Kryzys gnębi bankrutów

Spółki stojące na krawędzi bankructwa nie muszą upaść, choć ich sytuacja jest gorsza niż przed rokiem. Wiele zależy od wierzycieli, którzy albo uznają, że spółka może w przyszłości mieć zyski, albo że będzie brnęła w coraz większe kłopoty.

Spółki stojące na krawędzi bankructwa nie muszą upaść, choć ich sytuacja jest gorsza niż przed rokiem. Wiele zależy od wierzycieli, którzy albo uznają, że spółka może w przyszłości mieć zyski, albo że będzie brnęła w coraz większe kłopoty.

W listopadzie nadzwyczajne walne zgromadzenia będą głosowały nad dalszym istnieniem dwóch spółek: Próchnika i Stalexportu. Pierwsza firma stanie przed tym problemem 9 listopada, druga - 15 listopada. Głosowanie dotyczące tej kwestii ma już za sobą Bytom - 15 października br., po raz trzeci w historii spółki, akcjonariusze zadecydowali, że firma może nadal istnieć.

Akcjonariusze nie chcą upadłości

Głosowania nad likwidacją spółki są wymuszone przez prawo i jeżeli fima ma nadal mocne atuty, akcjonariusze niechętnie zgodzą się na likwidację, twierdzą pytani przez PG analitycy. Zarząd Stalexportu, który chce, by spółka działała nadal, zyskał przychylność rady nadzorczej, w której zasiadają jej najwięksi akcjonariusze, m.in. EBOR. Z kolei za kontynuowaniem działalności Próchnika opowiedział się NFI Piast, do którego należy prawie połowa akcji spółki.

Reklama

Według analityków, perspektywy rynkowe obu firm są jednak różne. O ile więc Próchnik ma szanse na przeżycie (jego wyniki za trzeci kwartał były lepsze od danych za dwa kwartały wcześniejsze), o tyle rynek nie ma pewności, czy takie same perspektywy ma przed sobą Stalexport. Zarząd wprawdzie z determinacją restrukturyzuje firmę, ale nie wiadomo, czy nie jest na nią zbyt późno.

Spółka nie dysponuje żadną wartością, która dawałaby jej przewagę nad konkurencją - powiedział PG ekspert branży hutniczej. Analitycy przyznają zgodnie, że poprzedni zarząd popełnił kardynalne błędy inwestycyjne. Niektórzy dodają jednak, że upadek Stalexportu może być szokiem dla branży, dlatego nie można wykluczyć ratunkowych działań rządu, który nie będzie chciał dopuścić do upadku firmy mogącej być kluczowym ogniwem w restrukturyzacji polskiego hutnictwa.

Inni potencjalni bankruci nie mogą liczyć na życzliwość państwa. Los Netii być może rozstrzygnie się do końca br., kiedy decyzję o dalszym finansowaniu podejmie jej inwestor strategiczny - Telia. Część analityków twierdzi, że spółka nie zniknie z rynku. Nie brakuje jednak opinii, według których Netia postawiła na złego konia, czyli na telefonię stacjonarną, która nie ma przed sobą perspektyw rozwoju.

Analitycy na liście potencjalnych bankrutów wymieniają spółkę budowlaną ze Szczecina Espebepe, której straty po trzech kwartałach br. przekroczyły 17 mln zł, Letę i Tonsil, a także Polar. Walne zgromadzenie Lety 12 listopada br. zadecyduje o dalszym istnieniu spółki.

Jej sytuacja jednak jest inna, niż w przypadku Stalexportu i Próchnika - to zarząd Lety złożył wniosek o upadłość spółki.

Inwestor nie zawsze potrzebny

Mimo że wymieniany na liście potencjalnych bankrutów, nie bez szans na przetrwanie jest Tonsil. We wrześniu zostało zatwierdzone postępowanie układowe z wierzycielami, na grudzień br. spółka planuje kolejną emisję akcji, z której część wpływów zostanie przeznaczona na restrukturyzację zadłużenia. Z firmy nie zamierza wyjść jego główny akcjonariusz - Tohoku Pioneer Electronics.

Analitycy przyznają, że inwestor branżowy dla spółki pogrążonej w kryzysie może okazać się jedyną deską ratunku (tak stało się przed kilku laty z firmami branży spożywczej), może być jednak również źródłem kłopotów. Przekonał się o tym Polar, którego inwestor - francuski Brandt - nie tylko nie uzupełnił oferty polskiej spółki, lecz z nią konkurował, a ostatnio sam stał się bankrutem.

Na polskim rynku są również i takie firmy, które nie zniknęły z rynku dzięki własnej pomysłowości. Firmy cukiernicze Wawel i Mieszko stnęły na krawędzi bankructwa po kryzysie rosyjskim, jednak obecnie wyszły na prostą.

Sądzę jednak, że mimo wszystko będą szukały inwestora branżowego - powiedział PG Andrzej Łucjan, analityk BM BPH. Poszukiwania te nie będą jednak związane z widmem bankructwa, lecz z perspektywą integracji z UE, a tym samym wzrostem konkurencji.

KOMENTUJE DLA PG

SERGIUSZ GÓRALCZYK doradca inwestycyjny Erste Securities Polska

Spółki stojące obecnie na krawędzi bankructwa miały problemy, kiedy wzrost PKB był wyższy. Nic więc dziwnego, że dzisiaj - gdy dynamika wzrostu PKB osłabła - ich sytuacja jeszcze się pogorszyła. Warunki gospodarcze stały się trudniejsze, nie ma więc żadnych powodów, by wiodło się im lepiej. Dopóki nie będzie ożywienia gospodarczego, będziemy mieć do czynienia z widmem bankructw. Firmy są w stanie wytrzymać chwilową dekoniunkturę, natomiast gdy trwa ona dłużej - już nie. Lepiej przez kryzys przechodzą te spółki, które są w stanie utrzymać swoją działalność podstawową - np. zajmujące się dostarczaniem wody czy energii; dekoniunktura uderza natomiast bardziej w firmy zajmujące sie produkcją dóbr luksusowych, dlatego kryzys w gospodarce oznacza zwykle kłopoty dla deweloperów czy fabryk samochodów i ich kooperantów.

Prawo i Gospodarka
Dowiedz się więcej na temat: Na krawędzi | kryzys | kłopoty | bankructwa | firmy | sytuacja | analitycy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »