Różnorodność i ostrożność

Komisja Nadzoru Bankowego wydała w tym roku już trzy licencje na prowadzenie banków, ale nie oznacza to większej przychylności nadzoru dla otwierania nowych banków w Polsce.

Komisja Nadzoru Bankowego wydała w tym roku już trzy licencje na prowadzenie banków, ale nie oznacza to większej przychylności nadzoru dla otwierania nowych banków w Polsce.

Zapraszanie dziennikarzy na wręczenie licencji na prowadzenie banku w Polsce nie było do tej pory w zwyczaju NBP. Dla Banku of Tokyo-Mitsubishi zrobiono jednak wyjątek - wręczenie dokumentu odbyło się w świetle jupiterów. Rodzi się więc pytanie, czy jest to oznaka większej otwartości polskich władz dla zagranicznych inwestorów w sektorze finansowym? W końcu to już trzecia licencja w tym roku. Wcześniej zgody na otworzenie banków w Polsce dostały Mitteleuropaeische Handelsbank z Frankfurtu nad Menem oraz Svenska Handelsbanken. Czy teraz kto tylko zechce dostanie od Komisji Nadzoru Bankowego zgodę na otwarcie w Polsce swojej spółki-córki albo - czego oczekują niektórzy inwestorzy - oddziału? Raczej nie.

Reklama



Interesują się



Prezes NBP Leszek Balcerowicz jest przekonany, że najwięksi już u nas są. Mieliśmy ogromną falę zainteresowania Polską i polskim systemem bankowym. Dzięki temu został on w znacznej mierze zreformowany. Mamy w polskim systemie bankowym przedstawicieli wielkich instytucji finansowych z wielu krajów świata. Jest różnorodność, ale różnorodność poważnych instytucji, dzięki czemu polski system bankowy zyskał solidność i został odseparowany w bardzo dużym stopniu od polityki, co służy podejmowaniu dobrych decyzji inwestycyjnych - powiedział dziennikarzom Balcerowicz po wręczeniu licencji BoTM.

Bank z Japonii tę różnorodność wzbogaca. Dotychczas tamtejsze instytucje finansowe trzymały się od Polski z daleka (istniejący u nas Toyota Bank to bank samochodowy o specyficznym charakterze).

Zarówno według Leszka Balcerowicza jak i Wojciecha Kwaśniaka, generalnego inspektora nadzoru bankowego, zainteresowanie zagranicznych banków inwestycją w Polsce jest nadal duże. W tej chwili rozpatrywane są kolejne dwa wnioski o udzielenie licencji bankowych.

Zainteresowanie zagranicznych instytucji polskim rynkiem polega jednak w większości na szukaniu okazji do przejęcia istniejącego banku i jego udziału w rynku. Ci inwestorzy, którzy złożyli wnioski o licencje, również zastanawiają się nad kupnem istniejących banków.



Jak było



Na początku lat 90. mieliśmy niemal całkowite otwarcie polskiego rynku bankowego nie tylko na krajowych, ale również na zagranicznych inwestorów. Pierwsze banki, które zainteresowały się Polską, kuszono nawet ulgą podatkową do wysokości wniesionego kapitału. Warunkiem było rozpoczęcie działalności operacyjnej jeszcze w 1991 r. Udało się to sześciu zagranicznym bankom (były wśród nich m.in Citibank, Raiffeisen, ING, Creditanstalt). W następnych latach wejście na polski rynek było już znacznie trudniejsze, często wręcz niemożliwe. Zmiana nastąpiła po ujawnieniu na przełomie 1992/93 r. kryzysu w sektorze bankowym. Zablokowanie tworzenia zagranicznych banków od podstaw miało z jednej strony nie zaostrzać konkurencji wobec uginających się pod ciężarem złych kredytów banków krajowych, a z drugiej - nastąpiło, gdy rozpoczynała się prywatyzacja. Wszyscy wnioskodawcy nie tylko stawali przed większymi wymaganiami dotyczącymi kapitału założycielskiego, ale również byli nakłaniani do udziału w prywatyzacji państwowych banków albo do przejmowania znajdujących się w kłopotach banków założonych po 1990 r. Ten drugi proces był zamierzony jako sposób ochrony oszczędności gospodarstw domowych złożonych w tych bankach - napisał Ryszard Kokoszczyński, wtedy jeszcze wiceprezes NBP, w krótkiej pracy na temat konsolidacji polskiego sektora bankowego, opublikowanej w sierpniu na stronach internetowych Banku Rozliczeń Międzynarodowych.

Mówiąc wprost, od 1993 do 1997 r. każdy inwestor zainteresowany jakimkolwiek wejściem na nasz rynek był zmuszany do wykupienia najpierw przepustki - wniesienia swoistego haraczu na rzecz krajowych banków przeżywających kłopoty. Uczyniono tylko jeden wyjątek, przyznając licencję dla banku BNP?Dredner (wówczas była to spółka niemiecko-francuska, ostatnio BNP wykupił akcje Dresdner). Powszechnie sądzono, że była to nagroda za przychylność Dresdner Banku w sprawie redukcji polskiego zadłużenia wobec wierzycieli prywatnych.

Fakt, że wejście na krajowy rynek bankowy przez kilka lat nie było łatwe, mógł wspomagać ministerstwo skarbu w finalizacji dużych umów prywatyzacyjnych. Choć w praktyce polityka licencyjna akurat w tym wypadku nie miała większego wpływu, bo bankom, które chciały mieć charakter niszowy, uczestnictwo w przetargach prywatyzacyjnych specjalnie nie było potrzebne. Z kolei tym, którzy nastawiali się na błyskawiczne uzyskanie udziału w rynku, nic nie dawało czekanie na licencję i budowanie banku od podstaw.

Byli i tacy, którzy spróbowali jednego i drugiego. Dzisiejszy HypoVereinsbank dostał kilka lat temu nawet dwie licencje - dla spółek-córek istniejących wówczas dwóch banków, Hypo-Banku i Vereinsbanku. Sposób uzyskania tych licencji również był modelowy. Hypo zapłacił za swoją dokapitalizowaniem Wielkopolskiego Banku Rolniczego, którego kłopoty kończą się właśnie z przejęciem go przez ING BSK, zaś Vereinsbank ? kupnem za symboliczną złotówkę Megabanku. Połączony HypoVereinsbank wziął zaś skutecznie udział w przetargu na akcje sprzedawanego przez państwo Banku Przemysłowo-Handlowego (a z czasem stał się również właścicielem Powszechnego Banku Kredytowego, w wyniku przejęcia Banku Austria, inwestora strategicznego PBK).



Nie tylko z Litwy



Teraz prywatyzacja banków już się skończyła. Ostatnie cztery z pełnym lub dominującym udziałem państwa mają - zgodnie z zaleceniem jeszcze poprzedniego Sejmu - pozostać w gestii państwa lub krajowych inwestorów. Takie banki, jak BoTM, mają zresztą inne motywy rozpoczęcia działalności w Polsce. Polska jest największym krajem w Europie Środkowowschodniej i dysponuje w tym regionie największym potencjałem wzrostu, a w niedalekiej przyszłości stanie się członkiem Unii Europejskiej. Poza tym w Japonii obserwujemy coraz żywsze zainteresowanie Polską, a prawie wszystkie firmy japońskie inwestujące w Polsce są klientami Bank of Tokyo-Mitsubishi - mówił odbierając licencję Haruo Kimura, prezes europejskiej filii banku, który będzie szefem rady nadzorczej polskiej spółki-córki japońskiego banku. Jak ujawniła, powołując się na nieoficjalne informacje, "Rzeczpospolita", Japończycy początkowo starali się o zgodę nadzoru na utworzenie tylko oddziału. Teraz będą mieli regularny bank z kapitałami o równowartości 30 mln euro.

Zresztą również o otwarcie oddziału występował najpierw MHB Bank Polska, w trzech czwartych należący obecnie do Norddeutsche Landesbank, ale i w tym przypadku nadzór szybko wyperswadował bankowi tę formę, zmuszając go do zmiany wniosku na bank-spółkę akcyjną.

Dlaczego w Polsce nie powstają oddziały zagranicznych banków, a wręcz przeciwnie - niedawno holenderski ING przyłączył swój warszawski oddział do Banku Śląskiego - Nieoficjalnie wiadomo, że nadzór nie dopuszcza do powstawania oddziałów, gdyż są one dla niego mniej przejrzyste niż banki-spółki, tym samym nadzór ma mniejsze możliwości oddziaływania na oddział. Zdaniem szefa nadzoru bankowego, powstawanie nowych oddziałów zagranicznych banków byłoby możliwe, gdyby polskie władze nadzorcze miały podpisane porozumienia o wymianie informacji z zagranicznymi nadzorami. W tej chwili takie porozumienie jest podpisane tylko z Litwą, ale jak wynika z deklaracji szefa GINB, z większością partnerów zachodnich jesteśmy mocno zaawansowani w rozmowach. Wojciech Kwaśniak podkreśla przy tym, że spory wpływ na kształt tych porozumień będzie mieć najnowsza nowelizacja ustawy Prawo bankowe, nawiązująca do rekomendacji Komitetu Bazylejskiego ds. Nadzoru Bankowego, która ma ułatwić współdziałanie między poszczególnymi nadzorami w szerszym zakresie. Woleliśmy poczekać, aby podpisać szersze porozumienie, niż takie, które miałoby tylko ograniczony charakter - mówi Kwaśniak.



Otwartości nie przybyło



Ale podpisanie porozumień z nadzorami z krajów Europy Zachodniej raczej nie doprowadzi do fali organizowania oddziałów zagranicznych banków w Polsce. Większość banków globalnych już przecież jest w Polsce. Trudno zaś spodziewać się wniosków ze strony mniejszych inwestorów. Poza tym polityka Komisji Nadzoru Bankowego, a przed jej powstaniem NBP, zawsze była taka, by prowadzić do wzmocnienia systemu bankowego, nawet kosztem poszczególnych interesantów, próbujących znaleźć u nas miejsce dla siebie. Dla nadzoru powstanie nowego banku oznacza bowiem rozdrobnienie systemu, a - jak deklaruje szef GINB - my zawsze byliśmy za pewną konsolidacją.

Chociaż Leszek Balcerowicz jest określany jako zdecydowany liberał, to pod jego wpływem bardzo ostrożna polityka licencjonowania banków najwyraźniej się nie zmieni. Co prawda za jego prezesury bank centralny dał już trzy licencje na otwarcie nowych banków, to dwie z nich przyznano w pierwszych tygodniach jego kadencji. Nowy prezes usankcjonował więc działania nadzoru kontrolowanego przez swoją poprzedniczkę.

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: polityka | bank | Leszek Balcerowicz | nadzór | ing | licencje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »