uruchomiono też ostatnio system informatyczny, który ułatwia komunikację z kontrahentami.

- Przygotowujemy inwestycję od strony technicznej, a następnie konsultujemy ją z wykonawcami - wyjaśnia. - Po złożeniu ofert przystępujemy do rozmów na temat umowy, którą chcielibyśmy zawrzeć ze zwycięzcą procesu przetargowego.

Kolejnym krokiem jest aukcja, najczęściej internetowa, która prowadzi do wyłonienia dostawcy. Jego oferta jest wiarygodna, bo już wcześniej została sprawdzona.

- Później trzeba tylko uzgodnić szczegóły. Trwa to miesiąc - wyjaśnia dyrektor Pawłucki. - Nie pamiętam sytuacji, abyśmy się nie dogadali.

Ryzyko trzeba wyważyć

Również GDF Suez Energia Polska nie musi stosować przepisów o zamówieniach publicznych. Krystian Stanek, członek zarządu oraz dyrektor ds. prawnych spółki, zapewnia, że jego firma w kontaktach z wykonawcami działa zawsze otwarcie i w dobrej wierze.

Jego zdaniem, wykonawcy zazwyczaj mają świadomość podejmowanego ryzyka. Czasami jednak sytuacja rynkowa zmusza ich do przyjęcia warunków, których przyjąć nie powinni.

- Bywa też tak, że w trakcje realizacji kontraktu wychodzi na jaw, iż umawiające się strony odmiennie rozumieją jego formułę - wyjaśnia dyrektor Stanek. - Zdarza się także, że generalny wykonawca nazbyt liczy na podwykonawców. Gdy więc na placu budowy coś nie wyjdzie, sypie się i harmonogram, i budżet - przypomina.

Według niego, zamawiający nie powinien zatem przenosić całego ryzyka na generalnego wykonawcę, gdyż ten stosuje później podobną praktykę wobec swoich podwykonawców.

- Dobrze jest rozpocząć otwarty dialog już na etapie przetargu. To pozwala jak najlepiej dopasować przedmiot i formułę inwestycji. Inaczej po podpisaniu umowy wykonawca może zacząć szukać sposobów na podwyższenie zapisanych w niej kwot - precyzuje.

Inwestorzy muszą również pamiętać o tym, że przerzucanie ryzyka na wykonawców zwykle znajduje później odzwierciedlenie w cenach, które oni proponują.

Tomasz Elżbieciak

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »