G-7 chce walczyć z cenami ropy

Ministrowie finansów najwyżej uprzemysłowionych państw świata, wchodzących w skład Grupy G-7, wyrazili zaniepokojenie szybkim wzrostem cen ropy naftowej i zapowiedzieli podjęcie działań mających uchronić gospodarkę światową przed kryzysem.

W komunikacie opublikowanym po spotkaniu w Waszyngtonie zaapelowano o zbadanie możliwości ograniczenia zużycia ropy i o podjęcie zakrojonych na szeroką skalę inwestycji w eksploatację złóż ropy, rafinację i produkcję paliw ropopochodnych. "Inwestycje są konieczne, a kraje-producenci powinny zapewnić odpowiednie, sprzyjające im warunki" - głosi komunikat. Zapowiedziano "wzmocnić dialog" między krajami produkującymi i importującymi ropę naftową w celu "dalszej poprawy przejrzystości rynku" i o "bardziej kompletne i precyzyjne dane dotyczące produkcji, zapasów i zużycia" tego surowca.

Reklama

Opublikowanie komunikatu zbiegło się ze wzrostem cen ropy do rekordowego poziomu 75,17 dol. za baryłkę. Cena baryłki ropy, z dostawą w czerwcu, pobiła na nowojorskiej giełdzie towarowej kolejny rekord wzrastając o 1,48 dol. do 75.17 dol. W ciągu dnia cena baryłki osiągała nawet poziom 75,35 dol., najwyższy od 1983 r.

Ministrowie podkreślili, że chociaż światowa gospodarka jest obecnie w dobrym stanie to jednak stoi przed zagrożeniami wynikającymi "z wydarzeń na rynku ropy, braku równowagi globalnej i wzrastającego protekcjonizmu". W skład Grupy G-7 wchodzą Stany Zjednoczone, Japonia, Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Włochy i Kanada. W części obrad uczestniczyli przedstawiciele Rosji, Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich a także Australii i Chin.

Kto winien tych cen?

Według raportu ING BSK wzrost ceny tego surowca o 20 dol. na baryłce obniża polski PKB o 1 proc. Obecną sytuację na rynku paliw zawdzięczamy OPEC, który sztucznie utrzymuje niskie wydobycie. Obecnie limit wynosi 28 mln baryłek dziennie, zapotrzebowanie na ropę obecnie przekracza 85 mln baryłek.

Zmowa koncernów

Ceny benzyny w USA wzrosły do rekordowo wysokiego poziomu, co w związku z tegorocznymi wyborami może mieć spore konsekwencje polityczne.Benzyna podrożała do ponad 3 dol. za galon (1 galon - 3,75 litra), a na niektórych stacjach benzynowych w Los Angeles nawet do 4 dol. Przyczyną są rekordowo wysokie ceny ropy naftowej - ponad 70 dol. za baryłkę - oraz niewystarczające moce rafinerii w USA. Niektórzy podejrzewają, że koncerny naftowe, działając w zmowie, celowo nie rozbudowują rafinerii, aby utrzymywać ceny na wysokim poziomie. Koncerny stanowczo temu zaprzeczają. Znaczna część opinii nie wierzy jednak tym zapewnieniom.Tymczasem Demokraci usiłują wykorzystać wysokie ceny w kampanii wyborczej przed wyborami do Kongresu. Doradcy kandydatów sugerują im obwinianie republikańskiej administracji za powstałą sytuację. Podkreśla się związki ekipy George'a Busha z sektorem naftowym w Teksasie. Republikanie zwracają jednak uwagę, że od dawna popierają zmniejszenie zależności USA od ropy z zagranicy i zwiększenie produkcji w kraju, m.in. na Alasce. Przeciw wierceniom tam protestują wszakże organizacje ochrony środowiska, popierane na ogół przez Demokratów.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »