Amerykanie mają powody, by obniżać stopy. Dolar dobrze na tym nie wyjdzie
Rośnie prawdopodobieństwo, że amerykański bank centralny zdecyduje się na szybkie obniżanie stóp procentowych. Przesądzić mogą o tym słabe dane z rynku pracy w USA. Na giełdach walutowych dolar zawrócił ze ścieżki wzrostu. Nie brak prognoz, że jeszcze w tym roku za walutę Amerykanów będziemy płacić mniej niż 3,50 zł.
- Na rynkach zaczyna dominować pogląd, że w tym roku Fed trzykrotnie obniży stopy procentowe, za każdym razem o 25 punktów bazowych - we wrześniu, październiku i grudniu
- Wielu ekonomistów zakłada, że dolar może powtórzyć scenariusz z pierwszej kadencji prezydenckiej Donalda Trumpa. W 2017 roku "zielony" miał problemy podobne do dzisiejszych i dużo stracił na wartości
- Niektórzy ekonomiści zakładają, że atutem złotego w relacji z innymi walutami będą pieniądze napływające do Polski z Krajowego Planu Odbudowy
Na przełomie lipca i sierpnia mieliśmy niezwykle zmienne notowania dolara. Waluta Amerykanów od 23 lipca do 1 sierpnia podrożała z 3,61 zł do ponad 3,75 zł. Impuls do tego ruchu dały nowe cła prezydenta Donalda Trumpa nałożone na dziesiątki krajów, w tym na Unię Europejską, Szwajcarię, Kanadę czy Indie. Piątek 1 sierpnia był jednak dniem walutowego przesilenia. Cena dolara spadła gwałtownie poniżej 3,70 zł. Jednocześnie podrożał eurodolar - z niecałych 1,14 do ponad 1,155.
Przyczyną deprecjacji dolara były rozczarowujące dane dotyczące zmian zatrudnienia w sektorze pozarolniczym w Stanach Zjednoczonych. Dla rynków stały się one sygnałem, że rośnie ryzyko spowolnienia gospodarczego w USA i że Rezerwa Federalna zapewne szybko przejdzie na bardziej "gołębie" pozycje w polityce monetarnej.
Z danych amerykańskiego Biura Statystyki Pracy (BLS) wynika, że zatrudnienie poza rolnictwem zwiększyło się w lipcu jedynie o 73 tysięcy etatów, co mocno kontrastowało z prognozami ogółu ekonomistów, którzy zakładali wzrost na poziomie 110 tysięcy miejsc pracy. W dodatku, BLS przeprowadziło radykalną korektę raportów za maj i czerwiec, w wyniku której pula etatów zmalała wstecznie o ponad ćwierć miliona. Za sam tylko czerwiec liczbę nowych miejsc pracy obniżono ze 147 tysięcy do 14 tysięcy. Jeśli nie liczyć wyjątkowego okresu lockdownów covidowych, to była to największa rewizja wyniku BLS od 1979 roku.
Bardzo mały czerwcowy przyrost miejsc pracy w sektorze pozarolniczym jest najgorszym rezultatem od grudnia 2020 roku. Natomiast słaby wynik lipcowy sprawił, że stopa bezrobocia w USA wzrosła z 4,1 do 4,2 proc.
Donald Trump w obliczu tak złych danych zachował się w sposób, który w jego wypadku już nie szokuje - pozbawił stanowiska Erikę McEntarfer, szefową rządowego Biura Statystyki Pracy i to już nazajutrz po opublikowaniu raportu. Prezydent USA zarzucił urzędniczce manipulację statystykami. - Dokonała największych błędów w obliczeniach od 50 lat. Fałszowała też statystyki zatrudnienia w 2024 roku, po to, by pokazać, że za rządów ekipy Joe Bidena rynek pracy miał się znakomicie - napisał Trump w portalu Truth Social.
Dla uczestników rynków finansowych w USA i na świecie nie ma większego znaczenia, kto firmuje swoim nazwiskiem oficjalne statystyki amerykańskie. Inwestorzy wiedzą także, że poważne rewizje raportów z rynku pracy zdarzają się bardzo często i nie są wynikiem oszustw, a raczej niedoskonałej metodologii statystycznej.
W tej chwili na rynkach dominuje pogląd, że Fed pod wpływem słabych danych zdecyduje się na przyspieszone obniżki stóp procentowych. Przed ogłoszeniem komunikatu BLS przewodniczący Rezerwy Federalnej, Jerome Powell, podkreślał, że żadne decyzje w sprawie polityki monetarnej na wrzesień nie zostały jeszcze podjęte. Dodawał, że jego instytucja nadal uważnie obserwuje raporty makroekonomiczne, aby ocenić, kiedy i w jakim zakresie dostosować stopy procentowe.
Najnowsze kontrakty terminowe pokazują, że inwestorzy na 75 proc. szacują prawdopodobieństwo obniżenia stóp procentowych przez Fed o 25 punktów bazowych we wrześniu. Przed publikacją raportu o zatrudnieniu te szanse oceniano na 45 proc. Co więcej, górę zaczyna brać pogląd, że do dwóch takich samych cięć stóp dojdzie także w październiku i grudniu.
Ciekawie może wyglądać sytuacja w 2026 roku, zwłaszcza, że w maju zakończy się kadencja obecnego szefa Fed. Donald Trump ma bardzo złe zdanie o Powellu i nie szczędzi słów krytyki pod adresem "jastrzębiego" stanowiska Rezerwy Federalnej. Prezydent USA wkrótce wskaże swojego kandydata na stanowisko prezesa amerykańskiego banku centralnego. Z pewnością będzie to osoba przekonana do miękkiej polityki pieniężnej.
Każdy kto analizuje notowania dolara od początku tego roku, widzi, że waluta Amerykanów traci na politycznych i gospodarczych turbulencjach. Euro, za które w styczniu płacono 1,02 dolara, teraz jest o kilkanaście centów droższe. Natomiast na naszym rynku walutowym dolar potaniał w tym czasie o kilkadziesiąt groszy - cofnął się z poziomu 4,16 zł.
Wielu ekonomistów zakłada, że dolar może powtórzyć scenariusz z pierwszej kadencji prezydenckiej Donalda Trumpa. W 2017 roku "zielony" miał problemy podobne do dzisiejszych i dużo tracił na wartości wobec wielu walut. Za euro na początku pierwszej kadencji Trumpa płacono 1,04 dolara, a pod koniec 2017 roku ponad 1,20. W tym samym czasie w Polsce dolar potaniał z 4,21 do 3,50 zł. Wynikało to przede wszystkim z niepewności politycznej w USA, poprawy sytuacji gospodarczej w strefie euro oraz zmiany oczekiwań wobec polityki amerykańskiego banku centralnego.
Ostatnio szereg renomowanych instytucji finansowych - m.in. Goldman Sachs i BNP Paribas - zrewidowało w dół prognozy dla dolara. Goldman Sachs przewiduje, że w tym kwartale kurs waluty Amerykanów utrzyma się w granicach 3,70 zł, ale w ostatnim kwartale tego roku spadnie do 3,50 zł. Wśród przyczyn takiego osłabienia dolara analitycy wymieniają politykę Fed i dedolaryzację, czyli odchodzenie banków centralnych do "zielonego" jako waluty rezerwowej.
Z kolei BNP Paribas na ten kwartał zapowiada cenę 3,56 zł, a na następny tylko 3,41. Eksperci banku wyjątkową siłę złotego widzą między innymi w napływie do Polski pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy.
Sporo jest też prognoz, które rysują perspektywę systematycznego wzmacniania się dolara. Z aktualnego raportu HSBC wynika, że w trzech najbliższych kwartałach (zaczynając od obecnego) dolar będzie kosztował: 3,83, 3,86 i 3,89 zł. Natomiast Wells Fargo w tym samym czasie przewiduje notowania na poziomie: 4,06, 4,14 i 4,23 zł.
Jacek Brzeski