Polacy polubili latanie jak Himilsbach i Maklakiewicz

Polacy polubili latanie jak Himilsbach i Maklakiewicz z "Wniebowziętych". W ub.r. krajowe lotniska odprawiły 11 mln pasażerów. Za 20 będzie ich ponad 60 mln.

Polska jest najszybciej rozwijającym się rynkiem przewozów lotniczych na świecie. W pustym polu zostawiamy nawet Chińczyków i Hindusów, którzy też latają na potęgę. Liczba podróżnych rośnie u nas w tempie 32 proc. rocznie, a tendencja wzrostowa - przy nieco mniejszej już dynamice - utrzyma się jeszcze przez najbliższe lata.

Szybki rozwój rynku przewozów pasażerskich najlepiej widać na przykładzie lotniska w podkrakowskich Balicach, gdzie jeszcze pięć lat temu przylot samolotu był dla miejscowej ludności był sporym wydarzeniem. Dzisiaj port obsługuje samoloty kilku linii lotniczych. W 2000 r. przez Balice przewinęło się pół miliona pasażerów. Rok temu było ich już przeszło trzy razy więcej.

Reklama

To jednak wciąż mało, jeśli porównamy się z innymi krajami Europy. W piątek odbyła się w Krakowie konferencja "Balice motorem rozwoju Małopolski", podczas której zaprezentowano materiały porównujące ruch lotniczy w innych miastach o zbliżonej wielkości. Przykładowo lotnisko w Geronie przyjęło w ub.r. 3 mln osób, jeszcze więcej podróżnych przewinęło się przez terminal w Ciampino (3,1 mln), nie mówiąc już o Pradze, do której przyleciało ponad 9 mln osób.

Polskim miastom daleko do takich wyników. O tym co powinniśmy zrobić, żeby jak najszybciej zmniejszyć dystans dzielący nas od reszty Europy rozmawiamy z przedstawicielami tanich linii lotniczych, dzięki którym liczba przewozów rośnie dynamicznie od dwóch lat.

INTERIA.PL: Niedawno szef Ryanaira podczas wizyty w Polsce wzywał rząd, żeby pozwolił rozwijać się małym, regionalnym lotniskom. Dlaczego linie niskokosztowe kładą tak duży nacisk na rozwój prowincjonalnych portów lotniczych?

Juliusz Komorek, Ryanair: Tradycyjne linie lotnicze latają do centralnie położonych lotnisk i dopiero stamtąd wysyłają małe samoloty do mniejszych lotnisk. Jeśli ktoś nie mieszka w Warszawie, to do innych miast w Europie może dostać się tylko lotem łączonym. My przewozimy pasażerów bezpośrednio do regionów, albo łączymy regiony ze sobą. Latamy np. z Leverpoolu do Krakowa. W dawnych czasach na pokonanie tej trasy trzeba było zarezerwować trzy loty: z Liverpoolu do Londynu, z Londynu do Warszawy i dopiero stamtąd do Krakowa.

Dawniej latanie było przywilejem zamożnych ludzi. Latał główne biznes, czasem ludzie z jakichś nagłych powodów musieli szybko dotrzeć do odległego miejsca. Dzisiaj za niewielkie pieniądze można polecieć sobie na mecz do Liverpoolu bezpośrednio z Krakowa.

Eryk Kłopotowski, SkyEurope: Tradycyjne linie lotnicze nigdy nie widziały potencjału drzemiącego w regionach. Tymczasem na obszarze położonym 100 km wokół Krakowa mieszka 7 mln ludzi. Do tego dochodzi fakt, że przeciętny Polak podróżuje samolotem raz na trzy lata, natomiast mieszkańcy "starej Europy" latają samolotami średnio dwa razy w ciągu roku. Mamy spore zaległości do nadrobienia i rzeczywiście odrabiamy tą lekcję w przyspieszonym tempie. Polska jest najszybciej rozwijającym się rynkiem lotniczych przewozów pasażerskich. Rozwijamy się szybciej niż Chiny, Indie, niż ktokolwiek inny na świecie. To jest zasługa lotnisk regionalnych, które co roku notują kilkuset procentowy wzrost liczby odprawionych i przyjętych pasażerów.

Iza Bogus, Centralwings: Wejście tanich linii lotniczych do Polski to jest koniec dominacji warszawskiego lotniska. Oczywiście Balice, czy lotniska w Gdańsku, Wrocławiu funkcjonowały już wcześniej, ale pełniły marginalną rolę. Tanie linie lotnicze "otworzyły" Europę dla Polaków. I odwrotnie: Europa zaczęła latać do nas. Do Krakowa przyjeżdżają tłumy turystów, coraz popularniejszy robi się Wrocław. Myślę, że wkrótce boom dotrze do Gdańska, a potem do innych miast. Europa jest w okresie wzrostu , ludzie mają pieniądze na to żeby latać, zwiedzać i konsumować. Polska jest dla nich krajem ciekawym. Nasze agencje PR, które mamy we Włoszech, Wielkiej Brytanii czy w Irlandii mówią nam, że Polska jest modna, że każda informacja o Polsce się sprzeda, ponieważ jesteśmy w Unii, turyści czują się bezpiecznie i uważają, że to jest kraj do którego można bez obaw lecieć.

Jak na razie lotniska mają tylko większe miasta. A co z mniejszymi ośrodkami: Bydgoszczą, Lublinem. Czy tam opłaca się latać tanim liniom?

Juliusz Komorek: Oczywiście, że się opłaca. W każdym z tych miast, razem z przyległościami, mieszka po 2 mln ludzi. To liczba trudna do przecenienia.

Co trzeba zrobić, żeby siatka lotnisk była bardziej rozbudowana niż obecnie?

Juliusz Komorek: Polski rynek był całkowicie nieprzygotowany na wejście do Unii Europejskiej. Lotniska nie zostały wyposażone w niezbędną infrastrukturę. W Polsce mamy tylko jedno lotnisko, które ma trzecią kategorię lądowania, podczas gdy powinno ich być co najmniej osiem. W ogóle mamy za mało lotnisk. Brakuje ich przede wszystkim w północno-zachodniej części kraju.

Co trzeba zrobić? Trzeba rozwinąć kilka dodatkowych lotnisk, np. w Białymstoku, Szczytnie. Brakuje lotniska w okolicach Lublina, możliwe, że kolejne mogłoby powstać między Kielcami a Radomiem.

Ile docelowo może powstać lotnisk?

Juliusz Komorek: Powinno być około 15. Przynajmniej tyle. Weźmy przykład Hiszpanii, gdzie jest 40 lotnisk międzynarodowych, przy takiej liczbie ludności, jak w Polsce.

Co jest główną przeszkodą w rozwoju sieci lotnisk?

Juliusz Komorek: Inwestycjom nie sprzyja struktura własnościowa lotnisk. Polskie Porty Lotnicze mają udziały praktycznie w każdym lotnisku, a w wielu decydujący głos należy do PPL. Tymczasem lotniska muszą konkurować między sobą. To nie jest klub kolegów, którzy dogadują się, kto gdzie i kogo przyjmie. Lotniska muszą ze sobą walczyć o przewoźników. Wtedy będą obniżały ceny, przyciągały linie lotnicze i - w konsekwencji - będą miały pieniądze na inwestycje. Musimy też pamiętać o tym, że lotniska konkurują nie tylko na gruncie krajowym, w Polsce, ale z lotniskami w Hiszpanii i we Francji. Moja linia kilka dni temu otworzyła swoją bazę w Marsylii, a równie dobrze mogła ulokować się w Krakowie.

Eryk Kłopotowski: Jest jedna rzecz, którą powinien zrobić polski rząd, jeżeli chodzi o lotnictwo - otworzyć ten rynek, uwolnić konkurencję.

A dokładniej?

Eryk Kłopotowski: Chodzi o to, by rząd się po prostu nie wtrącał. Zmiana struktury własności, o czym wspomniał Julian, naprawdę załatwi sprawę. Konkurencja i wolny rynek sam zadecyduje, jakie lotnisko powinno być czynne i jakie linie lotnicze dane lotnisko może przyciągnąć.

Izabela Bogus: Swoją lekcję do odrobienia mają też lokalne samorządy. Władze miast i portów lotniczych zachęcają nas: "przyjdźcie do nas" natomiast zapominają, że taka inwestycja wymaga także zaangażowania z ich strony, np. poprzez zapewnienie odpowiedniej infrastruktury. Poważnym problemem jest brak mechaników w polskich portach. W Krakowie, Gdańsku jest jeszcze nieźle, bo fachowcy są na miejscu, ale w innych miastach ich nie ma. Jeśli nasz samolot zepsuje się w Katowicach. to wysyłamy taksówką mechaników z częściami z Warszawy i Krakowa. Często są to bardzo drobne usterki, które jednak, zgodnie z procedurami, musi usunąć certyfikowany mechanik.

Rozmawiał: Eugeniusz Twaróg

Konferencję "Balice motorem rozwoju Małopolski" zorganizowało Starostwo Powiatowe w Krakowie. Patronat medialny objęła m.in. INTERIA.PL.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kraków | linie lotnicze | lotniska | lotnisko | Lotnisko Balice
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »