Herosi pod młotek

"Milion dolarów za... komiks o Batmanie" - pod koniec lutego świat opłynęła zaskakująca, sądząc po sugestywnym wielokropku, informacja o rekordowej cenie, jaką za oceanem osiągnął egzemplarz 27. numeru Detective Comics. Niedowierzanie było tym większe, że trzy dni wcześniej podobny rekord pobił Superman.

Milion - bez względu na kurs dolara - poważnie działa na wyobraźnię, lecz wszyscy Ci, którzy z nadzieją na krociowe zyski ruszyli do piwnic w poszukiwaniu starych zeszytów "Tytusa, Romka i Atomka", powinni się wstrzymać - rynek przedmiotów kolekcjonerskich rządzi się bowiem surowymi prawami i sześciocyfrowe kwoty jeszcze długo nie będą wpływały na konta nadwiślańskich licytantów.

Pierwszy rekord padł we wtorek, 23 lutego, kiedy na aukcję wystawiony został debiut Supermana z 1938 roku - premierowy zeszyt serii Action Comics. Człowiek ze stali nie od razu był bowiem ikoną popkultury i swojego tytułu doczekał się później; w latach trzydziestych musiał jeszcze dzielić łamy z innymi bohaterami akcji. Wejście miał jednak na tyle mocne, że w krótkim czasie komiks ten uznano za święty Graal kolekcjonerskiego rynku. Niemniej Batman - choć zadebiutował rok później, właśnie w 27. numerze Detective Comics - okazał się o włos lepszy. Podczas gdy Superman sprzedany został za równy milion dolarów we wtorek, w czwartek rekord należał już do Nietoperza. Anonimowy nabywca zapłacił 1 075 500 dolarów.

Reklama

Koniec lat trzydziestych to w historii amerykańskiego komiksu początek tzw. złotego wieku, kiedy narodzili się bez cienia wątpliwości najsłynniejsi superbohaterowie. Superman i Batman, mimo silnej konkurencji, niezmiennie utrzymują się w pierwszej lidze i nie wydaje się, żeby kiedykolwiek mieli z niej wypaść. Sędziwy wiek nie tylko nie przeszkadza herosom w trykotach walczyć ze zbrodnią, ale też zwiększa ich wartość rynkową, bo kilkudziesięcioletnie komiksy to nierzadko kolekcjonerskie rarytasy. Mowa tu jednak wyłącznie o egzemplarzach zachowanych w dobrym stanie, a co za tym idzie, wysoko ocenionych przez niezależnych ekspertów.

Skala CGC

W amerykańskich mediach podawano noty, jakie oba rekordowe komiksy uzyskały w dziesięciopunktowej skali CGC - w obu przypadkach było to 8.0. W Polsce informacja ta z oczywistych względów została pominięta, a jej brak mógł nieco zakrzywiać obraz transakcji dokonywanych na amerykańskim rynku, który nijak już nie przypomina Dzikiego Zachodu.

Comic Guaranty Corporation (CGC) jest bowiem niezależną organizacją specjalistów powołanych do oceniania komiksów kolekcjonerskich. Powstała w 2000 roku jako próba wprowadzenia ogólnych regulacji, które usprawniłyby funkcjonowanie rynku i zapobiegły spekulacjom, które były przyczyną jego załamania w połowie lat dziewięćdziesiątych.

Dziesięciopunktowa skala ustanowiona została w oparciu o znane już wcześniej, dosyć naturalne w przypadku przedmiotów kolekcjonerskich kryteria - stan, unikalność i wartość przypisana im przez odbiorców. Po drobiazgowych oględzinach komiks trafia do zapieczętowanej, plastikowej kasetki, która ma go uchronić przed zniszczeniem. Tym samym staje się tylko i wyłącznie kolekcjonerskim artefaktem.

Oznaczenie CGC jest najważniejszym, powszechnie uznawanym kryterium "jakości" danego towaru - tylko komiksy z najwyższymi notami liczą się w grze o wysokie stawki. Transparentność w przyznawaniu poszczególnych ocen sprawia, że inwestycje w komiksy stały się względnie bezpiecznym obszarem lokowania kapitału, ponieważ ryzyko spekulacji w znacznym stopniu zostało zredukowane.

Wzrosło zaufanie inwestorów, którzy dopiero teraz skłonni byli poważnie traktować ten segment rynku - podobnie jak inwestycje w sztukę, stare monety czy w przedmioty bibliofilskie. To właśnie dzięki wprowadzeniu restrykcyjnych standardów Batman mógł sięgnąć po milion - poprzedni rekord, przed wprowadzeniem skali, wynosił "zaledwie" 317 200 dolarów.

CGC cieszy się na razie pozycją monopolisty i nawet najbardziej precyzyjne ekspertyzy postronnych biegłych nie są w stanie wywindować ceny komiksu tak, by mógł on rywalizować o uwagę najzamożniejszych inwestorów. Wysoka nota w skali CGC może nawet dwukrotnie zwiększyć wartość komiksu w stosunku do analogicznego numeru bez takiej oceny.

Rynek komiksów kolekcjonerskich jest jednak dużo starszy niż skala CGC, którą wprowadzono stosunkowo niedawno. Jak przedtem określano wartość komiksowych skarbów? Nieśmiałe regulacje wprowadzono już w latach siedemdziesiątych - wtedy powstawały pierwsze poważniejsze kompendia cenowe, z których najbardziej znanym jest przewodnik Overstreeta. Zawierał on 14-stopniową skalę - w ogólnym założeniu dosyć podobną do skali CGC. Ta wczesna próba zapanowania nad coraz bardziej chaotycznym rynkiem okazała się niestety całkowicie nieudana.

Załamanie rynku

Przewodnik Overstreeta, choć miał wyznaczać ogólne standardy i zapobiegać dmuchaniu bańki spekulacyjnej, paradoksalnie przyczynił się do załamania rynku komiksów kolekcjonerskich, a w efekcie do bankructwa jednego z dwóch największych graczy w branży wydawniczej - Marvela.

Jak mogło dojść do upadku giganta, który w swojej stajni ma Spider-Mana, Hulka, Iron Mana i Wolverina? Początkowo nic tego nie zapowiadało.

Dynamiczny rozwój rynku można było zaobserwować już w latach sześćdziesiątych, kiedy zaczęła się tzw. srebrna epoka komiksu. DC Comics postanowiło "odkurzyć" swoich starych bohaterów i dopasować ich do zmieniającej się rzeczywistości. Marvel nie pozostał bierny i stworzył całą plejadę nowych postaci, które sprawiły, że rywalizacja o uwagę odbiorców nabrała tempa.

Komiksy superbohaterskie stały się integralną częścią kultury amerykańskiej a zyski z ich sprzedaży zarówno DC Comics, jak i Marvela uczyniły potentatami na rynku. W naturalny sposób wzrósł również potencjał rynku kolekcjonerskiego. Najbardziej poszukiwane były oczywiście numery z lat trzydziestych, jednak na fali ogólnego optymizmu sprzedawano i kupowano właściwie wszystko - opierając się na zasadniczo błędnym założeniu, że wartość każdego komiksu będzie systematycznie wzrastać. Ceny coraz bardziej odrywały się od rzeczywistości, co umiejętnie wykorzystywały wydawnicze koncerny, podsycając zainteresowanie kolekcjonerów sprytnymi zabiegami marketingowymi.

Dotyczyły one zarówno edytorskiej strony komiksów - jeden tytuł wydawano na przykład w kilku wersjach, z różnymi okładkami i dodatkiem rzadkich gadżetów - jak i warstwy fabularnej. Debiut superherosa lub jego śmierć podnosiła ciśnienie nie tylko fanom, ale przede wszystkim kolekcjonerom. Najsłynniejszą ofiarą tych makabrycznych zabiegów był Superman - doniesienia o jego upadku znalazły się na łamach gazet w całych Stanach Zjednoczonych, co dawało nadzieję, że po latach sprzeda się on tak samo, jak jego premierowy występ. I bez znaczenia był fakt, że w nieodwracalność losu Supermana wierzyli tylko najbardziej naiwni.

Kolekcjonerzy opętani pragnieniem zysku zapomnieli o podstawowym kryterium, które decyduje o wartości danego przedmiotu - o unikalności - co wydawcom skoncentrowanym na zwiększeniu sprzedaży było jak najbardziej na rękę. Zalewali oni rynek tytułami, które już w momencie publikacji przeznaczone były do kolekcji. Nabywcy kupowali je niemal hurtowo, czym automatycznie pozbawiali się jakiejkolwiek szansy na przyszłe zyski.

Strategia wydawców okazała się słuszna jedynie na krótką metę - podaż w końcu przeważyła nad popytem i Marvel runął z hukiem, w 1996 roku ogłaszając bankructwo. Wraz z nim upadłość ogłosiło ponad 2/3 punktów dystrybuujących komiksy.

Skala CGC ma chronić rynek od podobnych implozji w przyszłości. Jak więc sprawdza się ona w roli gwaranta stabilności? Sądząc po ostatnich rekordach - całkiem dobrze. Wprowadzenie powszechnie uznanego systemu oceniania komiksów kolekcjonerskich, spowodowało wzrost zaufania inwestorów, co w prostej linii przełożyło się na ceny, jakie skłonni byli zapłacić za poszczególne egzemplarze.

Rynek komiksów kolekcjonerskich stał się alternatywą do inwestycji tradycyjnych, które w czasach ekonomicznego kryzysu obciążone były ogromnym ryzykiem - pojawiły się nawet opinie, że rekordowe ceny nieprzypadkowo padły właśnie teraz, kiedy świat z głęboką traumą zaczyna wygrzebywać się z ekonomicznego dołka.

Założenie, jakoby rynek ten był całkowicie wolny od gospodarczych perturbacji, wydaje się jednak niebezpiecznym nadużyciem. Podobnie jak na rynku sztuki, recesji oprzeć mogą się jedynie przedmioty z najwyższej kolekcjonerskiej półki. Cała reszta nie jest niestety kuloodporna.

Kaja Grzybowska

inwestycje.pl
Dowiedz się więcej na temat: komiks | świat | komiksy | rekord | młotek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »