Edukacja: W Polsce powstały fabryki niewiele wartych dyplomów

W społeczeństwie pokutuje przekonanie, że wykształcenie zawodowe jest gorsze niż akademickie. Co zrobić, aby to zmienić?

System szkolnictwa jest kluczowy z punktu widzenia zasobów ludzkich stanowiących o sile gospodarki. W Polsce w latach 90. miało miejsce wygaszanie zasadniczych szkół zawodowych - głównie z powodu restrukturyzacji lub zamykania przedsiębiorstw prowadzących szkoły przyzakładowe.

Co gorsza, upadek PRL-u oznaczał deprecjację statusu robotnika i kształcącej go popularnej "zawodówki". Zamiast z nauką zawodu zaczęła się ona kojarzyć ze zsyłką, z przechowalnią dla tych mniej zdolnych. Nastąpił upadek etosu pracy fizycznej i rzemiosła. W zastraszającym tempie znikały placówki uczące fachu przyszłych hydraulików, masarzy, kucharzy, ślusarzy, spawaczy, murarzy czy mechaników samochodowych. Zasadnicze szkoły zawodowe ustąpiły miejsca prywatnym uczelniom wyższym.

Reklama

Ta teoretycznie chwalebna zmiana miała opłakane skutki: mnożące się w każdym powiecie prywatne szkoły wyższe stały się po prostu źródłem biznesu dla ich twórców i dorabiających tam wykładowców uczelni państwowych. Miały być przepustką do kariery dla spragnionych lepszego życia; stały się fabryką niewiele wartych dyplomów. Charakteryzują się niskim poziomem kształcenia, oferują wyłącznie kierunki humanistyczne i produkują rzesze bezrobotnych magistrów. Dość powiedzieć, że w 1990 r. w Polsce było 380 tys. studentów, a 30 lat później cztery razy więcej.

Wykwalifikowani pracownicy fizyczni dorobili się miana okazów, których ze świecą szukać, bo ci, którzy nie wyemigrowali, są tak nieliczni, że ich podaż nie jest w stanie zaspokoić popytu. Dziś już to wiemy: likwidacja szkół zawodowych była ciężkim błędem. Polski rynek pracy od lat cierpi na strukturalne niedopasowanie, tzn. chętnych do pracy jest wielu, ale ich kwalifikacje rzadko odpowiadają potrzebom pracodawcy. Brak rąk do pracy przestał być problemem na poziomie mikroekonomicznym, a stał się czynnikiem systemowym obniżającym potencjał rozwojowy całej gospodarki.

W 1999 r. przeprowadzono wielką reformę edukacji, która objęła także szkolnictwo zawodowe. Młodzież chcąca bezpośrednio po gimnazjum uczyć się zawodu dostała wybór: dwuletnie szkoły zawodowe, trzyletnie licea profilowane lub czteroletnie technika. 

W 2011 r. doszła gruntowna zmiana modelu kształcenia zawodowego na poziomie średnim - począwszy od wdrożenia nowej podstawy programowej kształcenia w zawodach i zmodyfikowania klasyfikacji zawodów szkolnych, na zmianie struktury szkolnictwa ponadgimnazjalnego skończywszy. Cel - zwiększenie skuteczności i efektywności systemu kształcenia zawodowego oraz zharmonizowanie go z rynkiem pracy.

W 2015 r. Ministerstwo Edukacji Narodowej uruchomiło mapę, na której można było znaleźć technika i zasadnicze szkoły zawodowe dla młodzieży z terenu całego kraju. Uczniowie i ich rodzice uzyskali dostęp do informacji o szkołach prowadzących kształcenie zawodowe w ich okolicy. W sensie nomenklatury zasadnicze szkoły zawodowe przestały istnieć z dniem 31 sierpnia 2019 r., przemianowane na szkoły branżowe I stopnia.

To nie biurokracja czy utrudniony dostęp do finansowania jest tym, co przedsiębiorcy wymieniają jako główną barierę w rozwoju, lecz problem ze znalezieniem rąk do pracy. W krajach uprzemysłowionych, w których panuje wysoki poziom zatrudnienia, pracodawcy coraz bardziej łakną kwalifikacji zawodowych, świadomi, że prawdopodobnie zabraknie im siły roboczej w nadchodzących latach. Ci, którzy nie otwierają się na szkolenia zawodowe, na dłuższą metę kopią sobie grób.

Z raportu ManpowerGroup pt. "Niedobór talentów" wynika, że w ubiegłym roku aż 81 proc. polskich firm nie mogło znaleźć nowych pracowników z odpowiednimi kwalifikacjami. Braki kadrowe wyostrzyła rewolucja technologiczna, która przyspieszyła wraz z pandemią. Pojawiło się zapotrzebowanie na umiejętności, których rynek pracy nie jest w stanie obficie dostarczyć. Poza kompetencjami twardymi w cenie są też te miękkie, tj. elastyczność i zdolność do przystosowania się do zmieniających się warunków pracy, której charakter w wielu branżach będzie mocno ewoluował w kolejnych latach.

W Polsce, a nawet w krajach anglosaskich, pokutuje fałszywe przekonanie, że wykształcenie zawodowe przygotowuje tylko do pracy fizycznej, a nie do stanowisk wymagających wysokich kwalifikacji; że dyplom uniwersytecki jest tym, czego młody człowiek potrzebuje, aby odnieść w życiu sukces. Powinniśmy się uczyć od Niemców, którzy umiejętnie łączą zalety edukacji na szczeblu wyższym i zawodowym. Od lat realizują szkolnictwo zawodowe w powiązaniu z przedsiębiorcami i w dopasowaniu do rynku regionalnego. To zresztą oni pierwsi wpadli na pomysł, by w Polsce sponsorować klasy w szkołach średnich, z których koncerny przemysłowe, takie jak Opel czy Bosch, mogą potem rekrutować pracowników. Polskie firmy zaczęły brać z nich przykład, dzięki czemu szkolnictwo zawodowe stopniowo się odbudowuje.

Grupa Polsat Plus i Fundacja Polsat razem dla dzieci z Ukrainy

Co uderzające, w kręgach eksperckich krąży opinia, że spór o wyższość wykształcenia uniwersyteckiego nad zawodowym może okazać się bezprzedmiotowy w świecie zdominowanym przez robotykę, analitykę Big Data i sztuczną inteligencję. Uczenie się zdemokratyzuje, będzie krótsze, celowane pod względem czasu i przedmiotu, i będzie odbywało się głównie na ekranach komputerów. Tempo zmian jest tak wielkie, że debata przeciwstawiająca kwalifikacje akademickie zawodowym straci rację bytu. Co przyniesie przyszłość? Obserwujmy.

Grażyna Śleszyńska

Analizuje zjawiska makroekonomiczne i polityczne. Współtworzyła Forum Ekonomiczne w Krynicy

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: szkoły zawodowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »