​UE - Wielka Brytania. Umowa na dniach?

Czy Londyn i Bruksela zdążą z umową pobrexitową? Europarlament szykuje się głosowania tuż przed Sylwestrem, ale m.in. Francja, Belgia, Holandia chcą wzmocnienia przygotowań do czarnego scenariusza.

Wlk. Brytania wyszła z Unii Europejskiej z końcem stycznia tego roku, ale dzięki "okresowi przejściowemu" nadal funkcjonuje w UE, jakby była krajem członkowskim, choć nie ma prawa głosu i obecności w instytucjach UE. Te specjalne warunki są już teraz nieprzedłużalne, więc Brytyjczycy i Unia zaczną rok 2021 z nowym porozumieniem gospodarczym (handel na zasadzie "zero ceł, zero kwot" eksportowych) albo bez żadnej umowy, czyli na ogólnych warunkach Światowej Organizacji Handlu (WTO). Degradacja zasad handlu przez Kanał La Manche do poziomu tylko zwykłych reguł WTO byłaby szkodliwa dla obu stron, choć o wiele kosztowniejsza dla Brytyjczyków.

Reklama

Negocjator w kwarantannie

Główny unijny negocjator Michel Barnier od miesięcy uprzedzał, że końcowym terminem na wypracowanie nowej umowy jest koniec października, ale obecnie - blisko miesiąc od przekroczenia tej granicy - w Brukseli nadal dość mocno przeważa pogląd, że się uda. - Po wielu trudnych tygodniach zobaczyliśmy w ostatnich dniach dużo postępu w najważniejszych kwestiach - powiedziała przez paru dniami Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej. Tych nadziei nie obniżyła ogłoszona w zeszłym tygodniu kwarantanna Barniera (z powodu zakażenia jednego ze współpracowników). Telekonferencyjne negocjacje toczą się codziennie, a w najbliższy czwartek lub piątek Barnier (przechodził już covid, więc jego izolacja powinna zakończyć się terminowo) prawdopodobnie wznowi osobiste rozmowy z brytyjskim negocjatorem Davidem Frostem.

- Tekst umowy jest wynegocjowany już w 95 proc. - tak w ostatni piątek (przedstawiciele Komisji Europejskiej tłumaczyli ambasadorom krajów UE w Brukseli, że rozmowy są naprawdę blisko finiszu. Jednak od miesięcy najtrudniejszym dla rządu Borisa Johnsona elementem rokowań pozostają twarde żądania Unii co do "równych zasad gry" (20.11.2020) level playing field), czyli utrzymania przez Wlk. Brytanię i UE bardzo podobnych standardów co do pomocy publicznej, czyli państwowego wsparcia dla firm, standardów środowiskowych czy też warunków pracy. Unia boi się, że przy handlu "zero ceł, zero kwot" np. brytyjscy przedsiębiorcy wspierani przez pomoc publiczną swego rządu (albo zaniżający kosztowne standardy przy produkcji) doprowadzaliby do nierzetelnej czy wręcz dumpingowej konkurencji z firmami z Unii. Ta mocno ogranicza pomoc publiczną (poza wyjątkowymi czasami, jak pandemia).

Co z łowiskami?

Ponadto nadal nierozwiązany jest problem wzajemnego dostępu do łowisk - maleńki w wymiarze gospodarczym, ale ważny dla Francuzów, a w Wlk. Brytanii czasem ubierany w retorykę walki o "pełną niezależność". Bruksela i Londyn nadal nie ustaliły, w jakim systemie (i z jakimi ewentualnymi "karami") rozwiązywać spory co do ewentualnych zarzutów łamania nowej umowy. - A premier Boris Johnson udowodnił, że potrzebujemy tu bardzo mocnych rozwiązań. Im mniej zaufania, tym więcej trzeba twardych narzędzi - tak jeden z zachodnich dyplomatów w Brukseli niedawno tłumaczył oczekiwania swej stolicy. Johnson nadal nie zrezygnował bowiem z projektu przepisów, które złamałyby ustalenia obowiązującej już umowy rozwodowej UE-Londyn co do szczególnych rozwiązań dla granicy między Irlandią oraz Irlandią Płn.

Czarny scenariusz nadal możliwy

Pomimo sporych nadziei na ugodę, kilka krajów Unii domaga się teraz od Komisji Europejskiej zintensyfikowania przygotowań do czarnego scenariusza "no deal", gdyby jednak Londyn - głównie pod hasłami "obrony suwerenności" - nie zgodził się w ostatniej chwili np. na ograniczenia w ramach "równych zasad gry". - Nie możemy stawiać wyłącznie na pozytywny wynik rozmów z Londynem. Nie wystarczy mieć nadzieję. Trzeba przyspieszyć z planami awaryjnymi - tłumaczył belgijski premier Alexander De Croo po telekonferencyjnym szczycie UE w ostatni czwartek (19.11.2020). Z podobnym apelem miał wystąpić także holenderski premier Mark Rutte oraz prezydent Emmanuel Macron.

Za sprawą presji czasu pojawiły się już pomysły, żeby tekst umowy - gdy już zostanie domknięta - na szybko potwierdzać przed końcem roku tylko w wersji angielskiej, wbrew unijnemu wymogowi co do 24 wersji językowych. Jednak stanowczo odrzucił takie pomysły m.in. Paryż, a wstępnie wynegocjowane części umowy - jak nieoficjalnie tłumaczą brukselscy urzędnicy - i tak w drodze wyjątku zostały oddane do tłumaczeń na wszystkie oficjalne języki Unii jeszcze przed finałem rokowań. Umowa lub jej kluczowa część zapewne zostanie oficjalnie uznana przez unijne rządy w Radzie UE za dotyczącą "wyłącznych uprawnień" Unii (takim jest  handel międzynarodowy), co z prawnego punktu widzenia pozwoli na jej "stosowanie tymczasowe" od 1 stycznia w oczekiwaniu na pełne zatwierdzenie przez UE.

Taki "tryb tymczasowy" teoretycznie pozwala na doraźne wdrożenie umowy bez uprzedniego głosowania Parlamentu Europejskiego, ale byłoby to sprzeczne z unijną praktyką, a także - w kontekście pobrexitowym - z obietnicami złożonymi europosłom. Ale szanse na głosowanie podczas ostatniej sesji plenarnej w połowie grudnia są coraz niklejsze, bo to za mało czasu na zapoznanie się z wciąż niewynegocjowanym tekstem. Dlatego Parlament Europejski już przygotowuje się do nadzwyczajnej sesji głosowań około 28 grudnia.

Tomasz Bielecki

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Deutsche Welle
Dowiedz się więcej na temat: brexit
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »