Gilotyna dla państwowych urzędników

Urzędnicy przydatni zostaną. niepotrzebni dostaną wypowiedzenia. Po raz pierwszy od 15 lat administracja publiczna będzie zdawała sprawę z tego co robi i czemu ta praca służy. Po weryfikacji rząd obiecuje sobie spore oszczędności. Czy rzeczywiście są one potrzebne?

Pracę może stracić 10 tys. urzędników - pisze "Rzeczpospolita". Rzecznik rządu Konrad Ciesiołkiewicz wyjaśnia gazecie, że weryfikacja jest jednym z elementów programu "Tanie państwo". "Trwa właśnie opisywanie każdego stanowiska w administracji, co pozwoli stwierdzić, w którym miejscu jest przerost urzędników, a gdzie przydałoby się zatrudnić dodatkowych specjalistów - tłumaczy rzecznik.

Lustracja kadr, która powie kto jest przydatny, a kto zbędny, ma, jak oblicza rząd, odchudzić administrację o 10 proc. Obecnie w urzędach pracuje 107 tys. osób.

Reklama

Na tym nie koniec zmian. Po raz pierwszy od 15 lat zostanie dokonany przegląd zadań realizowanych przez aparat administracyjny. Jak wynika z prac międzyresortowego zespołu ds. "Taniego Państwa", urzędy są w dużej mierze pochłonięte obsługą samych siebie. Z części zadań można byłoby zatem zrezygnować, co pozwoliłoby ograniczyć koszty - pisze "Rzeczpospolita".

Cięcia tak, ale nie ślepe

Sprawą redukcji zatrudnienia w administracji zajmuje się także sobotnia "Gazeta Wyborcza", która przestrzega przed uleganiem ukutym w ferworze politycznej walki stereotypom. Jednym z nich jest mit drogiej administracji w Polsce. To prawda - pisze dziennik - że od czasu rządów Tadeusza Mazowieckiego armia urzędników powiększyła się dwukrotnie, ale ogromy wzrost zatrudnienia to z jednej strony skutek reformy administracyjnej kraju oraz rezultat utworzenia nowych instytucji, np. nadzorujących rynek. Urzędników przybyło nam także po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Co ważne, pączkowanie urzędów, to także efekt uboczny tworzenia skomplikowanego, niejasnego prawa. Stąd np. urzędy skarbowe zwiększyły zatrudnienie, "bo ktoś musi rozwikłać podatkowe zagadki" - pisze "GW".

"Gazeta" polemizuje z poglądem, że polska administracja jest droga. Koszty utrzymania ocenia się na 4 proc. wszystkich wydatków państwa. To dziesięć razy mniej niż wynoszą wydatki socjalne. " W porównaniu z krajami Unii Europejskiej Polska w wydatkach socjalnych plasuje się gdzieś pośrodku - mówi główny ekonomista Polskiej Rad Biznesu Janusz Jankowiak.

Najwięcej na administrację wydają Włochy, Hiszpanie, Francuzi i Grecy. Najmniej - Irlandczycy.

"Trzeba oszczędzać na niepotrzebnych etatach czy luksusowych samochodach, ale nie na zatrudnianiu personelu do obsługi projektów finansowanych przez UE - mówi prof. Witold Kulesza, ekspert ds. reformy administracyjnej.

"GW" podsumowuje cały temat w następujący sposób: z szeregu urzędów i instytucji, jakie w ramach "Taniego Państwa" chciał zlikwidować PiS, pod nóż poszło tylko Rządowe Centrum Studiów Strategicznych. Powstało za to CBA, a w planach jest utworzenie Instytutu Wychowania. Mamy też czterech wicepremierów z pensją 17 tys. zł każdy i całą armię ministrów i wiceministrów w utworzonych specjalnie dla Samoobrony i LPR ministerstwach.

INTERIA.PL/Rzeczpospolita
Dowiedz się więcej na temat: "Rzeczpospolita" | gilotyna | administracja | rząd
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »