Podwyżki - nie szybko i nie dla wszystkich

Bezrobocie spada, zatrudnienie rośnie. Płace powoli pną się w górę. Jednak nie zniknęły podstawowe problemy rynku pracy - bezrobocie strukturalne i dziedziczne, niedopasowanie edukacji do kompetencji przydatnych w pracy zawodowej oraz niechęć przedsiębiorców do stałego i przejrzystego finansowo zatrudniania pracowników.

Na rynku pracy jest na pewno lepiej niż rok czy dwa lata temu. W urzędach pracy zarejestrowanych jest nieco ponad 1,5 mln osób. To o ćwierć miliona mniej niż rok temu ( mniej więcej tylu mieszkańców ma Gdynia) i pół miliona niż dwa lata temu ( pół miliona ludzi mieszka w Gdańsku). Stopa bezrobocia wynosi 9,6 proc., a to znaczy że w urzędach pracy zarejestrowana jest co jedenasta osoba, która mogłaby legalnie pracować. Dwa lata temu była to co siódma osoba (13 proc. bezrobocie).

- Mamy dobrą koniunkturę, co wpływa na obniżenie bezrobocia. Zatrudnienie rośnie w podobnym tempie w jakim spada bezrobocie. Rynek wolnych miejsc pracy cały czas się rozwija, jest coraz bardziej profesjonalny. Ale też wiele osób wyrejestrowuje się, bo dostaje pracę subsydiowaną (czyli taką za jaką płaci w całości lub w części urząd pracy) lub jest wysłana na szkolenia czy staże - mówi w rozmowie z Interią Robert Pater, ekonomista z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, który co miesiąc przygotowuje Barometr Ofert Pracy dla Biura Inwestycji i Cykli Ekonomicznych, gdzie analizuje zmiany liczby publikowanych w Internecie ogłoszeń o zatrudnieniu. - W październiku wprawdzie liczba sezonowych ofert pracy tymczasowo zmniejszyła się, jednak kreacja trwalszych, nie sezonowych wolnych miejsc pracy jest coraz większa - relacjonuje Robert Pater.

Reklama

100 tysięcy ogłoszeń

Co miesiąc przedsiębiorcy dają ponad sto tysięcy anonsów o pracę, ale głównie dostają je ci, którzy już mają angaż. Im łatwiej jest zmienić pracę niż bezrobotnym się zatrudnić.

- Liczba pracujących rzeczywiście rośnie. Stopniowo pracodawcom będzie coraz trudniej znaleźć pracowników o wymaganych kwalifikacjach, ale nie sadzę, aby skutkowało to znaczącym wzrostem presji płacowej dla wszystkich - uważa Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku. Zwraca uwagę na analizy BAEL (Badanie Ekonomicznej Aktywności Ludności), gdzie jako bezrobotnych traktuje się osoby, które w ogóle nie pracują (legalnie i nielegalnie). Wynika z nich, że bez pracy jest ponad 1,2 mln osób, a bezrobocie wynosi 7,1 proc. Wyniki jakie podał GUS za trzeci kwartał pokazują, że liczba pracowników najemnych rośnie, ale wolniej niż w poprzednich kwartałach. W podobnym, coraz wolniejszym tempie spada bezrobocie.

- Rynek pracy w Polsce wciąż jest daleki od czegoś nazywanego "rynkiem pracownika". Mamy symptomy przechodzenia z pozycji "rynek pracodawcy" w stronę neutralnego zbalansowania - ale droga przed nami jeszcze daleka - ocenia Piotr Soroczyński, główny ekonomista Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych. Tłumaczy, że spadek stopy bezrobocia w sporej mierze wynika z migracji. A wzrost zatrudnienia w całej gospodarce (nie tylko w firmach gdzie pracuje od dziesięciu osób) wynosi mniej niż procent. - Nie jest to zadowalającą skala - tłumaczy ekonomista. I dodaje: - Cieszą rosnące płace. Ale gdyby inflacja była choćby na minimalnym dopuszczalnym przez RPP poziomie - 1,5 proc. to realne wzrosty płac (rosnących nominalnie tak jak dziś o ok. 3 proc.) nie byłyby tak imponujące. Dodatkowo część zmiany to efekt obligatoryjnego podwyższenia płacy minimalnej. - Piotr Soroczyński zwraca uwagę na to, iż po dłuższej przerwie firmy zaczęły na nowo wypłacać premie i nagrody, co podnosi statystyczny wzrost płac. - Jeśli pracownik dostaje od 3 do 4 proc. podwyżki to tego nie zauważa przy codziennych wydatkach. W latach szalonego wzrostu gospodarczego i podkradania sobie przez firmy ludzi do pracy (co podnosi przeciętne płace najefektywniej) nadwyżka płac nad inflacją przez długi czas trzymała się koło 6 proc., czyli wynosiła przynajmniej jedną dziesiąta pensji - dodaje ekonomista.

Edukacyjne wątpliwości nie znikają

Ekonomiści zwracają uwagę na problemy, które wciąż ciążą na rynku pracy. - Bolączką jest dziedziczenie bezrobocia. Dotyczy to m.in. tych osób z niskimi kwalifikacjami, które nie wierzą w polski system edukacji. Mamy kryzys wiary w edukację, ponieważ po co się uczyć, skoro wystarczy wyjechać za granicę i tam trochę się nauczyć prostych prac i zarabia się dużo więcej? - Robert Pater przekonuje, iż koniecznie trzeba się zająć kształtowaniem kariery zawodowej młodzieży. - Być może w Polsce jest wielu potencjalnych świetnych matematyków, ale przez beznadziejną metodę nauczania, zniechęcą się do matematyki i będą niespełnionymi np. marketingowcami lub emigrantami.

- Kiepskie kwalifikacje zawodowe są tym, co będzie utrwalało rynek pracodawcy - uważa Wiktor Wojciechowski. - Dotyczy to zwłaszcza prostych prac, do wykonywania których nie potrzeba specjalnych kwalifikacji zawodowych. Gdy pracodawca na miejsce pracownika może znaleźć wielu innych chętnych, to będzie miał bardzo słabe bodźce, aby zwiększać mu wynagrodzenie - zaznacza ekonomista. Według ekonomistów, rynek pracownika już teraz z różnym natężeniem występuje w odniesieniu do poszczególnych profesji lub w niektórych regionach. - Gdy parę lat temu w Łodzi otwarto oddział rozwoju oprogramowania Samsunga, wynagrodzenia informatyków znacząco wzrosły, a firmy, które nie mogły zaoferować odpowiednio wysokich stawek po prostu nie były w stanie zatrzymać pracowników - przypomina Wojciechowski.

Kiedy rynek pracownika?

Zdaniem ekonomistów, przez dłuższy czas może się utrzymywać sytuacja, w której tylko nieliczni, najważniejsi dla firm i instytucji pracownicy, dostawać będą podwyżki. A dopiero powszechne podnoszenie wynagrodzeń jest jednym z symptomów zadomowienia się "rynku pracownika".

- O przechodzeniu w stronę rynku pracownika świadczyć będzie zmniejszenie liczby pracowników z poborami na poziomie minimalnej krajowej (oraz niewiele wyższe) oraz wyraźne zmniejszenie liczby pracujących na wszelkich odmianach umów, gdzie głównym celem firmy jest obniżenie kosztów płac - dodaje Piotr Soroczyński.

Ale ekonomiści przestrzegają, iż nie uda się zmienić sytuacji przez wprowadzanie nowych wymogów prawnych usztywniających rynek pracy. - Potrzebny jest elastyczny rynek pracy, gdzie pracownika można łatwo zatrudnić i zwolnić - dodaje Robert Pater. Zwraca uwagę, że w Polsce poza wielkimi miastami niewiele osób samych decyduje się na odejście z firmy gdzie mu gorzej płacą, lub źle traktują. Sztywne przepisy prawa działają także wbrew interesom pracowników, nie tylko przedsiębiorców. A jest to ważne, bo jak zaznacza Piotr Soroczyński do słabych płac dołączyć trzeba też niezbyt dobre traktowanie pracowników przez pracodawców. - Działa powiedzenie, że "przychodzi się do pracy do firmy a odchodzi się od szefa". Oficjalnie natomiast odchodząc wszyscy mówią że robią tak, bo dostali gdzieś wyższą płacę. Z migracjami jest podobnie. Większość ludzi mówi o poborach, a nikt nie wspomina o innym traktowaniu pracowników. U nas w znacznej części przypadków pracownik jest kosztem, a nie zasobem, który można z pożytkiem wykorzystać - zdaniem ekonomisty wynika to z nieumiejętności zarządzania ludźmi, z tego, iż nie ma w Polsce świadomości, że złe traktowanie ludzi przekłada się też na wydajność i innowacyjność.

Aleksandra Fandrejewska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rynek pracy | zatrudnienie rośnie | bezrobocie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »