W czym mieszkanie jest podobne do wina?

Im starsze, tym droższe. W tych kilku słowach mieści się główna zasada wyznawana zarówno przez osoby inwestujące w wino, jak i przez entuzjastów tego trunku. Czy podobna zasada obowiązuje na rynku nieruchomości?

Zdroworozsądkowe podejście do tematu może podpowiadać, iż najdroższe powinny być mieszkania, które mogą się pochwalić najkrótszą metryką. Dlaczego? Bo są one najbardziej przystosowane do potrzeb dzisiejszych lokatorów. Cechują się powierzchnią, liczbą i rozkładem pokoi, które najbardziej odpowiadają nie tylko poszukiwanym przez kupujących, ale i wynikającym z obowiązujących przepisów, standardom mieszkaniowym.

Jarosław Krawczyk z serwisu Otodom podkreśla, że "nieruchomości wznoszone we wcześniejszych okresach nie posiadają cech, które obecnie są najwyżej wyceniane na rynku. Dotyczy to zwłaszcza lokali mieszkalnych znajdujących się w budynkach, które powstawały od czasu zakończenia drugiej wojny światowej do 1990 roku. Były to budynki wznoszone w okresie innego systemu ustrojowo-gospodarczego, dopasowane do ówczesnych kanonów, możliwości i wykorzystywanej wówczas technologii budowalnej".

Reklama

Nie oznacza to oczywiście, że w takich budynkach nie da się dzisiaj mieszkać. Jednak usytuowane w nich lokale ze względu na różne mankamenty nie są wysoko wyceniane na rynku. Dobry przykład stanowią mieszkania na tzw. osiedlach z wielkiej płyty. Nie stoją one przecież dzisiaj opuszczone, są zamieszkiwane przez miliony Polaków. Agata Polińska z serwisu Otodom zaznacza, że "nie są to zdecydowanie topowe nieruchomości, jednak głównie ze względu na w miarę przystępne ceny stanowią popularną alternatywę dla nowego budownictwa. Zwłaszcza dla osób dysponujących nieco mniej zasobnym portfelem. Inaczej sprawa się ma, jeśli chodzi o nieruchomości mieszkaniowe zlokalizowane w jeszcze starszych budynkach, kamienicach. Lokale umiejscowione w takich odrestaurowanych obiektach potrafią osiągać nieraz naprawdę zawrotne stawki". Dotyczy to oczywiście mieszkań w budynkach znajdujących się w centrach największych miast. Zapewniają one z jednej strony prestiżową lokalizację, możliwość codziennego obcowania z zaklętą w murach historią, a z drugiej wysoki standard, przystosowany do warunków stawianych przez najbardziej wymagających lokatorów.

W Warszawie najdroższe mieszkanie dostępne obecnie na rynku, wyceniane przez obecnego właściciela na 12 mln zł, zostało oddane do użytkowania w 2007 roku. Reprezentuje więc segment najmłodszych lokali mieszkalnych. Na drugim miejscu znajduje się lokal pamiętający jeszcze czasy I wojny światowej. Najniższa cena w rozpatrywanym gronie przypadła lokum wzniesionemu między 1946 a 1969 rokiem. Podobna sytuacja ma miejsce we Wrocławiu. Mieszkanie z 2007 roku kosztuje 4,5 mln zł, z kolei druga lokata ze stawką wynoszącą blisko 2 mln zł przypadła w udziale nieruchomości pochodzącej z 1907 roku. Tak samo rzeczy mają się w Gdańsku oraz Poznaniu. A jak wygląda sytuacja w Krakowie, który przecież słynie ze swoich zabytków nie tylko wśród polskich, ale również i zagranicznych turystów? Można by zakładać, że w tym mieście najbardziej cenne będzie mieszkanie z pierwszego, najstarszego segmentu. Tak jednak nie jest. 8,5 mln zł, a więc najwyższą stawkę w stolicy Małopolski trzeba wyłożyć za nieruchomość ukończoną w 2015 roku. Najstarsze mieszkanie z ceną całkowitą na poziomie 3,95 mln zł znalazło się dopiero na trzecim miejscu.

Zaprezentowane podsumowanie jednoznacznie wskazuje, że w każdym z miast najdroższą nieruchomość stanowi lokal mieszkalny z najmłodszej grupy, wzniesiony już po 1990 roku.

Jarosław Mikołaj Skoczeń, Emmerson Realty

Emmerson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »