Prywatyzacja w dołku

Kończy się rok, a udane prywatyzacje można w Polsce policzyć na palcach. Według ostatnich informacji Ministerstwa Finansów, w okresie pierwszych dziesięciu miesięcy 2003 r. przychody z prywatyzacji, które posłużyły sfinansowaniu deficytu budżetowego ukształtowały się na poziomie 1,498 mld złotych, czyli zaledwie 20,2 proc. zaplanowanych przychodów.

Kończy się rok, a udane prywatyzacje można w Polsce policzyć na palcach. Według ostatnich informacji Ministerstwa Finansów, w okresie pierwszych dziesięciu miesięcy 2003 r. przychody z prywatyzacji, które posłużyły sfinansowaniu deficytu budżetowego ukształtowały się na poziomie 1,498 mld złotych, czyli zaledwie 20,2 proc. zaplanowanych przychodów.

Biorąc pod uwagę podobną sytuację w roku 2002, kiedy zrealizowano tylko 33 proc. zaplanowanych przychodów, natomiast w 2001 r. było to 64 proc., widać, że proces prywatyzacji jest coraz gorzej realizowany w naszym kraju.

Wielu analityków uważa, że proces prywatyzacji został zahamowany przez obecny rząd lewicowy. Jednocześnie kolejni członkowie rządu odpowiedzialni za prywatyzację dali do zrozumienia, że ich zdaniem nie trzeba prywatyzować za wszelką cenę. Przedstawiciele tego samego rządu mówili też o tym, że należy dążyć do kontynuacji procesu prywatyzacji i doprowadzić do analogicznej sytuacji jak w krajach UE, gdzie udział państwa w gospodarce waha się w granicach 15 - 20 proc.

Reklama

Jeśli polski rząd miałby kontynuować prywatyzację, powstaje pytanie co ma do zaoferowania? Zanim padnie odpowiedź na to pytanie należy uświadomić sobie jak obecnie wygląda proces prywatyzacyjny na świecie. Pod koniec lat 90. dokonano kilku dużych prywatyzacji na międzynarodową skalę, w szczególności w telekomunikacji, bankowości i ubezpieczeniach oraz ogólnie rozumianej dziedzinie IT. Jednocześnie większość konglomeratów działających na świecie w produkcji czy przerobie surowców popadło w tarapaty, zbankrutowało lub stało się przedmiotem przejęcia (np. koreański koncern Daewoo). Z drugiej strony te prywatyzacje, które doszły do skutku teraz powinny przynosić zyski nowym właścicielom, a na to niestety trzeba trochę czasu. Brakuje więc na rynku dużych podmiotów, które nie mają znacznych obciążeń kredytowych i mogłyby wyłożyć duże środki na zakup prywatyzowanych polskich firm.

Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że proces prywatyzacji w Polsce był w latach 90. bardzo intensywny. W związku z tym większość "łakomych kąsków" zostało już sprzedanych, a te które pozostały pochodzą najczęściej z mało atrakcyjnych sektorów gospodarki. Zostały też molochy takie jak PKP, PKO BP, PZU, firmy z sektora ciężkiej chemii, energetyki, hutnictwa czy górnictwa. Są to firmy posiadające zawiłe struktury, wymagające głębokiej restrukturyzacji, która powinna obejmować między innymi doprowadzenie do działania w dziedzinie core business oraz do zmniejszenia ilości zatrudnionych osób. Potem należałoby poprawić działania marketingowe i sprzedażowe, celem poprawienia rentowności. Tylko takie przedsiębiorstwa, które cechują się dobrym standingiem finansowym oraz wykazujące dobrą rentowność mogą być przedmiotem udanej prywatyzacji. Wiele wskazuje na to, że proces prywatyzacji w nadchodzącym roku będzie bardzo powolnym procesem. Będzie oczywiście postępował w miarę, jak decydenci zdadzą sobie sprawę, że "chorymi" przedsiębiorstwami, bez uprzedniego jego uzdrowienia, nie są zainteresowani ani inwestorzy krajowi, ani zagraniczni.

WGI Dom Maklerski SA
Dowiedz się więcej na temat: dołek | prywatyzacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »