Który słoń zagra pierwsze skrzypce w 2021 roku?

Oczywiście Ameryka. Ma szansę powstać z kolan. Europa - żeby zrobić kolejne, choćby drobne kroki ku większej integracji. Chiny, szarpane przez Donalda Trumpa wojnami handlowymi, mogą odzyskać poczucie bezpieczeństwa i skupić się na budowie społeczeństwa dobrobytu. Może się okazać, że w 2021 roku wszyscy wygrają, a szczepionka zwalczy zarazę.

Aż chciałoby się dać rozpisanemu na przynajmniej cztery lata sezonowi opowieści o globalnych słoniach roboczy tytuł "Nowa nadzieja". Niestety, równie dobrze może się okazać, że tytuł trzeba będzie szybko zmienić na "Mroczne widmo". Dlaczego? Bo pandemia wyrządziła ogromne szkody gospodarcze i społeczne. Nadwerężyła zaufanie społeczeństw do rządzących.

Które ze szkód są największe?

Tego jeszcze nie wiemy, ale są już pewne typy. Być może najważniejszą ze szkód jest to, że zintensyfikowała istniejące społeczne podziały. Tak twierdzi komentator ekonomiczny "Financial Times" Martin Sandbu na blogu Międzynarodowego Funduszu Walutowego. I w związku z tym coraz więcej ludzi mówi: "tak dalej być nie może".

Reklama

Zacznijmy od największego słonia w pokoju nazywanym światem. Wiele badań, w tym banku centralnego USA Fed pokazuje, że w czasie pandemii pracę najczęściej tracili ludzie słabiej wykształceni i wykonujący nisko płatne zajęcia. Wśród ofiar zwolnień znacznie częściej byli Latynosi i Afroamerykanie niż biali. Częściej zwalniano też kobiety niż mężczyzn. Gdy po zamordowaniu George’a Floyda przez policjanta wybuchły antyrasistowskie protesty, guru ekonomiczny Nouriel Robini pisał, że USA stoją w obliczu rewolucji społecznej.

Rządzący będą musieli się zmierzyć z pęknięciem pogłębiającym wcześniej wykopane wąwozy do rozmiarów przepaści. Można powiedzieć z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że znajdą się też tacy, którzy zechcą na tym zbić kapitał polityczny. Populizm wcale nie odchodzi do lamusa, choć ze sceny politycznej schodzi Donald Trump.

- (...) chociaż jego administracja wkrótce przejdzie do historii, globalne środowisko i związane z nim trendy pozostaną. Duża część ludzi, szczególnie w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej, postrzega siebie jako ofiary dzisiejszej globalizacji i ma do niej urazę. Autorytarne, populistyczne rządy, które wykorzystują ten i inne powody do uzasadnienia swojej ksenofobii, pozostają u władzy w wielu krajach - pisze Rohinton Medhora, prezes Centre for International Governance Innovation w Waterloo, w Kanadzie.

Wewnętrzne napięcia i walki - co doskonale wiemy - mogą mrocznym cieniem odbijać się na polityce międzynarodowej. W jaki sposób? To największa niewiadoma 2021 roku. Ale już 20 stycznia odbędzie się premiera pierwszego odcinka sezonu "Nowa nadzieja". Urząd prezydenta USA obejmie Joe Biden. Zastaje kraj spustoszony przez pandemię i kryzys gospodarczy oraz głęboką erozję pozycji USA na świecie.

- Reputacja Ameryki poważnie ucierpiała, zaufanie zostało zniszczone, a niektóre z najgorszych poglądów na temat Stanów Zjednoczonych zostały potwierdzone. Na szczęście świata nie ogarnął pożar - pisze Elizabeth Sidiropoulos, dyrektorka wykonawcza ośrodka badawczego South African Institute of International Affairs w Johannesburgu.

Czas na odbudowę zaufania

Analitycy spraw międzynarodowych są zgodni, że odbudowa zaufania do USA będzie najważniejszym zadaniem dla administracji nowego prezydenta. Joe Biden już zadeklarował powrót USA do multilateralizmu, podważanego przez poprzednika. Co to takiego?

To niejednokrotnie żmudne ucieranie trudnych kompromisów na forach instytucji powołanych do odbudowy światowego ładu po II wojnie światowej. Należą do nich ONZ, Światowa Organizacja Handlu czy np. WHO i wiele innymi. Dla pozycji USA na świecie duże znaczenie może mieć postawa tego kraju wobec propozycji restrukturyzacji zadłużania najbiedniejszych państw, podnoszona przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

- Szybka poprawa to mit (...) Równie ważne jest podjęcie ciężkiej pracy, aby przekonać amerykańską opinię publiczną, że potrzebna jest współpraca międzynarodowa, zwłaszcza w czasach upadku amerykańskiej potęgi - pisze Johannes Thimm z ośrodka badawczego Stiftung Wissenschaft und Politik w Berlinie.

- Żaden kraj nie jest na tyle naiwny, by wierzyć, że wyzwania w zakresie globalnego zarządzania (...) zostaną przezwyciężone po prostu dlatego, że wkrótce powstanie bardziej skłonna do multilateralizmu administracja USA (...) Jednak odbudowanie zaufania, niezawodności i przewidywalności będzie miało zasadnicze znaczenie dla zacieśnienia współpracy międzynarodowej, nawet jeśli same instytucje globalne wymagają reform - dodaje Elizabeth Sidiropoulos.

USA mają powrócić do Porozumienia Paryskiego w sprawie ochrony klimatu i dzięki temu nadadzą nowy impuls do transformacji gospodarki w skali globalnej. Analitycy rozważają też powrót USA do wielostronnych paktów handlowych Partnerstwa Transpacyficznego (TPP) oraz porozumienia TTIP z Unią Europejską.

Quo vadis, globalizacjo?

Ale pandemiczny kryzys pokazał, że na te umowy trzeba spojrzeć inaczej, bo były one zwieńczeniem anachronicznych dziś trendów, niepohamowanej, czy też "hyper" globalizacji, z którą właśnie wiele społeczeństw sobie nie radzi. Te umowy były zwieńczeniem poprzedniej epoki, a w języku pokryzysowej narracji można określić je jako "dziaderskie". Prawdopodobnie wymagają przemyślenia na nowo w obliczu poważnych trudności z dystrybucją korzyści i kosztów globalizacji przez minione kilka dekad.

Globalizacji nie da się zahamować, ale reguły dla niej trzeba wymyślić na nowo i wspólnie. Oprócz handlu, migracji i nieograniczonej swobody przepływu kapitału jej istotą jest także pozycja gigantów technologicznych. Pamiętajmy, że walka z ich monopolami była jednym z najważniejszych punktów agendy Elizabeth Warren, która z Joe Bidenem konkurowała o nominację Demokratów.

Amerykański urząd antymonopolowy FTC rozpoczął w grudniu badanie praktyk biznesowych tamtejszych bigtechów. Niemal równocześnie Komisja Europejska przyjęła projekt dyrektywy Digital Markets Act, która ma ukrócić monopolistyczne praktyki w zakresie wykorzystywania przez nie danych użytkowników. Jeśli postępowania po obu stronach Atlantyku będą spójne i jeśli USA przestaną oponować przeciwko podatkowi cyfrowemu wprowadzanemu przez państwa Unii, może nastąpić punkt zwrotny w relacjach transatlantyckich, także bez powrotu do negocjacji TTIP.

Bezpieczeństwo na świecie będzie jednak zależało od tego, jak największy słoń zareaguje na to, jak rośnie jego konkurent.         

- Konkurencja USA z Chinami pozostanie krytyczną częścią polityki zagranicznej - twierdzi José Octavio Bordón, wiceprezes Consejo Argentino para las Relaciones Internacionales w Buenos Aires.

I dodaje, że choć nowa administracja najprawdopodobniej spróbuje wdrożyć strategię zaangażowania i kompromisu w kwestiach handlowych i środowiskowych, ale w zakresie bezpieczeństwa konkurencja nie osłabnie.

Kto będzie agresywnym słoniem

USA prawdopodobnie zrobią wiele, żeby "wojny handlowe" prezydenta-relikta (określenie nieżyjącego Stefana Mellera) nie doprowadziły do "zimnej wojny" z Chinami. Ale sprawa jest bardziej fundamentalna. W nieodległej perspektywie to Chiny staną się największą gospodarką świata. Jeśli USA zrobią wszystko, by tak się nie stało - a mogą zrobić wiele - Chiny mogą nie mieć szans na zrealizowanie swoich celów "budowy społeczeństwa umiarkowanego dobrobytu", co i tak zostało już zakłócone przez pandemię. I mogą stać się agresywnym słoniem, co widać było już w Hong-Kongu.  

- Biden nie wykazuje skłonności do rozbudowy potencjału militarnego potrzebnego do przywrócenia przewagi Ameryki w Azji. A dlaczego miałby to robić? Rywalizacja z Chinami byłaby droższa niż zimna wojna i oferowała niepewne korzyści - pisze Sam Roggeveen, dyrektor w australijskim ośrodku badawczym Lowy Institute.

Dodajmy jeszcze, że rosnąca potęga Chin jest dla USA wyzwaniem długoterminowym, a nie na jedną prezydencką kadencję. Ale ta właśnie może wyznaczyć kierunki koegzystencji w pokoju, w którym przybywa słoni. Wyznaczanie takich akceptowalnych dla innych kierunków mogłoby przywrócić USA przywódczą rolę w wielobiegunowym świecie.

Zajmijmy się trzecim słoniem, najmniejszym i mocno nieogarniętym. Choć ma mnóstwo wad, ma też ogromny potencjał. Kiedyś, kilkaset lat temu wymyślił powiedzonko "cogito, ergo sum" i dzięki niemu urządził pokój, w którym do dziś mieszkamy.

Komisja Europejska ogłosiła na początku grudnia "propozycję nowego, perspektywicznego programu transatlantyckiego", bo - jak stwierdza - zwycięstwo prezydenta-elekta Joe Bidena stwarza niepowtarzalną okazję do współpracy globalnej w oparciu o wspólne wartości, interesy i globalny wpływ. Według słów Wysokiego Przedstawiciela Josepa Borrella nowa agenda ma "odmłodzić związek", który za prezydenta-relikta stawał się coraz bardziej uciążliwy.

Program obejmuje cztery obszary. Pierwszy dotyczy walki z pandemią, sprawiedliwej, globalnej dystrybucji szczepionek oraz wzywa USA do powrotu do porozumień klimatycznych i proponuje "ustanowienie kompleksowej transatlantyckiej agendy ekologicznej" kierującej się wspólnymi regułami.

Drugi obejmuje zagadnienia z zakresu technologii, handlu i norm. Proponuje dialog w sprawie bigtechów i współpracę w zakresie sprawiedliwego opodatkowania, ochrony krytycznych technologii, danych oraz zasad rozwoju sztucznej inteligencji. Kolejne obszary dotyczą promowania wartości demokratycznych oraz bezpieczeństwa i obronności poprzez wzmacnianie multilateralizmu.

Nic tylko brać? Ale z zastrzeżeniami. Bo analitycy nie łudzą się, że hasło Donalda Trumpa "America First" będzie dominować - choć w bardziej dyplomatycznym kostiumie - w polityce gospodarczej USA. 

- Europejczycy nie powinni oszukiwać się, wierząc, że stosunki transatlantyckie powrócą do status quo ante - pisze Steven Blockmans, dyrektor Centre for European Policy Studies w Brukseli.

- Paradoksalnie, główne ryzyko dla Europy jest w Europie, ponieważ Europejczycy będą kuszeni, aby interpretować odnowione transatlantyckie zaangażowanie Ameryki jako wznowienie dawnych relacji lider-naśladowca (...) Administracja Bidena zapewni Europejczykom historyczną możliwość dążenia do strategicznej autonomii i współpracy transatlantyckiej jako wzajemnie wzmacniającej się dynamiki. Europejczycy najlepiej wykorzystaliby szansę, biorąc większą odpowiedzialność za własną przyszłość -  dodaje Riccardo Alcaro z rzymskiego Istituto Affari Internazionali.

Jaka będzie Unia bez Angeli Merkel?

W jaki sposób Europejczycy mogliby wziąć odpowiedzialność za własną przyszłość?

Oczywiście poprzez głębszą integrację. Właśnie w niej tkwi ten potencjał. Europa go nie wykorzystuje i dlatego słonia nazwaliśmy "nieogarniętym". Unia zrobiła już bardzo ważny krok ku integracji, decydując się na zaciągniecie wspólnego długu na fundusz odbudowy. Jaki będzie następny?

Pod koniec listopada ministrowie finansów strefy euro uzgodnili reformę Europejskiego Mechanizmy Stabilizacyjnego (ESM). Z funduszu ratunkowego może stać się on funduszem zapobiegającym narastaniu nierównowag gospodarczych, zwłaszcza pomiędzy Północą a Południem.

- Dla strefy euro najważniejsza jest obecnie konwergencja pomiędzy bogatą Północą a zadłużonym Południem - twierdzi Melvyn Krauss, profesor z Instytutu Hoovera Uniwersytetu Stanford. Uważa on, że dla państw strefy euro silniejsza integracja w jej obrębie stanie się teraz priorytetem, a fundusz odbudowy daje ku temu niepowtarzalną okazję.     

A w Unii nastąpi w przyszłym roku kolosalna zmiana. Stanowisko kanclerza Niemiec opuści Angela Merkel. Przypomnijmy - jeden z dziadków Angeli Merkel był Polakiem, walczył w armii gen. Hallera w I wojnie światowej, jedna z jej babek była nauczycielką w Gdańsku. Ona sama wychowywała się w NRD, karierę polityczną zaczynała w komunistycznej młodzieżówce FDJ. Nie sposób liczyć na to, że następca kanclerz, kimkolwiek by nie był, będzie równie dobrze jak ona rozumiał Europę Wschodnią, a zwłaszcza Polskę. Powrót do koncepcji "Unii dwóch prędkości" wisi w powietrzu.

Im bardziej Unia będzie korzystać z zielonej energii - zgodnie z jej planem - tym mniej będzie zależna energetycznie od Rosji, co także ma strategiczne znaczenie. Ale w ten sposób pozycja gospodarcza kolejnego słonia będzie słabła. To długotrwały proces i Rosja ma jeszcze szansę na przebudowę gospodarki i odnalezienie własnych paradygmatów rozwoju. Tylko, że nie wychodzi jej to już od blisko trzech dekad.

Tymczasem media spekulują, że Władimir Putin jest nieuleczalnie chory. Jaka będzie Rosja po Putinie? To największa zagadka i można wymyślać najbardziej nieprawdopodobne scenariusze. Na przykład taki, pod roboczym tytułem "Powrót Jedi", że rosyjska klasa średnia wyłoni przywódcę, który (zanim zostanie otruty nowiczokiem) wygra wybory, a Rosja stanie się liberalną demokracją. Albo też taki, że oligarchowie dokonają procesu przeciwnego niż ten, który przeprowadził Iwan Groźny - i dojdzie do entropii władzy centralnej.

Bez względu na tytuł ten sezon może potrwać długo i obfitować w dramatyczne zwroty akcji. Dla wszystkich pozostałych słoni choroba ich kolegi może okazać się największym wyzwaniem. 

Jacek Ramotowski

- - - - - -
Trwa wielka loteria na 20-lecie Interii! 

Weź udział i wygraj! Każdego dnia czeka ponad 20 000 złotych - kliknij i sprawdź

- - - - - -

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »