Konsolidacyjny pat w IT wciąż trwa

Wygląda na to, że opisany przez nas wczoraj pomysł fuzji Computerlandu (CL) z Softbankiem nie przypadł do gustu analitykom. Większość z nich zwyczajnie nie wierzy w możliwość takiego scenariusza.

Wygląda na to, że opisany przez nas wczoraj pomysł fuzji Computerlandu (CL) z Softbankiem nie przypadł do gustu analitykom. Większość z nich zwyczajnie nie wierzy w możliwość takiego scenariusza.

Co więcej, gdyby jednak doszło do tego mariażu, komentatorzy rynku publicznego nie zostawiliby suchej nitki na zarządzie CL. Zarządzie, który budował zaufanie długo, realizował plany i spełniał obietnice, a teraz - jednym ruchem - zniweczyłby te wszystkie sukcesy. Zniweczył, bowiem ewentualne przejęcie Softbanku zdecydowanie negatywnie wpłynęłoby na wyniki drugiej co do wielkości informatycznej firmy w Polsce. I to w zamian za co? Za przejęcie spółki na krawędzi, ze stratami, złym zarządzaniem, bez kontraktów?

Zarządy obu zainteresowanych spółek zaprzeczyły, że prowadzą rozmowy o fuzji. Inaczej nie mogły postąpić, bo natychmiast naraziłyby się na zarzut naruszenia obowiązków informacyjnych spółki publicznej, za co KPWiG nakłada całkiem pokaźne kary. Zarazem jednak zaprzeczenia Softbanku i CL nie brzmią zbyt przekonująco. Słyszymy od prezesa Aleksandra Lesza, że żadnych "poważnych" rozmów z CL nie prowadzi, a od prezesa Sławomira Chłonia, że żadnych "szczególnych" działań nie podejmuje. Co dla panów prezesów oznaczają słowa szczególne i poważne, a co nieszczególne i niepoważne, nie wiem. Ale jeśli taki scenariusz nie wchodzi w grę, można przecież powiedzieć po prostu, że to nieprawda.

Reklama

Podstawowe pytanie brzmi: dlaczego zarząd CL bierze pod uwagę możliwość przejęcia Softbanku? Istotnie, firma prezesa Lesza przez dwa lata straciła zarówno na wartości, jak i w biznesie. Dywersyfikacja działalności się nie udała, inwestycje były nietrafione, kolejne zarządy nie spełniały pokładanych w nich nadziei. Zamiast więc interesować się tą spółką zarząd CL powinien poszukać innych podmiotów do przejęć, rozejrzeć się w innych kierunkach. No i pewnie się rozgląda, ale być może jeden element w tej podupadającej spółce zarządowi CL spać nie daje. Tym "elementem" jest firma Prokom, największy rywal CL w większości sektorów. W większości, ale nie w sektorze bankowym, gdzie warszawski integrator ma zdecydowanie silniejszą pozycję, a Prokom nie ma żadnej.

Wystarczyłoby, by Prokom, który jest już mniejszościowym akcjonariuszem Softbanku, włączył go do grupy, a sytuacja zmieni się diametralnie. Pojawienie się takiego konkurenta w sektorze, który daje CL ponad 40 proc. przychodów, to już jest realne zagrożenie. Stąd działania "obserwacyjne" zarządu CL wcale nie powinny dziwić, a destrukcyjne tym bardziej. Nie wykluczone bowiem, że całe zainteresowanie CL Softbankiem może mieć tylko właśnie takie, destrukcyjne przesłanki. Zawsze, gdy pojawi się drugi możliwy kontrahent, cena wzrośnie. Jeśli nawet my nie kupimy, to niech ten drugi kupi jak najdrożej.

Inna sprawa, że podobnie jak Prokom, także CL zapewne myśli o niedalekiej - miejmy nadzieję - perspektywie wejścia Polski do Unii Europejskiej. Kiedy do tego dojdzie, może się okazać, że tak duża (jak na warunki polskie) spółka jak CL, jest wobec konkurentów europejskich firmą maleńką, która nie ma czego szukać u dużych klientów i może liczyć jedynie na ochłapy z dużych kontraktów, na które będzie czekać z podkulonym ogonem. Może po prostu CL wcale nie chce podkulać ogona?

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »