XIV Europejski Kongres Gospodarczy

Krzysztof Pawiński, Maspex: Łatwo to już było

- Nie mam takiego przekonania, że inflacja przestanie być naszym problemem. Jesteśmy po dużej podwyżce cen, którą zrealizowaliśmy pod koniec marca, w czerwcu jesteśmy niestety przed następną rundą, która nas czeka i naszych odbiorców. Nie jest to nic dobrego, żaden biznes tego nie lubi. Natomiast warunki nas do tego zmuszają - mówi Interii Krzysztof Pawiński, prezes Grupy Maspex. Nie wykluczył też kolejnych podwyżek. Jak dodał: - Niestety nie widać optymizmu, jeśli chodzi o tę inflację podażową, która będzie nas demolowała, następny rok a może i dłużej.

- Łatwo to już było - podkreślił Pawiński pytany o obecne warunki prowadzenia biznesu. Rosnąca inflacja i podwyżki stóp proc. nie pozostają bez wpływu i mają "absolutnie demolujący charakter, jeśli chodzi o otoczenie biznesu".

- Wydaje mi się, że największym wyzwaniem jest inflacja - wskazał w rozmowie z Interią podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach Pawiński. I przypomniał: Inflację trzeba rozumieć w podwójnym znaczeniu: tym podażowym i tym popytowym. - Na ogół zbijamy te dwa pojęcia w jedno słowo inflacja, natomiast są to zupełnie różne mechanizmy. Niestety obecnie mamy do czynienia zarówno z inflacją popytową jak i podażową - powiedział współzałożyciel i prezes Maspeksu.

Reklama

"Wszyscy będziemy konfrontowani z wyższymi cenami"

Inflacja w marcu wyniosła 11 proc. w ujęciu rocznym. - Pamiętam i wyższe poziomy inflacji. Nie było tak, że biznes przestał funkcjonować, natomiast ten dobry okres niskiej inflacji czy wręcz epizod deflacji, sprawiał że praca nasza był bardziej komfortowa - zauważył Pawiński.

Co rosnąca dynamika cen oznacza obecnie dla biznesu? - Niestety ten impuls inflacyjny musi się znaleźć w cenach (...) Wszyscy będziemy konfrontowani z wyższymi cenami. Ten cykl jest lekko opóźniany poprzez nasze umowy, nasze kontrakty z odbiorcami, natomiast jest nieuchronny. To nie jest dobra informacja dla nas, dla producentów, bo każda podwyżka cen redukuje wolumen (wysokość sprzedaży - red.). A my chcemy produkować więcej i sprzedawać więcej. Uda się nam zwiększać wartość sprzedaży, ale ta większa wartość sprzedaży ma negatywny wpływ na wolumeny - wyjaśnił w rozmowie z Interią Pawiński.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Jak dodał: - Branża spożywcza jest jednak branżą konserwatywną z punkt widzenia stabilności popytu; de facto ilości spożywanej żywności są w miarę stałe lub lekko rosnące.

- Mamy do czynienia z rynkiem rosnącym z punktu widzenia nowych konsumentów, którzy dołączyli do nas z falą uchodźców z Ukrainy. To są nasi nowi klienci, co ma wpływ na każdy biznes spożywczy w tym kraju. W tym przypadku ten pozytywny - zauważył Pawiński.

Wszystko drożeje

Czy udaje się te rosnące koszty już rekompensować podwyżkami cen? - Jesteśmy w tyle, jesteśmy w niedoczasie, tak jak wszystkie firmy, ponieważ żeby kreować stabilne środowisko współpracy z naszym otoczeniem handlowym, mamy umowy, kontrakty, które sprawiają że te nasze zmiany cen są anonsowane z pewnym wyprzedzeniem. Natomiast dynamika zmian kosztów naszych, właśnie ta inflacja producencka, wyprzedza konsumencką, i my odczuwamy to po naszej stronie jako negatywny czynnik wpływający na nasz poziom zarabiania - powiedział.

Na pytanie, co dzisiaj rośnie najmocniej, prezes Maspeksu wskazał, że "rośnie wszystko".

- Zmiany cen nie są czymś szczególnym, co jest nam nieznane. Zawsze coś rośnie, ale na ogół było tak, że coś rośnie, coś spada i zawsze jest ten balansujący sposób wyliczania końcowego efektu. Teraz mamy do czynienia, że wszystkie składowe kosztów wytworzenia rosną - nie ma ani jednego składnika, który by malał. To jest rzeczywiście unikalne w negatywnym sensie tego słowa - dodał.

Sytuacja się nie zmienia od kilku miesięcy już. W tym kontekście wzrostu cen dominuje wciąż pesymizm. - Nie mam takiego przekonania, że inflacja przestanie być naszym problemem. Jesteśmy po dużej podwyżce cen, którą zrealizowaliśmy pod koniec marca, w czerwcu jesteśmy niestety przed następną rundą, która nas czeka i naszych odbiorców. Nie jest to nic dobrego, żaden biznes tego nie lubi. Natomiast warunki nas do tego zmuszają - powiedział Pawiński. I nie wykluczył, że będą kolejne podwyżki.

Dobry czas dla rynku spożywczego

Konsumpcja w marcu wzrosła silnie - to efekt napływu nowych konsumentów ze Wschodu.

- Mamy do czynienia z dynamicznym rynkiem z punktu widzenia wolumenów sprzedaży. Rynek spożywczy ma przed sobą - w mojej ocenie - dobry czas z punktu widzenia wielkości produkcji, natomiast bardzo trudno będzie zarządzić tym poziomem, który zostaje po odjęciu od przychodów kosztów, czyli poziomem dochodów. Z tym jest trudniej, natomiast rynek sprzyja nam z punktu widzenia większego zapotrzebowania, jeśli chodzi o produkty spożywcze - powiedział Interii Pawiński.

Jak się wyraził: To fajna cecha, taka niedoceniana, konserwatywnej branży jaką jest produkcja artykułów spożywczych. - Wolumetrycznie nie spożywamy mniej, nawet jeśli mamy do czynienia z czymś, co nas przeraża z punktu widzenia finansowych skutków. Jesteśmy na tyle społeczeństwem bogatym, że nie oszczędzamy na żywności. Jest taka stara XIX-wieczna teoria, która mówi, że w czasach kryzysu spożycie mleka i chleba rosło. Ekwiwalentem tego XIX-wiecznego mleka i chleba są obecnie produkty spożywcze szeroko oferowane. Obserwując różne zawirowania na rynku, które już w tych 32 latach historii prowadzenia biznesu było mi dane widzieć, uważam, że powtórzy się to samo. Wolumetrycznie sprzedaż żywności nie będzie mniejsza, a biorąc pod uwagę dynamikę demograficzną będzie lekko wyższa. Co nie zmienia faktu, że nie wszyscy na tym zarobią - wyjaśnił Pawiński.

Wskazał jednak, że "wyzwania są trudne, złożone, jest wiele rzeczy naraz". - Gdybyśmy mieli tylko inflację popytową - wiadomo jak się z tym walczy. Ależ jaki my mamy wpływ na łańcuchy dostaw związane z Chinami. Jeśli 30 proc. wszystkich zatorów we frachcie i przepustowość portów jest w Chinach i to cały czas rośnie, jeśli patrzymy na perspektywę kolejnych lockdownów w największej fabryce świata - to nasze możliwości sprawcze, nasze możliwości reagowania na to są praktycznie żadne. Podwyższamy lekko stany naszych zapasów, staramy się zabezpieczyć te komponenty, które się mogą opóźnić (...) To są wyzwania, których żadna pojedyncza firma nie jest w stanie sama unieść; jesteśmy zakładnikami takiej sytuacji i niestety nie widać optymizmu, jeśli chodzi o tę inflację podażową, która będzie nas demolowała następny rok a może i dłużej - ostrzegł.

Popytowa inflacja odpuści dopiero za "jakiś czas"

Z drugiej strony, podwyżki stóp proc. - dokonywane przez Radę Polityki Pieniężnej - mają na celu obniżenie inflacji popytowej. - To wszystko wymaga czasu, między przyczyną a skutkiem musi upłynąć ileś kwartałów a nie dni. Efekty tych obecnych decyzji będziemy obserwowali dopiero po pewnym czasie: raczej dłuższym niż krótszym - zauważył rozmówca Interii.

Pytany o spiralę cenowo-płacową, prezes Maspeksu przypomniał, że jest teoria o tzw. drugiej rundzie, zgodnie z którą po fali inflacji popytowej nakręcać się zaczyna spirala poprzez kwestie płacowe i jest to dodatkowy dopalacz wzrostu cen. - Dlaczego miałoby być tym razem inaczej, skoro zawsze tak było. Wydaje się, że to jeszcze przed nami tak patrząc - powiedział Pawiński i dodał, że po przejęciu ostatnim, kiedy do grupy Maspex dołączyły Żubrówka i Soplica, liczba pracowników przekroczyła 8 tys. Z kolei pytany o rezerwy na podwyżki w tym roku, stwierdził, że "to są elementy, które są składnikiem naszego budżetu i to jest zawsze taka szorstka przyjaźń". - Z jednej strony rozumiemy oczekiwania, z drugiej staramy się wpasować w nasze biznesplany, które nie uniosą dowolnego wskaźnika wzrostu (wynagrodzeń - red.). Jesteśmy tak jak wszyscy zakładnikami tej sytuacji i nie da się prowadzić biznesu w oderwaniu od tych realiów, a one są takie jakie są - ocenił.

- Z pracownikami zawsze należy rozmawiać - dodał Pawiński.

"Nie wiem czy sam bym potrafił"

Niedawno rząd wyraził zgodę na powołanie Krajowej Grupy Spożywczej, czyli jak podkreślono "silnej, państwowej spółki rolno-spożywczej".

- Tak się składa, że moje państwo jest właścicielem pewnych aktywów spożywczych. Byłbym ostatnim, który odmawia komuś prawa łączenia albo dzielenia biznesów. Co więcej, w swojej historii i dzieliłem swoje biznesy, i łączyłem - w związku z tym jak się popatrzy na to jak na pewien element restrukturyzacji - nic mi do tego i jest to jakiś element warsztatu menadżerskiego ludzi, którzy tym zarządzają - odniósł się do tego pomysłu Pawiński.

Dodał jednak, że: - Oczekiwanie istotnych synergii między tak różnymi aktywami spożywczymi, które są naprawdę od nasiennictwa aż po przemiał zbóż, od produkcji ketchupu do produkcji cukru, to jest trudna sprawa.

- Jeśli ktoś jest właścicielem aktywów spożywczych ma pełne prawo ku temu żeby próbować zarządzać nimi bardziej efektywnie. Ale zapowiedź czy obietnice, że z tego powodu rolnikom będzie istotnie łatwiej, jest bym powiedział na wyrost. Kibicuję temu przedsięwzięciu z punktu widzenia uczestnika rynku, to nie są produkcje do mnie konkurencyjne. Dobry wpływ na otoczenie rolne będzie też dobrym wpływem na całość innych biznesów. Natomiast to jest kawał trudnej restrukturyzacji, trudnego zadania. Nie zazdroszczę tym, którzy mają z tego zrobić dobrze funkcjonujące, zintegrowane przedsięwzięcie bo to jest bardzo, bardzo trudne. Nie wiem czy sam bym potrafił - wskazał Pawiński.

Rozmawiał Bartosz Bednarz

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »