Polacy w krainie fiordów docenieni

Nadużywanie prawa do pobierania zasiłku dla bezrobotnych, praca na czarno i lekceważący stosunek do przepisów BHP to tylko niektóre z wykroczeń popełnianych przez Polaków w krainie fiordów. Pomimo tych przewinień Norwedzy doceniają nas za pracowitość i koleżeńskość.

Nieustannemu napływowi naszych rodaków nad fiordy sprzyjają w głównej mierze niskie bezrobocie i najwyższe w Europie zarobki. W ciągu kilku ostatnich lat staliśmy się tam największą grupą cudzoziemców. Według różnych szacunków w Norwegii przebywa obecnie 60-70 tys. Polaków. Tak liczna grupa polskich imigrantów nie mogła pozostać bez wpływu na życie samych Norwegów i funkcjonowanie tamtejszych instytucji. Norwescy urzędnicy musieli się zmierzyć ze sprytem i pomysłowością naszych rodaków, wystawiających na ciężką próbę ich przyjazny, system opieki społecznej, oparty w swym założeniu na wzajemnym zaufaniu. Proste i zakładające uczciwość obywateli regulacje, szybko zachęciły Polaków do nadużyć.

Reklama

Wyłudzamy świadczenia

Głośnym echem w norweskiej prasie odbiła się sprawa skontrolowania przez NAV 160 polskich bezrobotnych pobierających zasiłki w Norwegii. Okazało się, że 36 z nich za pobrane świadczenia żyło sobie w Polsce, a karty meldunkowe były wysyłane przez internet z kraju. Nasi rodacy nie przewidzieli, że NAV może to wykryć na podstawie adresów IP ich komputerów.

Sprawa ta zmusiła NAV do zaostrzenia kontroli. Polacy pobierający bezprawnie zasiłki w Norwegii muszą się mieć teraz na baczności. Wszystkie przypadki, w których zaistnieje podejrzenie wyłudzenia świadczeń socjalnych są wnikliwie sprawdzane przez wydział kontroli NAV-u (NAV Kontroll). - Jeśli tylko dojdą do nas sygnały, że jakaś osoba otrzymuje pieniądze bezprawnie, NAV zbada sprawę i w razie potrzeby zażąda zwrotu bezpodstawnie pobranej kwoty - przestrzega pełniąca obowiązki dyrektora NAV Ellen Christiansen. - Przypadki poważnych nadużyć są ponadto standardowo zgłaszane na policję.

NAV regularnie przeprowadza kontrole w celu wykrycia oszustw. Ale sprawdzenie osób przebywających za granicą jest szczególnie trudne. Wymaga to wielu nakładów, dlatego też w ramach NAV Kontroll wyodrębniono specjalną grupę, zajmującą się tylko i wyłącznie sprawami związanymi z zagranicznymi pracownikami.

Praca na czarno

Przypadków wyłudzania świadczeń socjalnych przez Polaków w Norwegii jest jednak znacznie więcej. Wielu naszych rodaków łączy pobieranie zasiłków z jednoczesnym wykonywaniem pracy na czarno. Czerpią w ten sposób nielegalny dochód z dwóch źródeł. Dotyczy to najczęściej Polek pracujących przy sprzątaniu prywatnych mieszkań oraz pracowników sektora budowlanego.

Zasiłek dla bezrobotnych w Norwegii dostać jest dość łatwo, bo już po przepracowaniu 8 tygodni, z tym że jednocześnie trzeba wykazać, że w ostatnim roku zarobiło się przynajmniej 118 tys. koron. W praktyce oznacza to, że dobrze zarabiający murarz z Polski może pójść ma zasiłek już po pół roku pracy. Wysokość świadczenia stanowi przeciętnie 62,4 proc. wartości wcześniej osiąganych dochodów brutto.

To nie przypadek, że aż 30 proc. Polaków zatrudnionych w norweskim budownictwie nie posiada obowiązkowych identyfikatorów. Legitymacje te są jednym ze środków mających na celu poprawę bezpieczeństwa pracy na budowach. Bez nich nie można podjąć pracy na żadnej budowie w Norwegii, chyba że nielegalnie.

BHP nie dla Polaków

Lekceważący stosunek Polaków do kwestii związanych z ochroną bezpieczeństwa pracy dostrzegła także tamtejsza Inspekcja Pracy. Według danych przedstawionych przez tę instytucję, polscy imigranci zatrudnieni w krainie fiordów są grupą pracowników najbardziej narażoną na wypadki w pracy. Wiele z nich nie jest w ogóle zgłaszanych. Wynika to głównie z lęku o utratę stanowiska. - Wystąpienie przeciwko szefowi, który nie chce zgłosić wypadku jest dla Polaków bardzo trudną decyzją - mówi Per Granerod z Inspekcji Pracy. - Dobrze wiedzą, że następnego dnia mogą już nie mieć pracy. Inną przyczyną mniejszej "wykrywalności" wypadków wśród Polaków przez Inspekcję Pracy jest wysyłanie ich do domu. To znacznie tańsze niż leczenie poszkodowanego w norweskim szpitalu.

Dostatecznej wagi do przestrzegania przepisów BHP przez Polaków nie przywiązują też norweskie firmy. Wychodzą z założenia, że cudzoziemcy przyzwyczajeni są do pracy w innych warunkach. Wobec pracowników zagranicznych nagminnie stosuje się inne zasady bezpieczeństwa, niż wobec pracujących na budowach Norwegów. Sprawę nagłośnił przewodniczący lokalnego klubu Partii Socjalistycznej Lewicy (SV) w Kongsvinger, Alejandro Perez Torres. Kilka tygodni temu polityk ten przechodził koło remontowanej ulicy Glommengata, gdy nagle zobaczył pracownika budowlanego bez kasku. Chcąc sprawdzić czy nie jest to odosobniony przypadek wrócił w to miejsce ponownie. Sytuacja wyglądała identycznie. Zatrudnieni na budowie Polacy pracowali bez kasków ochronnych.

Przymusowa eksmisja

Niestety, to nie jedyny przejaw lekkomyślności naszych rodaków. Nadal narażamy swoje życie wybierając zakwaterowanie w budynkach nienadających się do zamieszkania, gdzie zwykle gnieździmy się po kilkanaście osób w jednym pomieszczeniu. Wszyscy pamiętamy tragiczny pożar zamieszkiwanego przez 25 Polaków drewnianego domu w Drammen, w którym zginęło siedem osób. Jak się okazuje, ta tragiczna historia sprzed czterech lat niewiele nas nauczyła.

Niecały miesiąc temu grupa 23 Polaków mieszkających w miejscowości Figgjo w regionie Rogaland musiała opuścić zajmowany przez siebie budynek, gdy przybyli na inspekcje strażacy stwierdzili, że dom nie spełnia elementarnych norm bezpieczeństwa.

Wizytujące budynek służby naliczyły tam 44 łóżka rozstawione od piwnicy aż po sam strych. Nie to jednak stanowiło największy problemem, którym był całkowity brak zabezpieczeń przeciwpożarowych. W budynku nie było żadnego sprzętu gaśniczego, właściwych dróg ewakuacyjnych ani czujników dymu. Jakby tego było mało, znaleziono tam też braki w instalacji elektrycznej i nielegalną instalację gazową. To wszystko spowodowało, że dom został wyłączony z użytkowania. W budynku mieszkało ponad 20 osób zatrudnionych na co dzień w firmie ZB Bygg Tjenester AS. Pracujący o różnych rodacy nocowali tam na zmianę.

Złodzieje, pijacy i przemytnicy

...taki obraz Polaków wyłania się z artykułów publikowanych w norweskiej prasie. Nasi rodacy dla poprawienia kondycji swojego budżetu decydują się często na przemyt piwa, wódki i papierosów, które w Norwegii są bardzo drogie. Można na tym zarobić krocie, ale też i znaleźć na celowniku funkcjonariuszy norweskiej służby celnej.

Mamy też skłonność do siadania za kółkiem "na podwójnym gazie". Głośnym echem w norweskich mediach odbił się wypadek spowodowany przez naszych rodaków w gminie Frosta w regionie Nord-Tr?ndelag. Autem, które zjechało z drogi i uderzyło w bariery ochronne lądując ostatecznie w polu jechało sześciu imigrantów z nad Wisły. W momencie, kiedy na miejscu zjawiła się policja, wszyscy stali już przed samochodem. Żaden z pijanych Polaków nie potrafił powiedzieć, kto prowadził...

Niechlubną cenzurkę naszym rodakom wystawił też tzw. "gang głuchoniemych" zajmujący się okradaniem domów w Tromso. Podający się za osoby głuchonieme Polacy pukali od drzwi do drzwi oferując mieszkańcom drewniane figurki do sprzedaży. Badali w ten sposób czy właściciele przebywają w domu. Wybrane posesje oznaczali liczbami i strzałkami, który służyły im potem do łatwej identyfikacji domów wyznaczonych do ograbienia.

Maciej Sibilak

Jakub Godzimirski z NUPI (Norweski Instytut Studiów nad Polityką Zagraniczną)

Na pojawiające się w prasie informacje o drobnych przestępstwach popełnianych przez Polaków i wykroczeniach celnych związanych najczęściej z przywozem większej niż dopuszczalne ilości alkoholu i papierosów, Norwegowie patrzą z przymrużeniem oka. To zjawiska marginalne i nieuniknione w liczącej blisko 70 tys. osób społeczności.

Nieco więcej kontrowersji wzbudzają kwestie związane z wyłudzaniem świadczeń socjalnych, choć tu też trzeba zaznaczyć, że skala tego zjawiska jest dość mocna ograniczona. Temat ten podnoszą czasem niektóre partie polityczne, ale nie trafia on jednak na czołówki norweskich gazet. Więcej miejsca poświęcane jest za to dumpingowi płacowemu, którego ofiarą padają często pracownicy z Polski. Temu zjawisku sprzeciwiają się norweskie związki zawodowe, które walczą o poprawę warunków zatrudnienia dla zagranicznych pracowników.

Norwegowie postrzegają nas jako dobrych specjalistów i miłych kolegów. Doceniają naszą fachowość. Zdają sobie sprawę, że bez polskich pracowników, ceny wielu usług w tym kraju byłyby znacznie wyższe. Polacy odgrywają w Norwegii coraz większą rolę i wywierają wpływ nie tylko na swoich sąsiadów, ale także na miejscowe władze.

Z kolei Norwedzy dostrzegają, że imigranci z Polski są im znacznie bliżsi kulturowo niż przybysze z państw Bliskiego Wschodu i Azji. Nie mamy problemów z aklimatyzacją i przystosowaniem się do warunków życia w Norwegii.

Polacy zainteresowani wyjazdem do krainy fiordów powinni sobie jednak zdawać sprawę, że bez co najmniej komunikatywnej znajomości języka angielskiego będzie im niezwykle trudno o znalezienie pracy. Nasi rodacy muszą też zrozumieć, że norweskie urzędy działają trochę na innych zasadach niż te funkcjonujące w Polsce. Tu wszystko jest jeszcze bardziej sformalizowane, przez co trudno cokolwiek załatwić poza obowiązującymi procedurami. Nasi rodacy przyzwyczajeni do opieszałości polskich urzędów są często zaskoczeni szybkim egzekwowaniem przepisów przez norweskie instytucje.

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »