Hausner hiperstar
Zgodnie z ustawą o Radzie Ministrów, w razie kadrowej awarii premier nie powołuje już "kierownika ministerstwa" w randze sekretarza stanu, lecz tymczasowo powierza resort któremuś z zaprzysiężonych ministrów konstytucyjnych. Na ogół sięga się po merytorycznego "sąsiada" - pisze w "Pulsie Biznesu" Jacek Zalewski.
I tak naturalne było chwilowe kierowanie skarbem państwa przez Jerzego Hausnera, a sprawami wewnętrznymi przez Jerzego Szmajdzińskiego. Czasem jednak zbyt bliskie związki kończą się źle - komentator "PB" przypomina, jak to koordynator specsłużb Janusz Pałubicki musiał pruć sweter...,pardon, sejf w czasie opiekowania się MSWiA, bo nie dostał kluczy.
Czasowe powierzenie resortu zdrowia nie minister bez teki Izabeli Jarudze-Nowackiej, nie ministrowi polityki społecznej Krzysztofowi Paterowi, lecz... ministrowi gospodarki i pracy Jerzemu Hausnerowi niewątpliwie jest rozwiązaniem bardzo kreatywnym.
Idąc tym tropem, zgłaszamy premierowi wniosek racjonalizatorski - liczebność Rady Ministrów można zredukować. Niezbędne minimum to dwóch członków: premier Marek Belka oraz wicepremier i minister ds. wszelakich Jerzy Hausner, kierujący wszystkim działami administracji rządowej. Z wotum zaufania byłyby jeszcze większe kłopoty, ale za to jaka oszczędność! - ironizuje komentator "PB".
Oczywiście hiperministrowi Jerzemu Hausnerowi musieliby pomagać jacyś wiceministrowie. Kiedy w superresorcie MGPiPS usiadł za długim stołem z sekretarzami i podsekretarzami stanu, to razem stanowili tuzin. Na cały rząd potrzeba byłoby ich, powiedzmy, ze cztery mendle... - konkluduje Jacek Zalewski.