Polska a euroobligacje
Polska ma podstawy, by obawiać się euroobligacji. Minister Rostowski ma rację popierając alternatywny wariant wyjścia z kryzysu zadłużenia, czyli interwencję Europejskiego Banku Centralnego.
Choć oba rozwiązania są niekorzystne dla strefy euro, to euroobligacje są groźniejsze ze względu na to, że oznaczają nieodwracalne zmiany. Z perspektywy Polski ważne jest też to, że o ile przed ewentualną inflacją w strefie euro zabezpiecza nas posiadanie własnej waluty. Z kolei jako przyszły członek strefy euro będziemy musieli przystąpić także do unii fiskalnej, jeśli zawiążą ją obecne państwa strefy.
Dlaczego ustalanie polityki fiskalnej przez Brukselę uważam za błędne rozwiązanie? Ponieważ w ten sposób znikają potencjalne korzyści wynikające z konkurencji w tym obszarze. Nie wiadomo przecież dokładnie, jak wysokie powinny być podatki, w jaki sposób powinny być pobierane, na co wydawane i jaka część wydatków ma być finansowana długiem publicznym. Co więcej różne państwa mogą mieć w tym zakresie różne potrzeby. Bez możliwości eksperymentowania i porównywania wyników cała Europa wyląduje z systemem budżetowym średniej jakości a w dodatku nieodpowiednim dla dużej części krajów (na przykład zbyt wysokimi podatkami dla krajów rozwijających się).
Finansowanie długów państw zagrożonych przez Europejski Bank Centralny też jest oczywiście niekorzystne ze względu na nieodłącznie związaną z takim działaniem inflację. Można jednak liczyć, że zgoda Niemiec na przejściowe uruchomienie pras drukarskich uwarunkowana będzie zapisaniem w europejskich traktatach (a jeszcze lepiej w narodowych konstytucjach na wzór Polski) ograniczeń w przyszłym zadłużaniu się, co pozwoli zapobiec przyszłym kryzysom. Najlepiej byłoby nie trzymać się sztywno progu 60% długu do PKB, który, jak pokazał przykład Hiszpanii w Europie, a wcześniej wielu innych krajów na świecie, wcale nie broni skuteczne przed zagrożeniem bankructwem.
Maciej Bitner
Główny Ekonomista Wealth Solutions