W skrócie
- Nowe uprawnienia Państwowej Inspekcji Pracy mają być używane wyłącznie wobec nadużyć i patologii - uspokaja Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy.
- Inspekcja planuje edukować pracodawców, a wprowadzenie pilotażowych kontroli ma objąć sektory najbardziej narażone na łamanie praw pracowniczych.
- Duże kontrowersje budzi możliwość przekształcania umów cywilnoprawnych na umowy o pracę – Stanecki zapewnia, że decyzje będą podejmowane ostrożnie i tylko w oczywistych przypadkach.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Czy spodziewał się pan aż tak dużej krytyki projektu reformy Państwowej Inspekcji Pracy i to z różnych stron? Wprawdzie jest to projekt MRPiPS, ale pan jest orędownikiem wzmocnienia inspekcji, także nadania jej nowych uprawnień.
Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy: - Przyznam, że zaskoczyła mnie skala tej krytyki, jeżeli chodzi o uprawnienia Państwowej Inspekcji Pracy, choć spodziewałem się, że niektóre elementy będą mocno dyskutowane.
- Mnie osobiście najbardziej bolą komentarze, że lepsze byłoby pełne ozusowanie kontraktów cywilnoprawnych niż wzmocnienie Państwowej Inspekcji Pracy, bo moim zdaniem mocna inspekcja jest po prostu niezbędna na rynku pracy. Tym bardziej, że jesteśmy urzędem, który istnieje od ponad 100 lat. Pierwsza inspekcja pracy powstała w kapitalistycznej Anglii w roku 1833, co pokazuje, że funkcjonuje blisko 200 lat. Powstała jako narzędzie dbania o to, żeby pracownicy nie byli wyeksploatowani, wyzyskiwani i żeby nie pracowali do utraty sił.
- Moim zdaniem wzmocnienie inspekcji jest po prostu w Polsce bardzo potrzebne, między innymi po to, żeby była uczciwa konkurencja na rynku. My przecież nie chcemy likwidować umów cywilnoprawnych - już to wielokrotnie podkreślałem. Chcemy tylko walczyć z nadużyciami, patologiami. Nasza reforma poza przekształceniem umów zawiera wiele ciekawych rozwiązań. Mówiąc "nasza" mam na myśli instytucję, bo oczywiście projekt ustawy jest autorstwa Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej, ale zawiera rozwiązania, które inspekcja postuluje od lat: zwiększenie budżetu i nowe narzędzia, dzięki którym inspektorzy pracy będą skuteczniejsi.
- Proszę zauważyć, jakie są oczekiwania społeczne wobec inspekcji. W zeszłym roku udzieliliśmy 920 tys. porad i nie byliśmy w stanie obsłużyć wszystkich chętnych. Zarówno pracownicy jak i pracodawcy oczekują, że będą mogli przyjść do inspekcji i dostać poradę, jak rozumieć skomplikowane przepisy. Musimy też udzielać porad cudzoziemcom - w zeszłym roku skontrolowaliśmy osoby ze 114 państw. Z danych ZUS wynika, że mamy w Polsce 150 narodowości. To wymusza na inspekcji przygotowanie się do tego, by mieć ludzi, którzy władają wieloma językami i potrafią wytłumaczyć skomplikowane zagadnienia prawne, w tym także dotyczące bezpieczeństwa pracy.
Największe kontrowersje dotyczą jednak nowych uprawnień, jakie mają zyskać inspektorzy. Czy wyobraża pan sobie, że reforma mogłaby wejść w życie bez przepisów o możliwości przekształcania umów?
- Postulat wprowadzenia uprawnienia dla inspektorów pracy, by mogli zmieniać umowy cywilnoprawne na umowy o pracę, to postulat zgłaszany przez głównych inspektorów pracy już od lat 90. Nie jest więc nowy. Jak otworzymy sprawozdania moich poprzedników - każdy wnosił o wprowadzenie prawa do wydawania takich decyzji. Teraz zmieniło się tylko tyle, albo aż tyle, że takie zmiany rekomenduje nam Komisja Europejska jako kamień milowy w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Przy czym projekt reformy, którą zaprezentowało MRPiPS, zawiera też wiele innych rozwiązań, na które czekamy i które są dla nas niezbędne.
- Czy wyobrażam sobie reformę bez możliwości wydawania takich decyzji? Tak, wyobrażam sobie, ale my - o czym się zapomina i co jest pomijane w komentarzach - oferujemy zdrowy rozsądek. Podejście, które nie ma na celu likwidacji firm czy niszczenia przedsiębiorczości.
- Kontrole będą prowadzone przez wyselekcjonowaną grupę inspektorów - najlepszych z najlepszych, którzy znają się na umowach cywilnoprawnych i potrafią je odróżnić od umów o pracę. To zagwarantuje rzetelność kontroli.
- Planujemy też działania edukacyjne: metodykę kontroli udostępnimy publicznie, przygotujemy listę samokontrolną dla pracodawców, żeby pracodawca mógł sam sobie odpowiedzieć, czy realnie ma umowę cywilnoprawą, czy o pracę. Chcemy zorganizować konferencje w każdym okręgu, gdzie będziemy omawiać zalety i wady umowy o pracę i umowy cywilnoprawnej. Chcemy, by te spotkania były żywe, konstruktywne, z udziałem związkowców i pracodawców.
- Nie nastąpi żadna apokalipsa, jak to jest wieszczone. Na przyszły rok planujemy 200 kontroli w kontekście nowych uprawnień, które zgodnie z projektem ministerstwa mamy dostać. To nie jest dużo. W zeszłym roku przeprowadziliśmy łącznie 62 tys. kontroli, a bywały lata, gdy było ich ponad 80 tys. Te 200 kontroli będzie miało charakter pilotażu, bo po raz pierwszy w historii będziemy korzystać z analizy ryzyka w oparciu o dane ZUS, której wcześniej nie stosowaliśmy przy typowaniu podmiotów do kontroli.
- Jeśli dane ZUS wskazują, że w danym przedsiębiorstwie istnieje wysokie prawdopodobieństwo łamania prawa, bo tak wynika z danych składkowych, to dlaczego mielibyśmy go nie skontrolować? Jeśli okaże się, że wszystko jest w porządku, kontrola zakończy się sporządzeniem notatki urzędowej, w której będzie jedynie opis jej zakresu - bez protokołu. Z naszej strony mogę zagwarantować, że będziemy działać rzetelnie, zgodnie z prawem. Nie zamierzamy na siłę likwidować umów cywilnoprawnych ani ich przekształcać bez podstaw.
Czyli nie zgadza się pan z zarzutami, że inspektorom chce się nadać uprawnienia, jakie powinny mieć tylko sądy i że to jest stawianie systemu na głowie?
- Nie zgadzam się z tymi poglądami. Nie zgadzałem się z nimi, kiedy byłem zwykłym inspektorem i wówczas padały podobne opinie.
- Przeanalizowałem też projekt PiS z 2012 roku, projekt Lewicy z 2021 roku, w których były proponowane podobne rozwiązania i odpowiedzi, które wtedy padały. Uważam, że dziś PIP jest gotowa na to uprawnienie. Nasi inspektorzy są przygotowani, by wziąć na siebie tak dużą odpowiedzialność, która ma spocząć na ich barkach.
- Ja tę reformę firmuję własną twarzą - jeśli okaże się porażką, to odpowiedzialność spadnie również na mnie. Dlatego chcemy się bardzo dobrze przygotować. Chcemy udowodnić, że to narzędzie - ta "broń atomowa", jak ją niektórzy nazywają, będzie używana tylko wobec nadużyć i patologii.
- Dla mnie klasyczną próbą nadużycia jest konkretny przykład: linia produkcyjna, na której 10 osób ma umowę o pracę, a kolejne 10 - zlecenie, a jedyna różnica to moment zatrudnienia, bo nowi pracownicy mają tylko umowy cywilnoprawne, dlatego że pracodawca nie chce wiązać się stałą umową i chce mieć możliwość ich szybkiego zwolnienia.
- Może warto zadać sobie przy okazji pytanie, czy nie trzeba zreformować Kodeksu pracy i co zrobić, żeby umowa o pracę była atrakcyjna. Może nie tylko Kodeks pracy, ale również system podatkowy i ubezpieczeniowy wymaga przemyślenia.
W zarzutach ze strony pracodawców, m.in. szefa FPP, pojawiła się też krytyka selektywnego podejścia do branż. Z pana zapowiedzi wynika rzeczywiście, że kontrole mają dotyczyć głównie sektora sprzątającego czy budowlanego, a np. firmy zatrudniające informatyków na B2B mogą spać spokojnie. Czy nie jest to niekonsekwencja, skoro i tu, i tu jest łamane prawo i Kodeks pracy nieprzestrzegany?
- Odnosząc się do różnych opinii co do skutków reformy, to pojawiają się tam też informacje, że po zmianach Państwowa Inspekcja Pracy od razu skontroluje 75 tys. umów cywilnoprawnych. Nie wiem, skąd wzięła się ta liczba, która jest całkowicie nierealna. Nawet jeśli dostaniemy wzmocnienie kadrowe, to aplikacja inspektorska trwa rok. Nie wyślę świeżo upieczonego inspektora na tak trudną kontrolę.
- W pierwszym roku nie będzie aż tylu kontroli - to będzie czas zdobywania doświadczenia. Udowodnienie, że dana umowa cywilnoprawna powinna być umową o pracę wymaga dużego wysiłku.
- Przechodząc do argumentu o tym, że na początku kontrole będą wymierzone w konkretne branże. Jako Główny Inspektor Pracy zapewniam, że chcę pomóc tym najsłabszym. Trudno za takiego uznać informatyka zarabiającego 20-25 tys. zł, który ma prawo do płatnego wypoczynku. Tymczasem mamy sygnały od osób wykonujących różne usługi, że często nie mają nawet minimalnej stawki godzinowej.
- To tym ludziom chcemy pomóc w pierwszej kolejności. Informatycy czy lekarze - oni nie potrzebują naszej pomocy. W Polsce obecnie z różnego rodzaju kontraktów cywilnoprawnych utrzymuje się kilka milionów osób. Mając ograniczone zasoby, musimy dokonać wyboru. Ja chcę pomóc najsłabszym, nieporadnym, tym którzy faktycznie tego potrzebują.
Sporo zarzutów odnosi się do tego, że decyzja o przekształceniu umowy ma być wykonywana natychmiastowo. Czy pana zdaniem to jest warunek konieczny tej reformy?
- To jest decyzja wyłącznie po stronie MRPiPS - jako autora projektu. My w to nie ingerujemy i podporządkujemy się przepisom w ich ostatecznym kształcie.
Zastrzeżenia dotyczą też arbitralności decyzji inspektora i trybu odwoławczego…
- Uważam, że ścieżka odwoławcza jest dobra. Okręgowy inspektor pracy otrzyma cały materiał zgromadzony przez inspektora i dokona jego analizy. Proszę zauważyć, ile par oczu sprawdzi tę decyzję, zanim zacznie funkcjonować.
- Okręgowy inspektor pracy nie podpisze się pod arbitralną decyzją. Takie stanowiska zajmują najlepsi inspektorzy, często prawnicy. Nawet jeśli coś by jakimś cudem im umknęło, ja jako Główny Inspektor Pracy nie podpiszę się pod taką decyzją. Uchylę ją bez wahania.
- Dla mnie najważniejsze jest dbanie o renomę inspekcji. Mamy dziś ponad 230 tys. decyzji inspektorów pracy z zakresu BHP rocznie, których wykonanie często wiąże się z dużymi kosztami dla pracodawców. Poziom odwołań od takich rozstrzygnięć to zaledwie kilka procent. Chcę to utrzymać także w przypadku nowych uprawnień. To mój priorytet.
- Jeżeli stwierdzę, że stan faktyczny, który mam zapisany w protokole z kontroli nie uzasadnia decyzji, to każdą taką bezwzględnie uchylę. Nie pozwolę, byśmy utracili markę, na którą pracowaliśmy przez lata - markę fachowców i profesjonalistów.
Ale organizacje przedsiębiorców wytykają, że inspekcja przegrywa często w sądach …
- To prawda. Ale wynika to stąd, że mamy aplikację inspektorską, gdzie szkolimy się z postępowania administracyjnego, ale nikt nie szkoli nas z procedury cywilnej. Ja sam przegrałem sprawę dotyczącą przekształcenia umowy i to mimo tego, że jestem prawnikiem - bo nie miałem doświadczenia niezbędnego podczas występowania w trakcie procesu w sądzie. Nie miałem wówczas jeszcze aplikacji radcowskiej, musiałem się uczyć na własnych błędach. Dziś, mając doświadczenie radcy prawnego, poradziłbym sobie zdecydowanie lepiej. Przegrywamy, bo inspektorzy nie są szkoleni w procedurze cywilnej i nie dorównują profesjonalnym pełnomocnikom. Dlatego cieszę się, że będzie dwuinstancyjność i na końcu to Główny Inspektor Pracy oceni, czy dana umowa została prawidłowo przekształcona i czy taka decyzja obroni się w sądzie. Zatrudnimy radców prawnych, którzy będą reprezentować inspekcję w sądach w takich sprawach.
To pierwszy powód. Drugi - o którym nie mówi się publicznie - to fakt, że sam zainteresowany przekształceniem zniechęca się, gdy proces w takiej sprawie trwa zbyt długo. Godzi się na ugodę pozasądową z pozwanym przedsiębiorcą i nie jest już zainteresowany dalszym procesem. To bardzo częsta sytuacja.
Jest jeszcze jeden dyskusyjny element w projekcie ustawy, o którym mówimy. Chodzi o sytuację, gdy inspektor nie będzie w stanie ustalić wynagrodzenia w ramach umowy o pracę i zastosuje domniemanie minimalnego wynagrodzenia. Czyli paradoskalnie może się to obrócić się przeciwko pracownikowi.
- To prawda. Ustalenie treści decyzji, czyli warunków umowy o pracę, będzie bardzo trudnym zadaniem. Mnie osobiście to niepokoi. Będzie to wymagało szerokiego postępowania dowodowego i zebrania wielu materiałów. Boimy się, że może dojść do sporu o wynagrodzenie między stronami i trzeba będzie przyjąć jakieś rozwiązanie. Dlatego projektodawca zaproponował domniemanie minimalnego wynagrodzenia.
- Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to rozwiązanie jest ryzykowne. Mam jednak nadzieję, że nasi inspektorzy będą w stanie określić wynagrodzenie i że korzystanie z domniemania będzie rzadkością. Proszę pamiętać, że kierujemy się w stronę najsłabszych podmiotów na rynku, które najczęściej mają wynagrodzenie na poziomie minimalnym - przynajmniej oficjalnie. Myślę, że te obawy są, ale trochę na wyrost. Dotyczą raczej sytuacji pracy "na czarno", bez jakiejkolwiek umowy. W przypadku umów cywilnoprawnych - zawsze wynagrodzenie jest określone. Natomiast tu chodzi np. o nietypowe umowy jak "dzierżawa samochodu", na podstawie której w rzeczywistości jest świadczona praca albo pracę na czarno. Dlatego zakładam, że to domniemanie będzie rozwiązaniem pomocniczym, stosowanym tylko wtedy, gdy inspektor nie będzie w stanie ustalić wysokości wynagrodzenia.
A co z ryzykiem, że sąd uzna, iż przekształcenie umowy nie powinno mieć miejsca i trzeba będzie zwrócić składki?
- Uważam, że taka sytuacja nie nastąpi. Nasze decyzje będą przechodzić przez dwuinstancyjny tok postępowania administracyjnego, w którym czujemy się jak ryba w wodzie - w przeciwieństwie do procedury cywilnej. Jesteśmy profesjonalistami i będziemy wydawać decyzje tylko w sytuacjach bezspornych, które nie budzą żadnych wątpliwości.
- Jeśli pojawi się choćby cień ryzyka, że decyzja zostanie podważona w sądzie, to ona nie przejdzie naszego postępowania administracyjnego. Pracujemy nad wytycznymi, które będą jasne: decyzje wydajemy tylko w sytuacjach oczywistych. Przyjmiemy zasadę z prawa karnego: in dubio pro reo - wątpliwości rozstrzyga się na korzyść, w tym przypadku przedsiębiorców. To mają być naprawdę przemyślane decyzje - i to mogę dziś publicznie zagwarantować.
Czy kontrole będą bardziej ukierunkowane na umowy zlecenia, czy także na pseudo B2B?
- Przede wszystkim na pewno zlecenia i wszelkie umowy cywilnoprawne nienazwane - czyli umowy wynajmu roweru, samochodu, plecaka. Wszystkie te konstrukcje, które są próbą obejścia prawa. Fałszywe staże, z którymi też się spotykamy. Przykładowo ktoś proponuje studentom "staż", a to jest ciężka praca. Sam się o tym przekonałem, bo mój syn dostał propozycję pracy za 18 zł za godzinę.
- Bulwersują mnie też przypadki "wolontariatu", podczas których ludzie pracują za symboliczne pieniądze albo zupełnie za darmo - nawet w sklepie. Ostatnia skarga, którą widziałem, dotyczyła pracy w pralni. Chcemy iść tam, gdzie naprawdę jesteśmy potrzebni, gdzie prawa zatrudnionych są naruszane.
- Popularne ostatnio wśród przeciwników tej reformy sugestie, że po zmianach inspektorzy pracy skoncentrują się na lekarzach czy informatykach mają moim zdaniem na celu wywołanie bezpodstawnego i niepotrzebnego strachu przed skutkami tej reformy.
Rozmawiała: Monika Krześniak-Sajewicz















