Rekordowa liczba nielegalnych stacji

185 tys. pojazdów dopuściły do ruchu nielegalnie działające stacje kontroli pojazdów (SKP). Jak powiedział rzecznik prasowy NIK Paweł Biedziak, kontrolę przeprowadzono w ubiegłym roku, a dotyczyła lat 2006, 2007 i I kw. 2008.

Często zatrudniani są pracownicy karani za fałszowanie wpisów lub podejrzani o to. W powiecie zamojskim i łomżyńskim 90 proc. stacji działo bez pozwolenia - ujawniła w środę Najwyższa Izba Kontroli. Kontrolerzy sprawdzali, jak wygląda nadzór nad badaniami technicznymi pojazdów w 52 powiatach i miastach. Raport z kontroli został przesłany do Komendy Głównej Policji oraz Centralnego Biura Antrykorupcyjnego - powiedział PAP Biedziak.

Kontrolerzy ujawnili, że w 75 proc. badanych powiatów i miast funkcjonowały stacje kontroli, które działały na stałe lub przez pewien czas bez podstawowego dokumentu wymaganego przez prawo: poświadczenia wydanego przez Transportowy Dozór Techniczny. Dokument ten potwierdza, że stacja kontroli ma właściwe wyposażenie i warunki do wykonywania badań.

Reklama

Rekordziści radzili sobie bez niego przez cztery lata. Tylko w Warszawie, w latach 2006-2008, działały bez poświadczenia 24 stacje kontroli (ponad 30 proc. z ogółu istniejących). Wykonały w tym czasie ponad 37 tysięcy badań diagnostycznych. Ujawnione przez NIK nielegalnie działające SKP zarobiły za dopuszczenie do ruchu ponad 185 tysięcy pojazdów blisko 19 milionów złotych.

Biedziak poinformował PAP, że w raporcie wysłanym do KGP i CBA izba wskazuje trzy "nowe" obszary korupcjogenne związane z kontrolą techniczną pojazdów.

Chodzi o wydawanie uprawnień kandydatom na diagnostów, zatrudnienie na tych stanowiskach osób prawomocnie skazanych i kontrolę stacji przez powiaty - wyjaśnił rzecznik NIK. Dodał, że do tej pory przypadku korupcji stwierdzano przy okazji kontaktów kierowców z diagnostami.

Izba stwierdziła, że w 30 proc. badanych powiatów starostowie naruszali prawo przy nadawaniu uprawnień diagnostom. Nie wykazywali także aktywności w cofaniu tych uprawnień diagnostom, którzy złamali prawo w zakresie badań technicznych.

Izba miała zastrzeżenia do kontroli przeprowadzonych przez starostów w SKP. W ponad 1/4 zbadanych powiatów były one prowadzone powierzchownie i nie obejmowały kluczowych zagadnień związanych z dopuszczaniem pojazdów do ruchu.

NIK stwierdziła, że stacje zatrudniają osoby karane lub podejrzane o poświadczenie nieprawdy (o sprawności rzeczywiście niesprawnego pojazdu) w dowodach rejestracyjnych lub przyjmowanie łapówek w zamian za tego rodzaju usługę. Osoby takie były zatrudnione w blisko połowie skontrolowanych powiatów.

Rekordową liczbę nielegalnych stacji (względem wszystkich działających na danym terenie) ujawniono w powiatach łomżyńskim i zamojskim (dziewięć na dziesięć SKP). W łosickim było ich siedem (na osiem SKP), w konińskim dziesięć na 12 SKP, a w elbląskim i siedleckim dziewięć na 11 SKP.

Według Pawła Biedziaka z powodu braku centralnej ewidencji stacji diagnostycznych, policjant kontrolujący dokumenty pojazdu nie jest w stanie stwierdzić, czy wystawiła je stacja działająca legalnie, czy nie. Jedyną możliwością weryfikacji takiego dokumentu byłoby udanie się do SKP i skontrolowanie jej - powiedział Biedziak.

Z danych izby wynika, że w Polsce funkcjonuje ok. 3,5 tysiąca stacji kontroli, w których pracuje ponad 9 tysięcy diagnostów. Okresowym badaniom technicznym rocznie podlega około kilkanaście milionów pojazdów. Do stacji kontroli wpływa z tego tytułu około 2 mld złotych.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »