Kursy walut znów pod wpływem stagflacyjnych obaw
W końcówce kwartału powracają obawy o stagflację podsycone spadkiem indeksu odzwierciedlającego nastroje amerykańskich konsumentów.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
W minionym tygodniu ceny ropy naftowej nie tyle przestały spadać, ile wręcz podniosły się o ponad 5 proc. Efekt tego połączenia to wyparowanie apetytu na ryzyko. Wyraźnym spadkom na Wall Street towarzyszy wzrost wartości franka oraz dolara. CHF/PLN przekracza 4,67, a USD/PLN 4,47. W tym samym czasie EUR/PLN dryfuje lekko wyżej, ale jak dotąd nie przebił definitywnie 4,70. W regionie szokuje ostry ruch stóp procentowych na Węgrzech, którego zadaniem jest także wyrwanie forinta ze spirali wyprzedaży.
Sprawdź notowania walut online w serwisie Biznes Interii
Nieprzerwanie za swoisty sufit, kluczową strefę dla notowań kursu euro postrzegamy strefę wiosennych szczytów leżącą pomiędzy 4,72 a 4,75 zł. Notowania wspólnej waluty pozostają stabilne, lecz drożeją frank i dolar. To znak, że znów w tarapatach znalazło się euro. Choć EUR/USD zawracał w tym kwartale z okolic minimów z 2017 r. (1,0350 to ostatnia bariera zamykająca drogę do zrównania się głównych walut wartością), to euro nie ma argumentów wystarczających do wygenerowania wyraźniejszej korekty tegorocznych spadków. EBC pozostaje daleko w tyle za Fed na polu podnoszenia stóp, Stary Kontynent jest bardziej podatny na kryzys energetyczny, niebezpieczną stagflację i mocniej eksponowany na tarapaty chińskiej gospodarki, która w dobiegającym końca kwartale zanotuje spadek PKB.
Kto nie chce podnosić stóp procentowych, ten ostatecznie zostanie do tego zmuszony. W powyższy sposób można interpretować wczorajszy ruch podnoszący podstawową stopę banku centralnego na Węgrzech aż o 185 punktów bazowych i do 7,75 proc. Wprawdzie ważniejszym instrumentem polityki stała się ostatnio stopa depozytowa (była już powyżej 7 proc. i po raz kolejny zostanie wywindowana w czwartek), ale to wciąż zdecydowany i jastrzębi krok. Władze monetarne w obliczu wcześniejszego zawahania się, gigantycznych nierównowag w bilansie płatniczym i konfliktu z UE muszą ratować forinta znad przepaści. W końcu EUR/HUF był ostatnio nad 400, czyli najwyżej w historii i raził słabością na tle złotego i korony czeskiej. Jeśli mowa o CZK, to przypomnijmy, że przed tygodniem Czeski Bank Narodowy podwyższył stopy procentowe o 125 punktów bazowych. Był to swoisty prezent na pożegnanie od kończącego kadencję jastrzębia Jirego Rusnoka dla obejmującego stery w banku centralnym oponenta zacieśniania Alesa Michla.
W rezultacie na koniec półrocza stopy na Węgrzech i w Czechach będą o minimum 1 punkt procentowy wyższe niż w Polsce (obecnie 6,0 proc.). Mając na względzie ruchy władz monetarnych w regionie, należy ocenić, że z punktu widzenia kondycji złotego jest za wcześnie, by zwolnić tempo podnoszenia stóp procentowych (z 75 pkt bazowych na miesiąc) pomimo wyraźnych oznak hamowania wzrostu. Tym bardziej że piątkowy szacunek inflacji w czerwcu wykaże zapewne, że dynamika cen w Polsce otarła się o 16 proc. Przy tak silnej presji cenowej (i przed jej szczytem) ruch o 50 punktów bazowych na posiedzeniu RPP 7 lipca byłby rozczarowaniem i ciosem w złotego. Z drugiej strony, po serii rozczarowujących danych makro, które wpisały się w tendencje globalne, złoty zgubił balast pod postacią zbyt wysokiej wyceny przyszłych stóp RPP. Oznacza to, że realizacja prognoz Cinkciarz.pl zakładających podniesienie stopy referencyjnej docelowo do około 7,5 proc. nie wpłynęłaby w obecnym środowisku negatywnie na PLN. Inną, ale równie istotną kwestią jest retoryka władz monetarnych: jeśli Rada nie chce dopuścić do dalszego osłabienia złotego, to nie może spuścić z tonu.
Bartosz Sawicki