Rozpadu strefy euro nie przetrwałby co drugi duży bank w Polsce

Wyniki analizy oficjalnych wskaźników oceny kondycji strefy euro nie pozostawiają złudzeń - ten system bliski jest przekroczenia poziomu krytycznej złożoności, po którym dojdzie do jego upadku. Gdyby do tego doszło w tarapatach znalazłby się połowa dużych banków w Polsce - uważa dr Jacek Marczyk, autor metody analizy złożoności systemów.

Obserwator Finansowy: Postawił pan tezę: w III kwartale 2013 r. dojdzie do rozpadu strefy euro. Co pana do tego skłoniło?

Jacek Marczyk: - Analiza złożoności pokazuje, że strefa euro wraz z całą Unią Europejską są bliskie rozpadu. Proces komplikowania się obu tych systemów jest już dziś mocno zaawansowany. Za chwilę może się okazać, że już nikt i nic nie powstrzyma go od przekroczenia punktu krytycznego, po którym dojdzie do rozpadu. Moja teza ma za podstawę dane publicznie dostępne, które co kwartał publikuje Eurostat. Ich stochastyczna analiza pozwoliła prześledzić ewolucję złożoności i sprężystości 27 członkowskich państw Unii Europejskiej w ostatnich latach.

Reklama

- Wynik nie pozostawia złudzeń - złożoność tego systemu narasta, a sprężystość maleje. Oznacza to, że - o ile nie nastąpią istotne zmiany warunków makroekonomicznych - w 3 kwartale 2013 r. złożoność tego systemu przekroczy poziom krytyczny i dojdzie do jego rozpadu.

Na czym polega analiza złożoności?

- Kiedy system rośnie i się rozwija wzrasta też jego złożoność. Spójrzmy na ewolucję biosfery, która jest doskonałym przykładem tego zjawiska. Wśród bytów przyrodniczych te odgrywają ważną rolę, które mają większą strukturę i entropię. Przy czym struktura jest tym, co definiuje funkcjonalność, a entropia tym co pozwala systemowi kreatywnie reagować na wpływ czynników zewnętrznych z otoczenia. W biologii nazywa się to umiejętnością adaptacji.

- Kiedy struktura systemu staje się zbyt duża zaczynają się kłopoty z prawidłowym wykonywaniem funkcji i narasta niezdolność do reagowania, odpowiedniego do bodźców. W końcu może to doprowadzić do osiągnięcia punktu krytycznej złożoności. Wtedy system traci sprężystość - jego reaktywność maleje tak bardzo, że traci rację bytu. Proces dobrze znany z biosfery obserwujemy obecnie w ewolucji strefy euro i szerzej UE.

Co konkretnie komplikuje sytuację strefy euro i UE?

- Wskazania wynikające z naszych analiz z grubsza pokrywają się z ustaleniami makroekonomicznymi. Głównymi czynnikami odpowiedzialnymi za to, że sytuacja obu systemów staje się coraz bardziej skomplikowana są: popyt wewnętrzny, czyli konsumpcja, eksport i płace w administracji publicznej. Bardzo negatywny wpływ na sytuację ma też kondycja sektora finansowego i instytucji finansowych. Uzależnienie wzrostu gospodarczego od wysokiej konsumpcji skutkuje ciągłym obniżaniem cen, cięciem kosztów, przenoszeniem produkcji poza Europę.

- Z drugiej strony występuje silna presja na podwyżki wynagrodzeń. Zwłaszcza podwyżki w sektorze publicznym mają destabilizujący wpływ na oba systemy. Tym bardziej, że sektor ten się rozrasta i w coraz większej liczbie przypadków zamiast służyć społeczeństwu i gospodarce staje się wielkością samą w sobie. Sytuacja w Grecji jest tu skrajnym przykładem, ale i ostrzeżeniem - w tę stronę postępuje ewolucja. Produkty pochodzące z Europy tracą konkurencyjność w skali globalnej, co stopniowo paraliżuje eksport.

- Z drugiej strony konsumpcję na Starym Kontynencie pobudzają pożyczki i kredyty, co prowadzi do wzrostu liczby zadłużonych - osób, przedsiębiorstw, a w końcu i państw. Od lat poziom zadłużenia we wspomnianych wymiarach systematycznie rośnie i obecnie przekracza już granice bezpieczeństwa.

Na czym polega niestabilność systemu finansowego, o której pan mówi jako o jednej z głównych przyczyn pogarszającej kondycję strefy euro?

- W konkurencyjnym systemie finansowym kapitał szuka atrakcyjnych aktywów płynnych. Jednak w ostatnim dziesięcioleciu chęć puszczenia kapitału w obrót i zyskania na tym bywała zupełnie nieracjonalna i nie liczyła się z ryzykiem. Prowadziło do mnożenia instrumentów pochodnych czy przekazywania przez skądinąd renomowane banki setek milionów dolarów "cudownemu rozmnażaczowi zysków" (Bernardowi Madoffowi), który w końcu okazał się być zwyczajnym oszustem.

- Reakcją banków na poszukiwanie przez kapitał aktywów było rozbudowywanie niebankowych obszarów działalności - bankowości inwestycyjnej i usług zarządzania aktywami. Dzięki temu banki utrzymały swoją kluczową pozycję w systemie finansowym, ale za cenę przekształcenia się w podmioty o zupełnie innym profilu działalności, niż przewiduje standard zbierania depozytów i udzielania kredytów. Powstały skomplikowane konglomeraty, w których klasyczne usługi bankowe stały się ubogimi krewnymi dla propozycji inwestycyjnych kuszących wysoką stopą zwrotu. Udzielano kredytów na bardzo atrakcyjnych warunkach, ale przy coraz niższej bazie kapitałowej, co wyraźnie wykraczało poza normy zarządzania ryzykiem.

- Kryzys finansowy, który wybuchł w 2008 r. w USA pokazał toksyczność instrumentów pochodnych i był iskrą, która wznieciła pożogę. Instrumenty budowane na rynku amerykańskich nieruchomości (subprime) okazały się gigantyczną bańką spekulacyjną. Właśnie tego rodzaju derywaty wywołały kryzys, który uderzył w międzynarodowy system finansowy z ogromną siłą, niczym tsunami.

- Najpierw zmiótł całą paletę wehikułów inwestycyjnych, jakimi przez lata obrosły banki, a następnie uszczuplił ich kapitały i obnażył rozmiary strat, które powstały jako wynik euforii inwestowania i nieliczenia się z ryzykiem. Doprowadził niemal do bankructwa Islandię, Irlandię przemienił z tygrysa gospodarczego w kraj stojący na skraju upadłości, a ponieważ zglobalizowana gospodarka to system naczyń połączonych pogrążył w kryzysie całą Europę.

- System finansowy nie upadł, bo państwa i banki centralne interweniowały wzmacniając go setkami miliardów dolarów i euro. Jednak była to tylko doraźna pomoc. Wciąż nie wyeliminowano mechanizmów, które sprawiły, że w poszczególnych państwach i w globalnej gospodarce odegrał on rolę szkodnika.

Gdy wiele zachodnich banków stało nad przepaścią polskie banki obwieszczały, że nie mają udziału w toksycznych produktach i są z gruntu zdrowe. Czy to oznacza, że katastroficzne prognozy dla Europy nie dotyczą Polski?

- Z analizy złożoności wynika, że faktycznie sytuacja Polski jest mniej krytyczna niż sytuacja innych krajów europejskich, wśród których szczególnie złożona i nieprzewidywalna jest sytuacja Niemiec. Jednak ewentualny rozpad strefy euro rykoszetem uderzy w Polskę. Wtedy z 13 dużych banków działających nad Wisłą 6 stanie w obliczu upadłoścI - takie są wnioski z przeprowadzonej przez nas analizy ich złożoności, dla której podstawą były udostępniane publicznie przez banki informacje. Nie trudno sobie wyobrazić, jaki wpływ będzie to miało na polską gospodarkę.

Wnioski płynące z zastosowania analizy złożoności do strefy euro są jednak odosobnione. Czy obawy o rozpad nie są nadmierne?

- Gdy określony system zbyt się komplikuje zaczyna być coraz mniej przewidywalny. Coraz trudniej nim sterować, co stopniowo prowadzi do sytuacji, w której w ogóle nie sposób nim dalej kierować. Na tego rodzaju stan krytycznej złożoności natura reaguje upadkiem, czyli samoczynnym procesem prowadzącym do radykalnego uproszczenia sytuacji. Podobne prawidłowości rządzą rozwojem cywilizacji, które dochodziły do punktu maksymalnej złożoności, którą jeszcze były w stanie zarządzać, po czym sytuacja wymykała im się spod kontroli, co prowadziło do upadku.

- Te same mechanizmy występują również w systemach wytworzonych przez człowieka - w państwach, czy w organizacjach biznesowych. My jedynie je odkryliśmy i odwzorowaliśmy matematycznie w metodzie analizy złożoności, która jest prosta, a zastosowanie może znaleźć w różnych dziedzinach - również do oceny kondycji takiego tworu jakim jest wspólna waluta europejska, czy system Unii Europejskiej.

Firmy ratingowe również potrafią określić prawdopodobieństwo wystąpienia bankructwa i swoje wnioski wspierają statystyką. Nie jest to prostsze?

- Gdy agencja ratingowa przyznaje danemu państwu wskaźnik AAA to chce przez to powiedzieć, że prawdopodobieństwo jego bankructwa w ciągu trzech najbliższych lat wynosi 0,25 proc. Nie jest to jednak wyrocznia, bo nie sposób udowodnić, że mamy do czynienia z pewnikiem. Jednak tak ogromne firmy jak np. Enron, Parmalat, czy Lehman Brothers w czasie bezpośrednio poprzedzającym bankructwo otrzymywały wysokie ratingi.

- Oznacza to, że agencje ratingowe nie dostrzegały narastającego ryzyka i nie mają odpowiednich narzędzi, które by im to sygnalizowały. Wprawdzie biorą pod uwagę zmienne wartości wskaźników odzwierciedlających kondycję analizowanego podmiotu z minionych 3-10 lat, które podlegają cyklicznym uaktualnieniom. Używając do ich analizy konwencjonalnych technologii (Risk Management, Business Inteligence, Business Analytics, Value At Risk, etc.) nie potrafią jednak wyłowić symptomów narastającego kryzysu. Nam się to udaje.

- Wykorzystujemy te same wskaźniki, ale analizujemy je tak, że powstaje mapa złożoności. Na niej z wyprzedzeniem można zaobserwować nadchodzący upadek, np. nasza analiza złożoności Lehman Brothers pokazała z wyprzedzeniem to czego nie mogli odkryć korporacyjni menedżerowie ds. zarządzania ryzykiem. Jej wyniki dowiodły, że zwiastuny bankructwa były widoczne od dawna. Poddaliśmy analizie dane publikowane przez tę firmę w ciągu kilku lat przed 2008 r. Odkryliśmy, że już 8 miesięcy przed zapaścią konglomerat osiągnął niebezpiecznie wysoki współczynnik złożoności i zbliżał się do punktu krytycznego.

Chce pan powiedzieć, że analiza złożoności daje pewność, podczas, gdy dotychczas stosowane narzędzia zarządzania ryzykiem jej nie dają?

- Analiza złożoności także nie daje pewników. Jednak na tle innych metod stosowanych w zarządzaniu analiz statystycznych i rachunku prawdopodobieństwa charakteryzuje się większą prostotą. Jej podstawą jest analiza danych istotnych dla danego systemu. Może ich być mniej lub więcej, przy czym im więcej danych tym głębsza analiza. Z góry nie ma tu założenia, że jedne dane są ważniejsze niż inne. Natomiast sama analiza wskazuje, które czynniki najbardziej wpływają na narastanie złożoności i ryzyko upadku.

Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i bądź na bieżąco z informacjami gospodarczymi

A więc wskazuje, co trzeba zmienić, by oddalić widmo zapaści?

- Analiza złożoności jest z jednej strony narzędziem diagnostycznym, który pokazuje stopień skomplikowania danego systemu. Z drugiej strony jest to narzędzie wczesnego ostrzegania o zbliżającym się kryzysie. Okazuje się, że metody konwencjonalne na podstawie cyklicznej analizy danych często nie są zdolne wyłowić zwiastunów nadciągającego załamania.

Rozmawiał Krzysztof Polak

Jacek Marczyk, doktor inżynier aeronautyki i kosmonautyki. Od 30 lat zdobywa doświadczenia w inżynierii informatycznej, kosmicznej, samochodowej na całym świecie. W połowie lat 90.tych wprowadził na rynek narzędzie do symulacji stochastycznej, które zostało opatentowane w USA. Jest wykorzystywane do analizy złożoności różnych systemów, w tym także firm (banków) i państw. Autor książki "A New Theory of Risk and Rating".

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: bank | ANALIZY | strefa euro | kryzys gospodarczy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »