Zdesperowani piloci mogą rozłożyć LOT na łopatki

Eskalacja sporu pracowników z zarządem w PLL LOT i brak dialogu wewnątrz firmy są przykładem fatalnego rozwiązywania konfliktów społecznych. Szczególnie, że dotyczy to ważnej spółki Skarbu Państwa. W jej przypadku rozjemcą może być premier, któremu LOT bezpośrednio podlega.

Niedobre jest to, że spór narastał od kilku lat. Był czas na rozjemstwo. Aż doszedł do punktu, w którym sięgnięto po ostateczną broń - zwolnienie grupy pracowników. W dodatku przed ważnym orzeczeniem sądu drugiej instancji, dotyczącym legalności referendum strajkowego.

Historia konfliktu

Pierwotną przyczyną sporu było jednostronne wypowiedzenie przez zarząd w 2013 roku, bez porozumienia ze związkowcami, regulaminu wynagradzania wprowadzonego w 2010 roku. Ówczesny zarząd, z prezesem Sebastianem Mikoszem (od 1 czerwca 2017 r. prezes Kenya Airways), tłumaczył takie działanie tym, że spółka stała na krawędzi bankructwa i chcąc skutecznie przeprowadzić restrukturyzację, musiała sięgnąć po taki sposób.

Reklama

Nowe, ramowe zasady w ocenie dwóch najliczniejszych związków zawodowych (spośród czterech działających) są gorsze. Wprowadziły też formę samozatrudniania personelu, z którą walczą bodaj wszyscy związkowcy. Ci z LOT postulowali zatem powrót do starych zasad oraz wypłatę zaległych świadczeń.

- Twierdzenie, że piloci i stewardesy są dobrym materiałem do samozatrudnienia, to raczej pomyłka w tej branży, o wymiarze międzynarodowym - ocenia Marek Serafin, redaktor prowadzący portal PTLT.pl. - Z drugiej strony już dawno trzeba było wyjaśnić granice koniecznych oszczędności w działalności spółki.

Wokół tych spraw toczyły się negocjacje, od stycznia 2016 roku już z udziałem nowego prezesa Rafała Milczarskiego. Zmieniono niektóre elementy regulaminu pracy, uzależniając np. wynagrodzenie nie od liczby godzin spędzonych w powietrzu, lecz od punktualności i regularności lotów, na co piloci nie zawsze mają wpływ, oraz od jakości obsługi pasażera. Znany był argument stewardes, że prezes każe im sprzątać ubikacje w samolotach...

W opinii np. przedstawicieli ZZ Pilotów Komunikacyjnych nowy prezes, w porównaniu do poprzedniego, przejawiał bardziej nieprzejednany styl współpracy ze stroną społeczną. Z czasem stała się ona, mówiąc oględnie, zła.

Eskalacja sporu

W argumentacji o powodach sporu strona społeczna dołożyła więc konieczność zmiany stylu zarządzania w spółce. Nie był to apel kierowany wyłącznie do prezesa, ale także do rady nadzorczej, a pewnie i premiera, bezpośrednio sprawującego nadzór właścicielski.

To zaogniło konflikt. Zaczęło się wzajemne obwinianie i wytykanie błędów, potknięć i zaniechań. Niewątpliwie był to nadal dobry czas na zewnętrzną interwencję. I można zakładać, że rozmowy na wysokim szczeblu odbywały się, także w sprawach społecznych, ale zarząd LOT od 2017 roku miał już twarde argumenty na swoją obronę, bo spółka wyszła z korkociągu.

Na wrzesień 2017 r. związki zawodowe zwołały referendum w sprawie strajku. Referendum się odbyło, choć zarząd spółki kwestionuje jego wyniki ze względu na kilka formalnych błędów. Związkowcy zapowiedzieli strajk na 1 maja 2018 roku. Odstąpili od niego, bowiem sąd rejonowy (I instancji) 29 kwietnia stwierdził, że strajk będzie nielegalny, a konsekwencje finansowe jego skutków poniosą związkowcy.

Natomiast 27 lipca Sąd Apelacyjny w Warszawie zdecydował o uchyleniu postanowienia sądu I instancji. Związkowy otrzymali silny argument i zapowiedzieli kolejne negocjacje z zarządem.

W miejsce tego zarząd zwolnił przewodniczącą ZZ Personelu Pokładowego Monikę Żelazik. Z informacji uzyskanych w LOT wynika, że chodziło o jej postawę, nawoływanie związkowców - m.in. na portalach społecznościowych - do agresji, padły słowa "o wzięciu w rękę butelki z benzyną". To zmobilizowało służby bezpieczeństwa na lotnisku, co z kolei podlega odpowiednim paragrafom i było podstawą zwolnienia.

Najnowszy rozdział

Do wcześniejszy postulatów strony społecznej doszedł nowy - walka o przywrócenie do pracy byłej przewodniczącej ZZPP. Tak doszło do zwołania strajku w październiku.

Zarząd LOT argumentował, że strajk będzie nielegalny, bo 21 września sąd okręgowy wydał zabezpieczenie, które jednoznacznie zakazuje związkom zawodowym przeprowadzenia jakiejkolwiek akcji strajkowej do czasu wyjaśnienia legalności referendum. To ma nastąpić 20 listopada.

W dodatku, argumentował zarząd LOT, że w najnowszej zapowiedzi strajku liderzy związkowi podają całkiem inny niż wcześniej powód strajku - zwolnienie z pracy Moniki Żelazik, które nastąpiło już kilka miesięcy temu. Podkreślił też, że do strajku nawołują dwa związki zawodowe (spośród sześciu działających spółce) i wezwał jednocześnie do "zaprzestania nawoływania pracowników do niezgodnych z prawem działań".

Doszło do strajku. Odpowiedzią zarządu było zwolnienie 67 pracowników. Jak wyjaśnia LOT, zwolnienia objęły te osoby, które odmówiły podjęcia pracy. (...)

Piotr Stefaniak

Więcej informacji na portalu wnp.pl

Dowiedz się więcej na temat: PLL LOT | Strajk w LOT
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »