Żeby posłowie nie spekulowali

Platforma Obywatelska chce uniemożliwić parlamentarzystom bezpośrednie inwestowanie na giełdzie. W przyszłości mieliby powierzać swój kapitał w zarządzanie funduszom inwestycyjnym albo lokować go w tzw. ślepych portfelach.

Posłowie i senatorowie mogą teraz swobodnie inwestować w dowolne papiery notowane na warszawskiej giełdzie. Muszą tylko raz w roku wypełnić oświadczenie majątkowe, w którym ujawnią m.in. stan swoich portfeli inwestycyjnych. "Smutne doświadczenia ostatniej kadencji pokazują, że to zły system" - uważa poseł PO Cezary Grabarczyk. "Trzeba więc stworzyć czytelny model, w którym to nie parlamentarzysta będzie decydował o inwestycjach kapitałowych w trakcie sprawowania mandatu, ale wyspecjalizowana firma powiernicza. Chodzi o to, żeby polityk nie tylko nie mógł decydować o tym, w jakie papiery inwestowane są jego pieniądze, ale nawet żeby tego nie wiedział. Ten warunek spełnia tzw. ślepy portfel. Jedyne, o czym decyduje inwestor, który wybiera takie rozwiązanie, to ustalana z góry strategia inwestycyjna. Ślepe portfele znajdują się w ofercie większości firm zarządzających cudzymi aktywami".

Reklama

Konieczne nowelizacje ustaw

Zdaniem C. Grabarczyka, ograniczenia powinny dotyczyć posłów, senatorów, premiera, ministrów, sekretarzy i podsekretarzy stanu, dyrektorów generalnych instytucji administracji rządowej, członków zarządów agencji państwowych, a także - być może - najwyższych przedstawicieli administracji samorządowej. "Ciągle pracujemy nad tą propozycją, więc i zakres zmian jest nadal do dyskusji" - wyjaśnia nam poseł Grabarczyk. "Może zakaz nie musi dotyczyć np. samorządowców".

Niezależnie od tego, jak głębokie miałyby to być zmiany, znowelizować trzeba będzie co najmniej dwie ustawy: o wykonywaniu mandatu posła i senatora oraz o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne (potocznie nazywaną ustawą antykorupcyjną). Cezary Grabarczyk uważa, że przy zmianie przepisów można się wzorować na regulacjach, jakim podlegają już np. członkowie zarządów GPW oraz pracownicy KPWiG.

Rygorystyczne zasady

Zgodnie z uchwałą Rady Giełdy członkowie zarządu muszą informować organ nadzorczy o wszystkich posiadanych i otwieranych rachunkach inwestycyjnych (łącznie z ich numerami). Nie mogą też dokonywać żadnych transakcji, których przedmiotem są papiery wartościowe lub instrumenty pochodne notowane na giełdzie. Takie operacje dozwolone są tylko "w szczególnie uzasadnionych przypadkach", przy czym każdorazowo zgodę na nie musi wyrazić prezes Rady Giełdy. "Dotychczas nie było ani jednego takiego przypadku" - wyjaśnił Dariusz Marszałek z biura prasowego GPW. "Jedyne, do czego mamy prawo, to posiadanie ślepego portfela. Takie rozwiązania stosuje się zresztą także na świecie" - powiedział Ryszard Czerniawski, wiceprezes GPW i dodał: "Ja takiego portfela nie mam".

Bez rachunku inwestycyjnego

Jeszcze surowsze przepisy obowiązują w KPWiG: "Zgodnie z uchwałą Komisji Papierów Wartościowych i Giełd z października 1999 r., żaden pracownik nie może prowadzić rachunku inwestycyjnego" - powiedział Przemysław Wasilewski, zastępujący rzecznika Komisji. Jedyny wyjątek stanowią inwestycje w fundusze, i to tylko te o charakterze długoterminowym. Chodzi o papiery dłużne skarbu państwa oraz jednostki uczestnictwa funduszy inwestycyjnych.

Koalicjanci się porozumieją?

Platforma Obywatelska dyskutuje o swoim pomyśle we własnym gronie. Na rozmowy z przyszłym koalicjantem, którym będzie zapewne Prawo i Sprawiedliwość, przyjdzie dopiero czas. Wiele wskazuje jednak na to, że PiS poprze inicjatywę. Ciepło wypowiada się np. posłanka Barbara Marianowska. Tadeusz Cymański podchodzi do niego z większą rezerwą: "To nie jest zły pomysł, bo wszystkie działania, które mają na celu ograniczenie wykorzystywania władzy są godne poparcia" - mówi. Jego zdaniem, to jednak nie wystarczy. Ograniczenia nałożone na polityków nie będą dotyczyć np. ich rodzin. Dlatego, zdaniem parlamentarzysty, jeszcze ważniejsza jest lustracja majątkowa i dochodowa. A tę PiS chce przeprowadzić.

Zagórny inwestorem-rekordzistą

Posłem, który najlepiej dotychczas wychodził na bezpośrednich inwestycjach giełdowych, był Rafał Zagórny z Platformy Obywatelskiej. Dziś, zgodnie z ostatnim oświadczeniem majątkowym z czerwca br., nie ma już żadnych akcji. Jeszcze kilka miesięcy temu miał jednak spory portfel. Jego wartość od 1 stycznia do chwili sprzedaży papierów wzrosła o ok. 150 tys. zł. W 2004 roku wartość jego akcji wzrosła o ponad 956 tys. zł, a w 2003 roku - o prawie 374,5 tys. zł.

Akcje do sprzedania

Co musieliby sprzedać niektórzy z obecnych posłów, gdyby obowiązywał zakaz bezpośrednich inwestycji w akcje: Andrzej Czerwiński (PO) - 15 akcji Orlenu; Piotr Gadzinowski (SLD) - 162 akcje ING BSK, 363 akcje Pekao, 2263 akcje PKO BP; Marek Jurek (PiS) - akcje NFI o wartości 27,6 zł

Janusz Lisak (Stronnictwo Gospodarcze) - akcje o wartości 39 tys. zł; Krystyna Łybacka (SLD) - 25 akcji TP, 74 akcje Banku Handlowego; Henryk Paździor (Mniejszość Niemiecka) - akcje (m.in. PKO BP) o wartości 89 tys. zł; Stanisława Prządka (SLD) - 845 akcji Pekao, 2500 akcji PKO BP; Krystyna Skowrońska (PO) - 5 akcji Krosna i 5 akcji Kabli; Tomasz Szczypiński (PO) - akcje o wartości 31,5 tys. zł (Dane: oświadczenia majątkowe posłów na zakończenie kadencji)

Bartłomiej Mayer

Parkiet
Dowiedz się więcej na temat: PKO BP SA | SLD | Prawo i Sprawiedliwość | zeby | GPW | Platforma Obywatelska | posłowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »