Brexit wywoła chaos?

Minister finansów W. Brytanii: Wyjście z UE negatywne dla gospodarki

Minister finansów Philip Hammond przyznał w środę, że wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej będzie miało negatywne konsekwencje dla gospodarki. Zastrzegł jednak, że porozumienie ws. brexitu minimalizuje straty, zachowując polityczne korzyści z wyjścia.

Hammond udzielił serii wywiadów przed zaplanowaną na południe publikacją symulacji gospodarczych, badających możliwy wpływ różnych scenariuszy negocjacji z UE na gospodarkę.

- Gdyby jedynym punktem odniesienia była gospodarka, to analiza pokazuje jasno, że pozostanie (Wielkiej Brytanii) w UE byłoby lepszym rozwiązaniem - powiedział szef resortu finansów, zaznaczając jednak, że "wypracowane przez premier (Theresę May) porozumienie jest bardzo zbliżone do gospodarczych korzyści związanych z zachowaniem członkostwa" we Wspólnocie.

- Wynegocjowana przez szefową rządu umowa daje nam polityczne korzyści wynikające z bycia poza UE przy bardzo niewielu kosztach gospodarczych. Wierzymy, że naszym zadaniem była realizacja wyjścia z UE, za którym zagłosowali Brytyjczycy, ale w sposób, który chroni gospodarkę, miejsca pracy i przedsiębiorstwa - tłumaczył.

Reklama

Hammond, który od miesięcy ostrzegał przed konsekwencjami brexitu bez umowy z UE w sprawie przyszłych relacji, co proponują najzagorzalsi eurosceptycy, odrzucił jednocześnie krytykę, że rząd chce przestraszyć posłów ewentualnymi kosztami związanymi z takim scenariuszem.

- Nie próbuję nikogo przestraszyć (...). Gdyby rząd nie robił nic w związku z możliwością wyjścia za cztery miesiące z UE bez porozumienia, gdybyśmy nie wykonywali żadnych prac pod tym kątem, to siedziałbym w tym studiu i był słusznie krytykowany za nieprzygotowywanie Wielkiej Brytanii do czegoś, co może się wydarzyć - argumentował.

Jak dodał, rząd dostrzegł m.in. ryzyko wystąpienia "znaczących opóźnień w portach" w kanale La Manche, co spowolniłoby przepływ towarów. - Oczywiście, że musimy się na to przygotować - podkreślił.

Minister finansów potwierdził też, że nie zamierza odejść z rządu nawet w przypadku, gdyby posłowie Izby Gmin odrzucili propozycję porozumienia z UE.

Głosowanie w tej sprawie zaplanowane jest na 11 grudnia, ale sprzeciw wobec treści umowy zapowiedziała nie tylko opozycja, ale nawet około 100 posłów rządzącej Partii Konserwatywnej. Jeśli deklaracje te się spełnią, projekt porozumienia przepadłby w parlamencie, a rząd miałby wówczas 21 dni na przedstawienie planu dalszego działania.

W tygodniach poprzedzających głosowanie premier May i czołowi ministrowie zamierzają zwrócić się bezpośrednio do Brytyjczyków, aby przekonać ich do wypracowanego porozumienia w sprawie warunków brexitu. Szefowa rządu podróżuje w tym tygodniu po kraju, spotykając się z przedsiębiorcami i zwykłymi obywatelami, przekonując ich o korzyściach proponowanego rozwiązania.

Na niedzielę, 9 grudnia, wstępnie zaplanowano również debatę telewizyjną na temat brexitu z udziałem May i lidera opozycji Jeremy'ego Corbyna. Po raz pierwszy zmierzą się oni w studiu telewizyjnym w sprawie brexitu, bo premier dotychczas odmawiała udziału w tego typu bezpośrednich dyskusjach.

Dokładny format wydarzenia i czas emisji nie zostały jeszcze ustalone. O prawo do organizacji debaty zabiega co najmniej kilku nadawców, w tym publiczna telewizja BBC i prywatna ITV.

Pewne nadzieje szefowej rządu może dawać opublikowany w środę sondaż Survation dla tabloidu "Daily Mail", z którego wynika, że choć Brytyjczycy są krytyczni wobec proponowanego przez nią porozumienia, to oczekują od parlamentarzystów jego przegłosowania (41 proc. za przegłosowaniem wobec 38 proc. przeciw).

Jednocześnie jednak aż 48 proc. ankietowanych uważa, że propozycja May powinna zostać poddana pod głosowanie w referendum. Przeciwnego zdania jest 34 proc.

Z drugiej strony 47 proc. respondentów ocenia, że próba odwrócenia Brexitu byłaby szkodliwa dla pozycji Wielkiej Brytanii na świecie. Blisko połowa badanych (48 proc.) uważa, że w razie porażki May powinna ustąpić ze stanowiska. Wielka Brytania powinna opuścić UE 29 marca 2019 roku.

- - - - -

Norwegia skłonna pomóc, gdyby W. Brytania chciała wrócić do EFTA

Norwegia może pomóc W. Brytanii, gdyby ta chciała powrócić do Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu (EFTA) po wyjściu z Unii Europejskiej - powiedziała w środę agencji Reutera norweska premier Erna Solberg.

Reuters zwraca uwagę, że w Wielkiej Brytanii zwolennicy tzw. planu "Norwegia plus", przewidującego powrót Zjednoczonego Królestwa do EFTA, której członkiem jest Norwegia, mówią, że może to być alternatywą dla porozumienia ws. Brexitu, jakie rząd Theresy May zawarł z Brukselą.

Solberg, zapytana, czy Norwegia poparłaby powrót Wielkiej Brytanii do EFTA, powiedziała: "Jeśli naprawdę tego chcą, znajdziemy w przyszłości rozwiązania". Wielka Brytania jest największym partnerem handlowym Norwegii.

Reuters odnotowuje, że od czasu, gdy Brytyjczycy niewielką większością poparli brexit w referendum, Solberg wyrażała zarówno wątpliwości, jeśli chodzi o powrót Wielkiej Brytanii do EFTA, jak i poparcie dla takiego rozwiązania.

Wielka Brytania wystąpiła z EFTA, by w 1973 r. przystąpić do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Norweska premier wyrażała w przeszłości obawę, że wielkość brytyjskiej gospodarki - piątej na świecie i drugiej w UE - i liczba ludności Wielkiej Brytanii - 66 mln - oznaczałyby radykalną zmianę EFTA w razie powrotu Zjednoczonego Królestwa do tego stowarzyszenia, w skład którego wchodzi obecnie Norwegia, Szwajcaria, Islandia i Liechtenstein. Łączna populacja tych państw EFTA ro 14 mln.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: brexit uk ue | brexit
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »