Skok z samorządu do rządu

Dziś wchodzą w życie przepisy, które krytykuje opozycja, niektórzy członkowie Rady Służby Cywilnej, Fundacja Batorego.

Dziś wchodzą w życie przepisy, które krytykuje opozycja, niektórzy członkowie Rady Służby Cywilnej, Fundacja Batorego.

Ustawę z dnia 10 marca 2006 r. o zmianie ustawy o pracownikach samorządowych, ustawy o Najwyższej Izbie Kontroli oraz ustawy o służbie cywilnej (Dz.U. nr 49, poz. 483) zaskarżyła już do Trybunału Konstytucyjnego Platforma Obywatelska

Przenoszenie ponad prawem

Nowela umożliwia przenoszenie pracowników samorządowych oraz NIK do urzędów administracji rządowej podległych ustawie o służbie cywilnej bez konieczności przeprowadzania jawnej rekrutacji. - Tym samym narusza konstytucyjną zasadę równego dostępu obywateli do służby cywilnej - tłumaczy prof. Marek Rocki, członek Rady Służby Cywilnej. Instytucja przeniesienia uniemożliwi też rzetelne i politycznie neutralne wykonywanie zadań państwa przez urzędy administracji, ponieważ pozwala na wejście do korpusu sc osób pracujących w samorządach czy NIK jako sekretarki, kierowcy, sprzątaczki.

Grażyna Czubek z Fundacji im. Stefana Batorego podkreśla, że nowela utrudni szefowi służby cywilnej zarządzanie kadrami. Szef straci bowiem kontrolę nad procedurami naboru, ponieważ przeniesień będzie dokonywać dyrektor generalny. Rząd uważa, że przeniesienia będą dokonywane, tylko gdy będzie przemawiał za tym szczególny interes służby cywilnej. - Dyrektor generalny będzie jednak podejmował decyzję samodzielnie, ponieważ nie musi wyjaśniać szefowi sc na czym ta szczególność polega - uważa prof. Rocki. Problemy stworzy też zastosowanie ustawy w praktyce.

Kłopotliwe przepisy

Funkcjonująca dotychczas w służbie cywilnej instytucja przeniesienia oznaczała szybką zmianę pracodawcy, ale bez zmiany warunków pracy. W ten sposób stanowisko mógł zmienić tylko ktoś, kto przeszedł procedurę naboru jednakową dla wszystkich urzędów, w których działa korpus sc. W efekcie z dnia na dzień pracownik departamentu legislacyjnego w Ministerstwie Sprawiedliwości mógł zostać przeniesiony do departamentu prawnego w Ministerstwie Edukacji.

- Jeśli miał umowę na czas nieokreślony, to otrzymywał taką samą w MS - tłumaczy Joanna Zych-Gorgosz, prawnik. Mianowany urzędnik samorządowy nie będzie mógł jednak zostać zatrudniony na takich samych warunkach w służbie cywilnej - dodaje Jan Pastwa, szef służby cywilnej. Z osobami podejmującymi po raz pierwszy pracę w służbie cywilnej zawiera się umowę na czas określony. Urząd Miasta Stołecznego Warszawy nie będzie rozwiązywał stosunku pracy z przenoszonym pracownikiem. - Prześlemy tylko jego akta osobowe do nowego pracodawcy - tłumaczy Ewa Serwańska z Biura Kadr i Szkoleń stołecznego urzędu. Dodaje jednak, że kto miał odejść do tzw. rządówki, już to zrobił. Od listopada w stołecznym ratuszu przestały pracować 194 osoby.

Otwarte konkursy

Nowelizacja wprowadza też przepis, zgodnie z którym przez 3 lata o 71 stanowisk dyrektorów generalnych i prawie 1700 dyrektorów departamentów i ich zastępców mogą ubiegać się członkowie korpusu służby cywilnej niebędący urzędnikami służby cywilnej. Oznacza to, że konkursy będą otwarte dla 120 tys. pracowników sc. W efekcie osoba przeniesiona, np. z urzędu marszałkowskiego, może zostać dyrektorem już po miesiącu pracy. Do dziś w konkursach mogli startować tylko urzędnicy mianowani, których jest ponad 3000, czyli dwa razy więcej niż stanowisk do obsadzenia.

Zdaniem prof. Marii Gintowt-Jankowicz, dyrektor Krajowej Szkoły Administracji Publicznej to zaledwie trzy tysiące osób, a prof. Marka Rockiego aż trzy tysiące. Eksperci dodają, że tak sformułowany przepis teoretycznie zabrania przez 3 lata startowania w konkursach urzędnikom mianowanym. Brakuje w nim bowiem słowa "również". Jednak w opinii prof. Michała Kuleszy z Uniwersytetu Warszawskiego można tak rozumować, ale tylko przy złej woli. Jego zdaniem taka interpretacja jest niemożliwa.

Rząd uważa, że chętnych do obejmowania dyrektorskich stanowisk jest za mało i dlatego przywrócił tzw. konkursy otwarte. Dotychczas jednak, jeśli dwukrotnie nie został wyłoniony kandydat albo stanowisko wymagało szczególnych umiejętności, szef sc mógł dopuścić do konkursu pozostałych pracowników. Od 1 lipca 2004 r., czyli od chwili gdy dostęp do wyższych stanowisk mają tylko urzędnicy służby cywilnej, szef sc otworzył ok. 130 z ponad 300 przeprowadzonych konkursów. Do 70 zgłosiło się po kilka osób, ale do 13 wciąż brakowało chętnych.

- Do pracy w administracji zniechęcają niskie wynagrodzenia, a obecnie także zawirowania polityczne - tłumaczy Jan Pastwa. Do 9 z 17 konkursów ogłoszonych w 7 numerze Biuletynu Służby Cywilnej, czyli po złożeniu do laski marszałkowskiej przez posłów PiS projektu ustawy znoszącej konkursy, nie zgłosił się ani jeden kandydat.

Nowelizacja skróciła też z 6 do 2 miesięcy czas trwania służby przygotowawczej. - W tak krótkim czasie rzetelne wdrożenie się do pracy w służbie cywilnej jest niemożliwe - uważa Jan Pastwa. Mimo to USC pracuje nad zmianą programu służby.

Reklama

Jolanta Góra

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: przeniesienia | służby. | rząd | otwarte | skok | rzad | krytykuje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »