Kulturalne życie z wirusem w tle

Pandemia koronawirusa odcisnęła swoje piętno na wielu dziedzinach życia. Wśród jej ofiar są artyści, instytucje kultury, organizatorzy koncertów oraz całe zaplecze techniczne. Muzycy i aktorzy po zamknięciu teatrów, kin i sal koncertowych ruszyli na podbój internetu. I choć dziś można jednym klikiem zajrzeć na międzynarodowy festiwal teatralny w Barcelonie czy na Broadway albo do nowojorskiej Metropolitan Opery to zarówno artyści jak i publiczność zgodnie twierdzą, że nic nie zastąpi spotkań na żywo.

Po raz pierwszy kina, muzea, teatry, sale koncertowe zamknięto w Polsce w połowie marca. Lockdown trwał do 6 czerwca. W tym czasie wiele osób odciętych zostało całkowicie od źródła ich dochodów. Czerwcowe odmrożenie gospodarki nie oznaczało jednak powrotu do normalności. Sale mogły być zapełnione jedynie w 50 proc. Już wtedy pojawiały się głosy, że to za mało, żeby żyć normalnie.

Emilian Kamiński, właściciel warszawskiego Teatru Kamienica, w którym widownia liczy 319 miejsc, mówił wówczas Interii, że sprzedaż połowy biletów w najlepszym wypadku pokryje koszty, a o opłacalności biznesu można mówić, gdy sala wypełniona jest w dwóch trzecic

Reklama

Lato oznaczało jednak powrót do jako takiej normalności. Teatry nie zrobiły sobie tym razem przerwy wakacyjnej, jak zazwyczaj. Artyści przystąpili do pracy, a wygłodniali kultury Polacy ruszyli do kina, teatrów i filharmonii. - Odkąd pojawiła się taka możliwość, regularnie chodziłem do teatru. Było czuć, że to specyficzny czas. Aktorzy doceniali, że publiczność przychodziła poobcować ze sztuką, mimo panoszącego się wirusa. Po spektaklu wychodzili do ludzi, by podziękować im za to, że przyszli. Nierzadko to oni bili nam brawo. To było naprawdę wzruszające - mówił Szymon z Warszawy.

Pandemia pokazała, jak bardzo obie strony są sobie nawzajem potrzebne. Emocje, jakie wiążą się z odbiorem sztuki na żywo, są zupełnie inne. - Internet jest zimny, ubogi w uczucia. Bo uczucia są wtedy, gdy jest energia, gdy są uruchomione zmysły, gdy tworzy się pewna wspólnota. Wymieniamy się energią. Aktorzy oddają ją w trakcie spektaklu, a widzowie chłoną. W internecie tego nie ma. Uczucia przez szybę nie istnieją - mówił Interii Emilian Kamiński.

Sztuka w sieci

Szczęście nie trwało jednak długo. Od 10 października wydarzenia kulturalne w przestrzeni zamkniętej mogły się odbywać jedynie z udziałem 25 proc. publiczności, a 7 listopada instytucje kultury ponownie zostały zamknięte i tak jest do dziś. Niektórzy artyści w tej trudnej sytuacji postanowili się przebranżowić, inni chwytali się za prace dorywcze, by przetrwać trudny czas. Część postawiła szukać szczęścia w sieci.

Już w trakcie pierwszego lockdownu artyści tłumnie ruszyli do internetu. Pojawiło się mnóstwo wydarzeń kulturalnych, które można było oglądać online - koncerty, spektakle teatralne, wirtualne wycieczki po muzeach, ale też wykłady i prezentacje połączone z występami. Był to efekt stypendiów i dofinansowań na tego typu działalność. Uruchomiono m.in. rządowy program Kultura w sieci, który wspiera finansowo realizacje upowszechniające dorobek kultury poprzez internet, będący jednocześnie elementem tarczy antykryzysowej.

Instytucje kulturalne organizują specjalne premiery online, prezentując na żywo spektakle czy koncerty, albo udostępniają na swoich stronach zrealizowane wcześniej nagrania. W efekcie pojawiają się możliwości obejrzenia doskonałych spektakli czy odsłuchania koncertów z całej Polski, a nawet ze świata. W większości przypadków dostęp jest otwarty dla wszystkich chętnych, choć zdarzają się też wydarzenia biletowane, jak choćby część festiwali filmowych. Ceny są atrakcyjne, w dodatku wydarzenie obejrzeć może cała rodzina. Chętnych więc nie brakuje. To niewątpliwie plus obecnej sytuacji.

Tęsknota za normalnością

Jednak pozostaje duży niedosyt. Paweł Kos-Nowicki, dyrygent, podkreśla, że muzykom bardzo brakuje kontaktu z publicznością. -  Kontakt z drugim człowiekiem to podstawa tego zawodu. Brak publiczności to dla muzyków poważna niedogodność. Niektórzy nie radzą sobie psychicznie z sytuacją, w której nie pracują i nie koncertują. Bo ćwiczenie na instrumencie w domu nie wystarcza - mówi Interii. Dodatkowo sytuacja finansowa wielu muzyków jest bardzo zła.

Przejście do internetu z działalnością koncertową wiąże się też z wieloma wyzwaniami natury technicznej i - znów - finansowej. Transmisje podwyższają koszt każdego przedsięwzięcia. - To nie mogą być przecież transmisje z telefonów komórkowych. Konieczny jest dobry sprzęt i świetni fachowcy, którzy są w stanie nagrać i zmontować koncert. Trzeba też wynająć salę koncertową, w której pomieści się orkiestra - informuje Kos-Nowicki.

Sporo zachodu wymaga dotarcie z ofertą do publiczności, która nie jest jeszcze nauczona, gdzie szukać koncertów online. To wymaga dużej aktywności ze strony organizatorów. - Tego typu działania są absorbujące, bo mamy do czynienia z nową sytuacją, której się dopiero uczymy - podkreśla. Inny jest też program koncertów prezentowanych za pośrednictwem sieci. - Nie każdy wytrzyma przed komputerem półtorej godziny. Planowanie przerwy jest z kolei ryzykowne, bo część osób może nie wrócić do transmisji. Koncerty są więc krótsze, za to częstsze - mówi dyrygent.

Publiczność, podobnie jak artyści, jest złakniona kontaktu ze sztuką. - Bardzo tęsknię za muzyką na żywo. Wyobrażam sobie czasem, że jestem w Teatrze Wielkim i słucham strojącej się przed spektaklem orkiestry. To specyficzny moment, zapowiedź tego, co ma się za chwilę wydarzyć, dobrze się kojarzy. Bardzo się za tym stęskniłam. Ostatnio wybrałam się na spacer i doszłam do Teatru Wielkiego, żeby chociaż popatrzeć na sam budynek - mówi Magda z Warszawy.

Nie wszyscy godzą się na przenoszenie aktywności do sieci. Na taki krok nie zdecydowali się organizatorzy Konkursu Chopinowskiego, który miał odbyć się w październiku tego roku. Wydarzenie odbywa się co pięć lat i jest jednym z najwyższych rangą konkursów dla muzyków. Przeprowadzenie w czasie pandemii kolejnej edycji, do której zakwalifikowano 160 pianistów z różnych krajów świata, gwarantując bezpieczeństwo muzykom i jury, byłoby wielkim wyzwaniem.

Organizatorzy nie chcieli też rezygnować z udziału publiczności w przesłuchaniach. - Nie wyobrażaliśmy sobie takiej zmiany podejścia do wykonawstwa w tak ważnym konkursie, pozbawienia żywego kontaktu wykonawcy i słuchacza, warunkującego wykonawstwo artystyczne na scenie - mówił Artur Szklener, dyrektor Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. Dlatego Konkurs przeniesiono na październik 2021 roku.

Europa też gra online

Jak wygląda z kolei sztuka w czasie pandemii w Europie? Podobnie. Na stronach internetowych znanych festiwali teatralnych i muzycznych pojawiło się nowe okienko: "Oglądaj online".

Organizowany w Katalonii od niemal 30 lat międzynarodowy festiwal teatralny Temporada Alta (Szczyt Sezonu), zaprasza na 50 spektakli, które oglądać można w internecie. "Randki w ciemno organizowane przez zespoły teatralne wyłącznie dla jednego widza - ciebie" - zachęcają organizatorzy wydarzenia. Do 22 grudnia, bez wychodzenia z domu można obejrzeć w sieci "2666" - spektakl oparty na słynnej powieści Roberta Bolańa, Hamleta Williama Shakespeare wyreżyserowanego przez Litwina Oskarasa Konsunovasa czy "Poznaj karpacki ogród" - satyrę na masową turystykę. Aby oglądający w domu mógł poczuć się komfortowo, może sobie ściągnąć z sieci teatralny i uliczny gwar.  

Z usług internetu skorzystał w kwietniu nawet wielki Broadway. Po odwołaniu na czas nieokreślony na Manhattanie wielkich rewii i spektakli, niektóre z nich przeniosły się do sieci. Dzięki tej inicjatywie, za pośrednictwem sieci społecznościowych, można było podziwiać za darmo Billie Eilisha, Andree Bocellego, Dua Lipa czy Willa Ferrella. "Spektakl i sztuka zawsze odnajdą drogę do publiczności" - napisano potem w jednej z recenzji wydarzenia.

Swoje wirtualne wrota otworzyła wtedy nawet nowojorska Metropolitan. Fani opery mogli na małych ekranach komputerów podziwiać "Cyrulika sewilskiego" Gioacchina Rossiniego i Makbeta Giuseppego Verdiego.

Instytucje kultury wyciągnęły lekcje z obecnej sytuacji. Jak niedawno napisał Marc Artigau, reżyser barcelońskiego Teatre Llure (Teatr Wolny), "nasze ambicje powinny sięgać dalej ku poszukiwaniu nowych języków, które teatr będzie rozwijał we wszechobecnym, cyfrowym świecie". A to oznacza, że sztuka nie zamierza już wychodzić z cyfrowego świata, nawet gdy pandemia się skończy. Choć oczywiście bezpośredni kontakt z publicznością pozostanie najważniejszym kanałem kontaktu z widzami.

Otwartą pozostaje kwestia, kiedy będziemy mogli znów pójść do teatru czy filharmonii. Wciąż jest duża niepewność co do najbliższej nawet przyszłości. Z jednej strony pojawiają się informacje o szczepionce, z drugiej Covid-19 nadal sieje śmiertelne żniwo na całym świecie. Pytań jest więcej niż odpowiedzi. Jedno natomiast jest pewne - gdy to wszystko się skończy, złaknieni kultury ludzie ruszą do teatrów, filharmonii i muzeów. Chyba że kryzys zrujnuje ich domowe budżety...

Monika Borkowska, Ewa Wysocka

***

Trwa wielka loteria na 20-lecie Interii! 

Weź udział i wygraj! Każdego dnia czeka ponad 20 000 złotych - kliknij i sprawdź


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »