Zwycięstwo rządu Berlusconiego

Centroprawicowy rząd Silvio Berlusconiego otrzymał we wtorek poparcie obu izb parlamentu Włoch. W Senacie uzyskał wotum zaufania, zaś Izba Deputowanych zaledwie trzema głosami odrzuciła wniosek o wotum nieufności dla jego gabinetu.

Centroprawicowy rząd Silvio Berlusconiego otrzymał we wtorek poparcie obu izb parlamentu Włoch. W Senacie uzyskał wotum zaufania, zaś Izba Deputowanych zaledwie trzema głosami odrzuciła wniosek o wotum nieufności dla jego gabinetu.

W Senacie za wnioskiem o udzielenie wotum zaufania, złożonym przez partię Berlusconiego Lud Wolności głosowało 162 senatorów. Przeciwko było 135. Wynik ten był zgodny z przewidywaniami, ponieważ centroprawicowa koalicja, choć osłabiona w wyniku rozłamu, wciąż dysponuje tam większością głosów.

Do ostatniej chwili zagadką było to, jak zakończy się głosowanie nad wnioskiem o wotum nieufności dla rządu, o które wnioskowała centrolewicowa opozycyjna Partia Demokratyczna. Poparło go 311 deputowanych, a przeciw było 314.

Zdaniem komentatorów, choć głosowanie jest zwycięstwem Berlusconiego, to potwierdziło, że jego rząd został bardzo osłabiony w rezultacie rozłamu w koalicji i odejścia z Ludu Wolności grupy polityków skupionych wokół przewodniczącego Izby Deputowanych Gianfranco Finiego. Założyli oni ruch Przyszłość i Wolność, który przeszedł do opozycji i razem z centrolewicą domagali się dymisji premiera. W Senacie wstrzymali się od głosu, a w Izbie głosowali przeciwko rządowi.

Reklama

O tym, jak rząd został osłabiony w wyniku pęknięcia w centroprawicy świadczą wyniki poprzedniego głosowania nad wotum zaufania z 29 września tego roku. Wtedy w Izbie gabinet poparło 342 deputowanych.

Premier Berlusconi oświadczył po wtorkowym głosowaniu: "Jestem spokojny, tak, jak zawsze byłem". "Jadę do Europy znacznie silniejszy" - dodał odnosząc się do swego udziału w najbliższym szczycie UE.

Gmachy obu izb parlamentu, w których odbywały się głosowania, otoczone były przez ścisły policyjny kordon bezpieczeństwa. Tzw. czerwona strefa wokół Palazzo Montecitorio i Palazzo Madama została wprowadzona w związku z masową demonstracją studentów w centrum Wiecznego Miasta i obawami, że wymknie się ona spod kontroli, tak jak miało to miejsce przed dwoma tygodniami, gdy manifestanci podjęli próbę szturmu na budynki parlamentu. W chwili, gdy liczono głosy, w sąsiedztwie otoczonych gmachów doszło do gwałtownych starć studentów, protestujących przeciwko reformie szkolnictwa wyższego, a także anarchistów u ich boku z policją.

W Izbie Deputowanych, w związku z równym układem sił, trwała gorączkowa batalia o każdy głos i ogłoszono mobilizację wszystkich parlamentarzystów. Na głosowania przybyły trzy ciężarne deputowane, wśród nich dwie, przebywające na zwolnieniu z powodu zagrożenia ciąży. Giulia Bongiorno z ruchu Przyszłość i Wolność została przywieziona do auli na wózku inwalidzkim, a druga deputowana, także z tej grupy, Giulia Cosenza przyjechała karetką. Ciężarna Federica Mogherini z opozycyjnej Partii Demokratycznej przyszła na głosowanie, mimo że na wtorek ma wyznaczony termin porodu.

Głosowanie w izbie niższej poprzedziła bardzo nerwowa debata. Poważne napięcie wywołało wyjątkowo ostre wystąpienie lidera opozycyjnej partii Włochy Wartości Antonio Di Pietro. Polityk, były sędzia śledczy, który od lat jest najbardziej zagorzałym przeciwnikiem Berlusconiego, zaatakował go zarzucając mu, że "ucieka" i "ukrywa się" przed wymiarem sprawiedliwości.

"Chwali się pan, że jest najpopularniejszym liderem na świecie. To prawda, mówią o panu wszyscy i my się tego wstydzimy" - oznajmił przywódca Włoch Wartości.

W reakcji na jego coraz ostrzejsze słowa szef rządu wyszedł z sali obrad. W jego ślady poszli deputowani jego partii Lud Wolności.

"Uciekinierze Berlusconi, wstydzimy się za pana, kiedy jeździ pan za granicę" - kontynuował Di Pietro. Wyśmiał następnie "narcystyczne marzenia" premiera. Swe wystąpienie zakończył słowami: "Precz z tego parlamentu i z tego rządu". Premier powrócił, gdy Di Pietro skończył przemawiać.

Przywódca największej siły opozycji, Partii Demokratycznej Pier Lugi Bersani argumentował zwracając się do premiera: "Pan wie, że nie jest już w stanie zagwarantować stabilności rządu, każe pan krajowi zrobić jeszcze jedno okrążenie na tej starej karuzeli". "To nieodpowiedzialne" - mówił. Bersani wyraził przekonanie, że wtorek przybliża termin przyspieszonych wyborów.

Szef koła ruchu Przyszłość i Wolność, założonego przez Finiego, Italo Bocchino tłumacząc powody decyzji o głosowaniu za wotum nieufności stwierdził: "Niech pan uczy nas, jak się wzbogacić, ale nigdy jak walczyć z degeneracją polityczną".

"Kiedy my wychodziliśmy na ulice, by manifestować przeciwko komunizmowi, pan budował kamienice" - dodał Bocchino. Odparł stawiane przez Berlusconiego tej grupie oskarżenia o "zdradę". Wymienił następnie zarzuty pod adresem premiera, jakie znalazły się w ujawnionych przez portal Wikileaks depeszach amerykańskich dyplomatów, wyrażających między innymi zaniepokojenie jego bliskimi związkami z władzami Rosji.

Przewodniczący klubu Ludu Wolności w izbie niższej Fabrizio Cicchitto oświadczył zaś: "Co za szczęście, że istnieje Berlusconi, a gdyby go nie było, trzeba by go wymyślić". Wyraził przekonanie, że epoka obecnego szefa rządu nie skończyła się. Cicchitto skrytykował Gianfranco Finiego podkreślając, że "anomalią" jest to, że sprawuje on urząd przewodniczącego Izby Deputowanych w obecnej sytuacji politycznej. "Wykorzystuje pan swą rolę , wymagającą bezstronności, by zmieniać scenę polityczną, co prowadzi do poważnego braku równowagi" - mówił polityk koalicji.

Znacznie spokojniejszy przebieg miała przedpołudniowa debata w Senacie.

Anna Finocchiaro, stojąca na czele klubu Partii Demokratycznej oświadczyła zwracając się do premiera: "Pańska pozycja magnata stała się słabością, kryzys wybuchł w pana koalicji".

"Wpędził pan kraj, swój rząd, rządzącą większość w kryzys polityczny, trwający od miesięcy" - stwierdziła przedstawicielka największej siły opozycji. "Partia Demokratyczna prosi, aby dla dobra kraju podał się pan do dymisji" - powiedziała Finocchiaro.

Przewodniczący klubu Lud Wolności w Senacie Maurizio Gasparri argumentował, że nie ma alternatywy dla obecnego gabinetu i przypomniał jego osiągnięcia, przede wszystkim w walce z mafią. Po zwycięstwie w obu głosowaniach politycy koalicji zażądali, aby Gianfranco Fini ustąpił ze stanowiska przewodniczącego Izby Deputowanych.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: rząd | rzad | 'Wtorek' | wotum zaufania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »