Prof. Grzegorz Wrochna, prezes POLSA: Kosmos przychodzi także do nas

Badanie kosmosu stało się bardzo opłacalną gałęzią gospodarki. O perspektywach rozwoju, przyszłości kosmonautyki i miejscu, jakie Polska może zająć w wyścigu do gwiazd, rozmawiamy z prof. Grzegorzem Wrochną, który 15 października 2021 roku został przez KGHM Polska Miedź S.A. wyróżniony tytułem Ambasadora Polski 2021 w kategorii Nauka.

Urodzony w Radomiu profesor Grzegorz Wrochna jest absolwentem fizyki na Uniwersytecie Warszawskim. Pracował w Instytucie Fizyki Doświadczalnej UW, a także Instytucie Problemów Jądrowych. W Europejskim Laboratorium Cząstek Elementarnych CERN w Genewie uczestniczył w projektowaniu i budowie Wielkiego Zderzacza Hadronów, współpracował także z NASA. Obecnie jest profesorem zwyczajnym w Zakładzie Fizyki Wielkich Energii i Pełnomocnikiem Dyrektora NCBJ ds. Współpracy Międzynarodowej. W 2021 roku został powołany na stanowisko prezesa Polskiej Agencji Kosmicznej.

Reklama

Bartosz Stoczkowski, Interia.pl: Ludzie znów podnoszą wzrok ku gwiazdom. Po zakończeniu programu Apollo, a jeszcze później po katastrofie Challengera, NASA wycofała się z programu lotów wahadłowców, stawiając na bezzałogowe badanie kosmosu. Jednak w ostatnich latach znów odważnie zaczęliśmy mówić o powrocie w kosmos - Elon Musk zapowiada załogowy lot na Marsa, swoich astronautów chcą wysłać na Księżyc Chiny, również twórca Amazona Jeff Bezos, póki co mgliście, zapowiada włączenie się w kosmiczny biznes, a NASA po latach zmagań w końcu wystrzeli teleskop Jamesa Webba, który może zrewolucjonizować naszą wiedzę o dalekim kosmosie. Żyjemy w bardzo ciekawych czasach. Panie profesorze, jak możemy skorzystać na tym "boomie" w planach podbijania kosmosu?

Grzegorz Wrochna: - Rzeczywiście, żyjemy w bardzo ciekawych czasach. Tego rodzaju "romantyzm" podboju kosmosu nigdy nas tak naprawdę nie opuścił, ale wydarzyła się obok tego ważna rzecz: kosmos stał się polem dla biznesu. Przestrzeń kosmiczna jest obszarem ożywionych działań gospodarczych, a niezliczone technologie kosmiczne od dawna stały się dla nas dostępne w życiu codziennym. Już misja Apollo przyniosła nam osławiony teflon, ale trzeba również wymienić tu, chociażby technologię zdjęć satelitarnych i cyfrowych, także nasze telefony komórkowe są naszpikowane technologiami, które miały swój początek w badaniach kosmosu. Filtry powietrza opracowane na potrzeby Międzynarodowej Stacji Kosmicznej znalazły zastosowanie w polskich szpitalach w czasie pandemii.  

Technologie kosmiczne są adaptowane w innych dziedzinach życia.

- Tak. Można to nazwać wtórnymi korzyściami. Ale są i bezpośrednie, takie jak nawigacja satelitarna GPS, z której korzystamy każdego dnia, każdy program telewizyjny i w coraz większym stopniu internet dociera do nas poprzez satelity. To także możliwości obserwacji Ziemi z orbity - zarówno optyczne, jak i radarowe. Pełnią ogromną rolę w badaniu zmian klimatu, tworzeniu prognoz pogody, ale i w zarządzaniu kryzysowym w przypadku katastrof naturalnych. Tych zastosowań jest coraz więcej i coraz trudniej wskazać obszary, w których tych technologii nie ma.

Czy w takim razie istnieje nisza, w której Polacy mogą okazać się specjalistami światowej rangi w badaniu przestrzeni kosmicznej?

- Mamy duże osiągnięcia w dziedzinie budowy instrumentów naukowych, a także automatyki i robotyki. Polską specjalnością jest też gromadzenie, przetwarzanie i analizowanie ogromnych ilości danych, jakie płyną do nas z przestrzeni kosmicznej. Polska jest członkiem Europejskiej Agencji Kosmicznej (European Space Agency - ESA - przyp. red.) i mamy możliwość współdecydowania o tym, jakie projekty będą realizowane w ramach tej organizacji. Jest to dla nas podwójna szansa. Możemy uczestniczyć w wielkich misjach, chociażby tej marsjańskiej, ze względu na współpracę ESA z NASA, ale równocześnie jest to szansa dla naszego przemysłu, by dostarczać potrzebne komponenty w takich badaniach.

Czyli sukcesów nie brakuje?

- Popularność badań kosmosu wpływa na to, że także w Polsce powstają firmy zajmujące się tą dziedziną nauki - budują komponenty do satelitów, a nawet całe satelity. Specjalizują się też w projektach i usługach opartych na danych satelitarnych - ich pozyskiwaniu i opracowaniu. Ponad 150 polskich firm wygrało do tej pory przetargi ESA. Mamy już zalążki krajowego sektora kosmicznego, a na orbitach okołoziemskich krąży już pięć polskich satelitów - a to dopiero początek. Polski sektor kosmiczny może być w przyszłości znakomitą i bardzo dochodową gałęzią przemysłu.

W plebiscycie organizowanym przez KGHM otrzymał pan tytuł Ambasadora Polski 2021 w kategorii Nauka. To wyróżnienie przyznawane osobom, które swoimi działaniami przyczyniają się do promocji Polski na świecie. Jak wygląda taka promocja "od podszewki", jakie ciążą na panu obowiązki?

- Uczestniczę w targach, konferencjach, komitetach, w grupach roboczych i tam prezentuję nasze osiągnięcia. Jest to też prawdziwa walka o to, by nasz kraj mógł uczestniczyć w różnego rodzaju prestiżowych międzynarodowych projektach, by zapisy różnych programów nie wykluczały naszych podmiotów, a nawet były bardziej przyjazne dla polskich przedsiębiorców. W swojej karierze zawodowej brałem wielokrotnie udział w takich działaniach, reprezentowałem nasz kraj w komitetach programowych, grupach OECD, programach unijnych. Wielokrotnie udawało nam się wypracować takie zapisy, które równoważyły wpływ światowych potęg na rynek i otwierały pole dla specjalistów z mniejszych krajów. W ramach Polskiej Agencji Kosmicznej pracujemy nad tym, by nasze firmy nie były jedynie poddostawcami pojedynczych komponentów, przysłowiowych "śrubek", ale dostarczały całe podsystemy, a nawet systemy. To jest główny kierunek naszych działań na najbliższe lata.

Puszczając wodze fantazji i oddając się lekkiej futurologii, jak widzi pan możliwości i szanse dla podboju kosmosu przez człowieka w najbliższych trzydziestu latach? 

- Aktualnie przebywam na konferencji naukowej w Dubaju, gdzie Zjednoczone Emiraty Arabskie, bijąc wszelkie rekordy, pokazały swój program kosmiczny obliczony na 100 lat do przodu i swoje plany budowy kolonii na Marsie konkretnie w roku 2117. Ta szeroka perspektywa czasowa może budzić lekkie uśmieszki, ale sam pamiętam, gdy brałem udział w eksperymencie, w którym trzeba było przewidywać przyszłość na kilkadziesiąt lat do przodu. Było to w czasie, gdy w CERNie współpracowałem przy budowie Wielkiego Zderzacza Hadronów. Projektując tego typu urządzenie, musieliśmy myśleć właśnie w perspektywie 40 lat w przyszłość. Dlatego też dla mnie planowanie programu kosmicznego ZEA na 100 lat do przodu wydaje się całkiem racjonalne.   

W ciągu następnych 30 lat mamy szansę znów stanąć na Księżycu, a nawet założyć tam stałą bazę badawczą, podobną do tych, jakie istnieją w rejonach podbiegunowych Ziemi. Być może tego rodzaju baza jest możliwa nawet na Marsie. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że w najbliższych dekadach pojawią się także nowe zawody - kontroler lotów kosmicznych, górnik księżycowy i inne, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. 

Nie jest to jednak najważniejsze. Proszę spojrzeć na technologię internetu. 30 lat temu, gdy komputery zajmowały całe sale jedynie w ośrodkach naukowych i wojskowych, nikt nie mógł przewidzieć takiego rozwoju technologii, jaki dla nas jest teraz codziennym doświadczeniem. Podobnie dziś nie możemy przewidzieć, jak zmieni się nasze życie na Ziemi poprzez zastosowanie przyszłych technologii kosmicznych.

Ostatecznie więc o wiele ważniejsze okazuje się nie to, co odkrywamy w kosmosie, ale to, co takie badania zmieniają w naszym życiu "tu, na dole"?

- Stanisław Lem powiedział kiedyś: "Wcale nie chcemy zdobywać kosmosu, chcemy tylko rozszerzyć Ziemię do jego granic".

Dziękuję za rozmowę.

 

Partnerem publikacji jest KGHM

.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »