Na limitach gotówkowych najmocniej stracą autokomisy. "Musiałbym odsyłać klientów z kwitkiem"

Limity płatności gotówkowych miałyby wejść w życie od 1 stycznia 2024 roku. Właściciele autokomisów podkreślają, że zyska na nich wyłącznie szara strefa, a stracą zwykli klienci i budżet państwa. Wydaje się, że posłowie zaczęli podzielać te argumenty. Sejmowa Komisja Finansów Publicznych rekomenduje bowiem daleko idące zmiany.

  • Przepisy Polskiego Ładu zakładają limity dla płatności gotówką
  • Dla firm miałyby wynosić 8 tys. zł, dla konsumentów - 20 tys. zł.
  • W autokomisach transakcje gotówkowe to 75 proc. obrotu
  • Szara strefa to już dziś 70 proc. importu aut
  • W Sejmie trwają prace nad pozostawieniem bez zmian obecnego limitu dla firm (15 tys.) i całkowitą rezygnacją z limitu dla konsumentów

O co chodzi z limitami płatności gotówką?

Przepisy, które mają zacząć obowiązywać od 1 stycznia 2024 r. zakładają obniżenie limitu płatności gotówkowych między przedsiębiorcami z dzisiejszych 15 tys. zł. do 8 tys. zł. Pierwszy raz w historii wprowadzają też limit płatności dla konsumentów - wyniesie on 20 tys. zł. 

Reklama

Oficjalnym tego uzasadnieniem ma być walka z szarą strefą oraz zmniejszenie ryzyka wystawiania tzw. pustych faktur. O ile jednak w przypadku zakupu mieszkania czy nowego auta w grę wchodzą większe kwoty i dawno już zrezygnowano tam z gotówki, to np. właściciele autokomisów przewidują problemy z nawet 75 proc. transakcji.

Uderzenie w autokomisy

Większość aut sprzedawanych w autokomisach kosztuje bowiem więcej niż 20 tys. zł, a gotówka używana jest w nich bardzo chętnie. Zgodnie z proponowanymi regulacjami, każda transakcja ponad wyznaczony poziom będzie musiała być realizowana przelewem albo kartą. Tymczasem bardzo wielu klientów banków nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie ma limity transakcji na koncie - i że w ogóle je ma - oraz z tego, że często nie jest możliwa ich zmiana przez aplikację bankową. 

- Przykład sprzed raptem kilku dni: prowadzę komis w Olsztynie, w ubiegłym tygodniu byli u mnie klienci z Ełku. Całe szczęście że przyjechali z samego rana - po pół godzinie wybrali Opla za 52 tys. zł., pani otworzyła laptop i chciała zrobić szybki przelew, żebym mógł od razu zaksięgować pieniądze na koncie. Okazało się że ma limit 5 tys. zł na jedną transakcję w internecie. Zatelefonowała do banku i usłyszała, że limit w rachunku wprawdzie może zmienić, ale w przypadku transakcji natychmiastowych i tak nie może on przekroczyć 15 tys. zł - mówi Interii Biznes Maciej Szymajda, prezes zarządu Stowarzyszenia Komisów.pl i właściciel jednego z nich.

Jak zauważa nasz rozmówca, większą transakcję można wykonać tylko zwykłym przelewem, który dotarłby na konto wieczorem, a być może nawet następnego dnia. 

- W praktyce oznaczałoby to dla nich spędzenie nocy w hotelu albo powrót do Ełku i kolejny przyjazd. Gdyby był to piątek, to na realizację zwykłego przelewu musieliby czekać aż do poniedziałku po południu. Ostatecznie pojechali mozolnie wypłacać gotówkę, ale wkrótce nawet takie rozwiązanie nie będzie możliwe - jak przyjadą z gotówką, będę musiał odesłać ich z kwitkiem - dodaje. 

Właściciele autokomisów podkreślają, że samochód to specyficzny towar - 99 proc. klientów kupuje go raz na kilka lat. Trudno zatem konstruować zabezpieczenia konta pod jedną konkretną transakcję. W dodatku jest spora grupa osób (kilka procent dorosłych Polaków), które w ogóle nie mają konta, a jeśli nawet - to tylko po to by odebrać od pracodawcy wynagrodzenie, a następnie wypłacić je z bankomatu i operować gotówkę. Bywa również tak, że klient ma konto np. w banku spółdzielczym, gdzie nie ma opcji przelewu natychmiastowego.

- Klient nie wiezie do autokomisu gotówki, żeby jej nie zgubić albo żeby ktoś jej nie ukradł. Ma pieniądze na koncie w banku, któremu ufa i teoretycznie może zrobić z nimi co chce - dopiero u mnie okazuje się, że w praktyce wcale nie. Warto byłoby sprawdzić, jakie są standardowe limity płatności w bankach i jak szybko da się je zmienić. Jeżeli rząd chce wprowadzić takie ograniczenia, to powinien to uzgodnić z bankami. Chyba, że państwo chce nas ubezwłasnowolnić - zaznacza Maciej Szymajda.

Branża bardzo narażona na próby oszustw

Żaden komis nie wyda zresztą auta na samo potwierdzenie zapłaty - firmy co chwilę spotykają się bowiem z próbami oszustwa. Znalezienie sprawców jest praktycznie niemożliwe.

- Klient przy pracowniku loguje się na stronie banku, wykonuje przelew, pobiera potwierdzenie, które zostawia w komisie i odjeżdża autem, a przelew nigdy do nas nie dociera. Stworzenie w internecie strony łudząco podobnej do witryny realnego banku jest dziś banalnie proste. Ryzyko weryfikacji tego, czy banknoty są prawdziwe, mogę wziąć na siebie, ale ryzyka, że nie zobaczę ich w ogóle - w żadnym razie - deklaruje prezes Stowarzyszenia Komisów.

Na nowych regulacjach zyska tylko szara strefa

Zdaniem firm legalnie importujących auta, każda taka regulacja to kłoda rzucona przedsiębiorcom pod nogi i wspieranie szarej strefy, którą już dziś szacuje się na 70 proc. 

Eksperci zwracają uwagę, że jeśli ten sam importowany samochód sprzedaje nie komis, a osoba fizyczna - formalnie sprzedającym jest wtedy obywatel np. Niemiec - może zrobić to za gotówkę bez żadnych ograniczeń, w dodatku bez rękojmi. Nie ma też żadnych obowiązków związanych z przyszłym recyclingiem auta, a państwo nie dostaje nic z tytułu podatków.

Sejmowa większość zmienia zdanie?

Zamiar wprowadzenia limitów napotyka coraz ostrzejszą krytykę. Za wycofaniem się ze zmian opowiedzieli się niedawno posłowie w pierwszym czytaniu oraz sejmowa Komisja Finansów Publicznych. Zdaniem jej członków wprowadzenie limitów "może prowadzić do komplikacji niektórych rodzajów transakcji szczególnie dokonywanych przez mikro- i małych przedsiębiorców, w tym rzemieślników oraz osoby prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą". Dotyczy to zwłaszcza transakcji jednorazowych. 

"W razie braku możliwości dokonania zapłaty gotówką strony muszą korzystać z innych form płatności, a oczekiwanie na przelew bankowy może w wielu wypadkach prowadzić do zaniechania transakcji. Może to prowadzić do utrudnień i ograniczać znacząco drobny handel. Problemy tego typu mogą być utrudnieniem w obrocie na giełdach spożywczych, bazarach, targowiskach, gdzie zaopatrują się mikro- i mali przedsiębiorcy, w szczególności z branży spożywczej i gastronomicznej" - dodano. 

Wskazano też, że obowiązek rozliczeń za pośrednictwem rachunku bankowego prowadzi do zwiększenia ogólnych kosztów transakcji, co finalnie przekłada się na wzrost cen towarów i usług dla konsumentów. Jak powiedział wiceminister finansów Artur Soboń, rząd przychyla się do propozycji, by nie zmieniać obecnego limitu dla przedsiębiorców i całkowicie zrezygnować z limitu w rozliczeniach konsument-przedsiębiorca. Soboń podkreślił też, że w Polsce nie ma żadnego zagrożenia dla obrotu gotówkowego.

Wojciech Szeląg

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »